To już rok z Foursquare’m

FOURSQUARE

Ale ten czas leci! Nieco ponad rok temu mieszkałem jeszcze w Gdańsku, ten blog nie istniał nawet w mojej wyobraźni, a Foursquare’a uważałem za zbędnego. Ile to się już zdążyło zmienić…

Rok i dziewięć dni – tyle minęło od mojej przeprowadzki do Warszawy. Pamiętam, że na kilka dni przed zmianą miasta skusiłem się by jednak zacząć zabawę w geolokalizację. Wcześniej uważałem, że nie ma sensu posiadać profilu w każdej społecznościówce do każdej czynności – lepiej mieć wszystko w jednym miejscu, czyli na Facebooku. Tym bardziej, że bardzo niewielu znajomych z Foursquare’a korzystało. Byłem uczestnikiem wielu dyskusji na ten temat, jednakże przekonał mnie wreszcie któregoś razu Tomek Nadolny. Przekonał mnie zwłaszcza argument o tym, że korzystanie z niego w Warszawie ma znacznie większy sens.

No i zainstalowałem. Pamiętam te pierwsze meldunki, pierwsze zebrane punkty, małą podjarkę tym wszystkim. Niewiele to jednak wnosiło do życia. W Warszawie to się już nieco zmieniło. Po pierwsze, znacznie więcej miejscówek miało to swoje odzwierciedlenie na 4sq – rok temu jeszcze brakowało ich wiele w Gdańsku, a nie chciało mi się co chwila tworzyć nowych.

Druga kwestia to znajomi. Co prawda, na początku nie było ich zbyt wielu, a każdy kolejny wprawiał w pozytywne zaskoczenie („co, korzystasz z Foursquare’a!?”). Jednak kolejne znajomości przekładały się na kolejne kontakty w serwisie, a to już stworzyło całkiem fajną bazę osób, które w czasie rzeczywistym pokazywały, że są dalej lub bliżej ode mnie. A to sprawiało, że aż chciało się iść do ludzi. Wiele razy zdarzyło mi się do kogoś zadzwonić ujrzawszy jego nieodległą ode mnie lokalizację. „Hej, widziałem, że jesteś w Barn Burgerze, mogę się dołączyć?” – to tylko przykład wielu takich rozmów i przypadkowych spotkań, które nie miałyby miejsca gdyby nie Foursquare. I każde z nich wspominam bardzo miło. Może oprócz ostatniego w Krakowie, kiedy mityczne „jedno piwo” przerodziło się w melanż do godzin porannych. Ale poznałem wtedy Marcina, więc narzekać nie mogę. :)

Trzecia kwestia, tutaj jest więcej zniżek, czyli słynnych „specialsów”. Jasne, nadal jest to mizeryjna liczba, lecz i ona rośnie. I bujdą jest, że Foursquare nie sprzedaje, ponieważ to ze względu na zniżki z tego serwisu do fryzjera jechałem aż na Ursynów. Gdyby nie wyświetliły mi się zniżki na 4sq to pewnie bym nie zajrzał do Bubble Tea na Chmielnej. I tak dalej, i tak dalej. Serio, nie ma tego dużo, ale jest kilka miejsc, w których korzystając z tego serwisu możesz zaoszczędzić. I nie są to miejsca typu najdroższe restauracje, hotele czy SPA, które nikogo nie obchodzą. Nie są to też niezbędne produkty / usługi, lecz takie, z których skorzystanie jest przyjemne. Oby więcej.

Bardzo miło wspominam ten rok, również dzięki temu, że Foursquare zadomowił się w moim życiu. Pamiętam ten szczenięcy okres podniecenia serwisem właśnie rok temu: meldowanie się na każdym przystanku, pod każdą witryną sklepową i restauracją. Tak, każdy czasem tak ma. Potem był proces normalizacji i stopniowego wykorzystywania 4sq jako przewodnika (dzięki niemu odkryłem kilka cudnych miejsc w stolicy, której do końca przecież nie znam, jak choćby Wrzenie świata), a obecnie mam niestety proces stagnacji. Wszystko dlatego, że zamieszkałem bok pracy i najczęściej kursuję tylko pomiędzy tymi miejscówkami. Foursquare motywuje by przynajmniej czasem się ruszyć gdzieś dalej. ;)

PS. Jakby co, to w Gdańsku też się już fajnie korzysta z serwisu. Piszę to, bo pewnie znowu hieny się rzucą na biednego słoika. #ilovegdn

Partnerzy Troyanna