Od gejmera do każuala

Kilka dni temu opowiedziałem wam o mojej przypadłości z grami komputerowymi. Dziś nieco pociągnę ten wątek, jednak odnosząc się do odwiecznej rywalizacji konsol i komputerów PC.

Dawno temu pisałem już o tym, że konsole są fajne, lecz nie dla mnie, ponieważ ja jestem z gatunku tych osóļ, które uwielbiają grać na maksymalnych rozdzielczościach w najnowsze i najpiękniejsze tytuły. Dawno temu kupowałem kompa by mógł pociągnąć w najlepszych detalach pierwszego Crysisa, zaś potem go regularnie wzmacniałem o kolejne podzespoły. Jednak wtedy mieszkałem z rodzicami, więc zarobiony hajs zawsze można było inwestować w takie przyjemności.

Obecnie ogromny blaszak zajmujący swoje miejsce w moim centrum dowodzenia wszechświatem jest włączany coraz rzadziej, najwyżej do zagrania kilku meczów w PESa lub obejrzenia serialu czy filmu. Do całej reszty korzystam od roku z MacBooka. I tak, jak uważam, że granie na pececie nadal jest idealnym rozwiązaniem dla miłośników grania, tak widzę, że ja już takim graczem nie jestem. A co za tym idzie, logicznym rozwiązaniem będzie dla mnie zakup konsoli.

Zwłaszcza, że nowa generacja konsol jest naprawdę niezła, a przecież to dopiero ich początek i jeszcze wiele razy nas one zaskoczą. Widziałem swego czasu u Barona Xbox One i byłem zachwycony. Jego integracja z Kinectem, piękna i płynna grafika potrafią zrobić nie lada wrażenie nawet na zgorzkniałym pecetowcu, za jakiego się uważam.

Wobec faktu, że gram coraz mniej, a to oznacza brak sensu w corocznym upgrade’owaniu peceta, zakup konsoli wydaje się nieuniknionym celem. Wydając jednorazowo połowę kasy, jaką potrzebowałbym na dobry komputer mam pewność, że jest to wydatek na co najmniej pięć lat. Potem wydatki zamiast na nowe podzespoły przeznaczane byłyby jedynie na nowe gry, które niestety w przypadku konsol są pieruńsko drogie.

W ten oto sposób, pragmatycznie patrząc na swoje podejście do grania, wydaje się, że kawał blachy stojący na moim biurku nie doczeka się następcy. Umiera we mnie pecetowiec, zapalony gamer, a rodzi się tak zwany „casual”, czyli gracz niedzielny. Teraz pytanie, co wybiorę (jak już będę bogaty): PlayStation 4, który mimo wszystko wydaje się sprzętem przeznaczonym w większym stopniu do grania, czy Xbox One, który zachwyca sowim multimedialnym podejściem. Problemy pierwszego świata…

Partnerzy Troyanna