Chciałem kryzys – to go dostałem

DSC09159 copyxx

Zorganizowałem ostatnio na blogu konkurs. Całkiem oryginalny, dający duże pole do popisu. Jak się okazało – za duże, a niewinna zabawa zamieniła się w coś co ostatecznie zaszkodziło nie tylko mnie, ale też nieco innym.

Kilka tygodni temu Monika Czaplicka wydała swoją książkę „Zarządzanie Kryzysem w Social Media”. Lubię Monikę, postanowiłem zatem pomóc jej nieco w promocji premiery, pisząc recenzję publikacji i organizując konkurs. Nie chciałem kolejnego zadania konkursowego ograniczającego się do „opisz swój ulubiony kryzys” czy „dlaczego chcesz wygrać”. Jest to nudne, wtórne i tego nie chciałem. A chciałem by było związane z kryzysami.

Wymyśliłem więc coś mocnego, oryginalnego i kreatywnego. Choć nieco się w swej koncepcji zapędziłem, dając nieograniczone pole do popisu. Liczyłem bardziej na zabawny trolling (jaki wykonał choćby Piotr Płuciennik) i podejście do sprawy z dystansem, którego samemu do siebie mi nie brakuje. Trwający już kilka dni konkurs miał już trochę zgłoszeń, z których żadne w zasadzie nie wybijało się ponad przeciętność, ale były dobre. I wtedy, ostatniego dnia zrodził się prawdziwy kryzys.

Siedzę sobie w biurze i spokojnie pracuję. W pewnym momencie kilka osób zaczęło mnie oznaczać w swoich postach na Facebooku, wraz z linkiem do kolejnego tekstu krytykującego polską blogosferę. Nie wiedziałem o co chodzi, kliknąłem i przeczytałem to:

kryzyssssss

Byłem w szoku. Miękkie nogi, szczęka na ziemi, szok, niedowierzanie. A kolejne publikacje na Facebooku sprawiały, że naprawdę nie wiedziałem czy temu wierzyć. W końcu… trwał konkurs na zrobienie mi kryzysu. Jednocześnie sprawdziłem bloga Moniki Czaplickiej. I rzeczywiście – był tam wpis zapowiadający Mojego Fejsa, a nawet pierwsze dwa wywiady. A zatem sytuacja wymagająca sprawnego zarządzania kryzysem. ;)

Mój fejs | Monika Czaplicka 2013-12-11 14-51-46

Wtedy już kompletnie nie wiedziałem co się dzieje. Starałem się zachować spokój, w końcu dopiero co czytałem książkę o zarządzaniu kryzysem. :)

Pierwsza myśl – dzwonię do Moniki. Ale powiadomień pojawiało się kilkanaście na sekundę, wszyscy zaczęli się pytać czy prawdą jest, że przywłaszczyłem sobie konwencję cyklu od Moniki. Konwencję, o którą przecież w dużej mierze ten blog się opiera. Uspokoiłem więc publikę w najgorętszych miejscach dyskusji, że z komentarzem wstrzymam się do rozmowy z Moniką. Ta początkowo dalej mnie nabierała, do tego właśnie odwiedził ją hydraulik i nie mogła dłużej gadać. Kolejne kilka chwil niepewności. A kryzys rósł. Szybko rósł. Nie wiedziałem, czy hydraulik to tylko wymówka, a ona siedzi przy kompie i się głośno ze mnie śmieje. A pytań i krytyki było coraz więcej.

Minął kwadrans, a sprawca zamieszania się przyznał do wywołania kryzysu w ramach mojego konkursu. Odetchnąłem z największą chyba w życiu ulgą. Jak się okazało – przedwcześnie. Spreparowany na potrzeby konkursu, fałszywy tekst zaczął zataczać coraz większe kręgi, wymykając się twórcom i, przede wszystkim, mnie spod kontroli.

Jak się okazuje, spreparowany na potrzeby konkursu kryzys wywołał ten już jak najbardziej prawdziwy. Nie dziwota. Nieprawdziwy materiał krytykujący blogera docierał do kolejnych osób – a przecież jeżdżenie po blogerach jest modne. A ja wywołałem tego złego wilka z lasu swoim konkursem. Tekst krytykujący blogera odbija się także na wizerunku całej blogosfery, nawet jeśli jest nieprawdziwy. Tłumaczenia nikogo nie obchodzą – jest jad, są i kliki.

Tego nie przewidziałem i był to mój błąd. Chciałem by konkurs był nieszablonowy, kreatywny i związany z kryzysami, ale nie ograniczając jego zasad dałem pretekst do takich działań. Nie jestem żadnym bonzo blogosfery, nie przewidziałem, że ktoś może w konkursie posunąć się tak daleko, by nawet niszowy bloger, jakim jestem, miał wpływ swoim działaniem na wizerunek blogosfery. Nieco nadwyrężyłem swój wizerunek, z którym mogę robić akurat co chcę, lecz nie powinienem go narażać na szwank. Gorsze jest to, że znowu nieco ucierpiała blogosfera. Choć kryzys został szybko ugaszony, nie miał za dużego zasięgu, to jednak – dałem pretekst do hejtowania blogerów.

To było ciekawe i nieprzyjemne doświadczenie. Boli krytyka ze strony osób, które się podziwia, zwłaszcza ta najbardziej zasłużona. Każdy kolejny konkurs będzie trzeba przemyśleć jeszcze mocniej. Kreatywność – jak najbardziej, wolna Amerykanka – niekoniecznie. Na własnej skórze sprawdziłem przydatność wiedzy zawartej w książce. I podobno zareagowałem modelowo. A smród pozostanie, niestety. Za to otrzymałem mnóstwo wsparcia z wielu stron – za co dziękuję, bo udało się mnie skutecznie przybić. ;)

A skoro jesteśmy przy książce to… Wypada rozwiązać konkurs. Zdecydowanym zwycięzcą zostaje Kuba Nagórski, który jest prowodyrem całego zamieszania. Perfekcyjnie sfałszowane dwa teksty, modelowe rozprzestrzenienie sytuacji kryzysowej – a nawet nie jest blogerem. ;) Kuba wygrywa książkę Moniki. Przyda mu się, bo pewnie nie omieszkam mu się zrewanżować.

Nagrody pocieszenia, czyli kody rabatowe na zakupy (20%) w Wydawnictwie Helion otrzymują:

– Piotr Płuciennik, który jeszcze przed kryzysem był faworytem

– Kamil Dziadkiewicz, który wyciągnął moją homoseksualną przeszłość

– Dominika Cymbik

– Patryk Siedliński

– Maciek Boomer Pietrukiewicz

Partnerzy Troyanna