4 powody, dla których „Assasin’s Creed” może być słabym filmem

Jako fan serii gier Assasin’s Creed bardzo wyczekuję filmowej ekranizacji tego uniwersum. Obawiam się jednak, że nie będzie to dobry obraz.

Nastał nowy rok, lista wyczekiwanych filmów jest bardzo długa, a na samym końcu, bo w grudniu (o ile nic nie ulegnie zmianie) czeka na nas film będący adaptacją wielowiecznej walki Asasynów z Templariuszami. Mimo, że trzymam mocno kciuki za tę produkcję mam podstawy, by uważać, że będzie to film średni.

12466161_826024937520675_8197080495515258515_o

A przecież wielu znawców tematu wróży temu filmowi, a także adaptacji gry „Warcraft”, którą również otrzymamy w tym roku, duży sukces i przełamanie kiepskiej passy filmowych adaptacji gier. Ja też na to bardzo liczę! Jednak jeśli zapoznacie się z moją argumentacją też powinna wam się zapalić lampka ostrzegawcza.

  1. To adaptacja gry. Temu zagadnieniu poświęciłem jakiś czas temu osobny tekst. Jakby na zagadnienie nie spojrzeć – nie doczekaliśmy się jeszcze bardzo dobrej adaptacji gry komputerowej na wielkim ekranie. Ba, większość była wręcz fatalna, co sprawia wrażenie jakiegoś fatum wiszącego nad grami w Hollywood. Wiele lat czekamy na naprawdę dobre dzieło kinowe na podstawie jednej z gier komputerowych, ale mamy do czynienia z produkcjami poprawnymi, jak Tomb Raider czy Silent Hill, lub fatalnymi, jako przykład podając Maxa Payne czy BloodRayne.
  2. Justin Kurzel w roli reżysera. Nie ma na swoim koncie żadnej bardzo dobrej produkcji. Jego ostatnia realizacja, czyli niedawna adaptacja „Makbeta” była zaś… Kiepska. Ok, nie był to film tragiczny, a na pewno był bardzo ładnie zrealizowany, jednak był to przerost formy nad treścią. Poza tym rzadko zdarza mi się w kinie przysnąć. Tu się, niestety, udało.
  3. Scenarzyści. Historię filmowego Asasyna napisała trójka: Michael Lesslie, Bill Collage, Adam Cooper. Pracowali oni już z Kurzelem przy okazji wspomnianego „Makbeta” (co samo w sobie nie jest najlepszym prognostykiem), ale mają na koncie też inne produkcje. Na przykład „Transporter: Nowa Moc”. Czyli film słaby. Dalej mamy „Exodus”, obraz już znacznie lepszy, choć też nic wybitnego.
  4. Michael Fassbender. Fani tego Irlandczyka pewnie już chcą mi dopiec za sam fakt, że śmiem wątpić w tego znakomitego aktora. Nie wątpię, bo sam jestem jego wielkim fanem. Niestety, poza wrodzonym talentem aktorskim, Fassbender ma też tendencję do grania świetnych ról w filmach, które okazują się finansową klapą. Tak było, niestety, gdyż kreacja Michaela była świetna, w przypadku „Steve’a Jobsa„. Produkcja z budżetem 30 milionów dolarów zarobiła jedynie 25 milionów. Trafiła do rankingu największych klap box office za rok 2015. A była to historia idola wielu milionów posiadaczy sprzętu Apple. Zagrana przez Fassbendera. Z Boylem za kamerą i Sorkinem jako scenarzystą. To musiało się udać. Ale się nie udało, przynajmniej finansowo. Więc ok, Assasin’s Creed nawet jeśli jakościowo będzie stał na wysokim poziomie, to może się okazać nietrafioną inwestycją.

Mimo wszystko, mam jednak nadzieję, że moje obawy w grudniu zostaną rozwiane, a film będzie stał na wysokim poziomie, nie zawiedzie fanów gry, dostarczy masę frajdy (zobaczyć skok wiary na wielkim ekranie? <3), a producentom morze hajsu. O zdjęcia się raczej nie martwię, za te odpowiedzialny jest kolejny człowiek stojący za „Makbetem”, a w filmie tym zdjęcia były naprawdę świetne.

12493901_826024834187352_7545034977779533641_o

Szkoda tylko, że na ekranie nie zobaczymy przygód Altaira, Ezio Auditore da Firenze czy choćby Desmonda Milesa. Scenarzyści postanowili bowiem jedynie zainspirować się historią z gier i pokazać nam nowego bohatera. Z drugiej strony odcięcie się od historii znanych z gier może wyjść filmowi na dobre. Albo i bardzo dobre. Znacznie łatwiej nasycić fanów gry nową historią niż spełnić wysokie oczekiwania adaptując znany już scenariusz. No i daje to wielkie pole do popisu. Jak to będzie wyglądać ostatecznie? Przekonamy się w grudniu.

Partnerzy Troyanna