Lubisz dobrą elektronikę? Idź na ten koncert!

Całkiem niedawno, bo w listopadzie, podsumowałem nieco moje muzyczne życie i liczbę koncertów, jakie w życiu zobaczyłem. Widziałem sporo, ale nie wszystko. A, co gorsze, wiem, że nie zobaczę wszystkiego.

W tamtym tekście użyłem prostej metodologii: wybrałem 100 najczęściej słuchanych przeze mnie wykonawców według serwisu Last.fm, a następnie policzyłem ilu z nich już miałem okazję zobaczyć na żywo. Wyszło nieźle, gdyż wówczas było to 65, na chwilę obecną (po występie Clarka trzy tygodnie temu), mam już 66. Dobry wynik, bo jeszcze wiele przed nami.

Wielowarstwowa, chaotyczna… spójność

Jednak do pełnej setki nigdy nie dotrę, ponieważ część ze stu artystów, których brałem pod uwagę, już nie działa. Albo zawieszone projekty, albo śmierć ich twórców. I w tej kategorii widniał choćby zespół Telefon Tel Aviv. Tym bardziej niewiarygodnym jest fakt, że już w sobotę zobaczę go w warszawskim Basenie (który niebawem się zamyka…).

Telefon Tel Aviv to projekt dwóch twórców z Nowego Orleanu, którzy poznali się i zaczęli tworzyć w Chicago w 1999 roku. Dwa lata później wydali swój pierwszy album „Fahrenheit Fair Enough”. Jak można określić ich twórczość z tego okresu? Nie jest to łatwe, ponieważ łącząc wiele inspiracji w jeden chaotyczny twór, Joshua Eustis i Charles Cooper, potrafili zlepić szmery, echa, wielowarstwowe kompozycje w jedną, spójną całość zamkniętą najczęściej w klamrach basu.

Początkowo głowę ogarnia chaos, wywołany mnogością docierających do naszych zmysłów dźwięków, lecz poważne wsłuchanie się w każdy z elementów daje nam pogląd na wirtuozerską całość. Twórczość Telefonu Tel Aviv to najlepsze elementy techno, idm czy trip-hopu złączone w niecodzienną mieszankę melodyjnych kompozycji. Tej muzyki po prostu nie wypada słuchać na słabym sprzęcie: słuchawki to absolutne minimum, by docenić wszystkie elementy drzemiące w utworach duetu. Bardzo rzadko korzystali do tego z gościnnych wokali w swoich utworach, również na wydanej w 2004 roku płycie „Map of What is Effortless”.

Trzy dni, które zmieniły wszystko

Po pięciu latach, w 2009 roku, amerykański duet szykował się do wydania trzeciej płyty, co nastąpiło 20 stycznia. „Immolate Yourself” (SŁUCHAJ KONIECZNIE!) złamało nieco dotychczasową konwencję twórczości Eustisa i Coopera, sięgnęli oni po nowy zestaw syntezatorów, co wyraźnie słychać w brzmieniu kompozycji. Ponadto, w większości utworów słyszymy głos Coopera. Lecz on, zaledwie dwa dni po premierze albumu, umiera w niewyjaśnionych okolicznościach. Trasa koncertowa odwołana, tłoczenie płyt wstrzymane, Eustis informuje o zawieszeniu zespołu. Początkowo podejrzewano nawet samobójstwo Charlesa, lecz w wydanym później oświadczeniu jego kompan zdementował te doniesienia.

Nie zmieniło to faktu, że to był właściwie koniec istnienia Telefon Tel Aviv. Jeszcze w 2009 roku nazwa ta figurowała w line-upie kilkunastu festiwali na całym świecie, w tym na płockim Audioriver, a Coopera zastępował Fredo Nogueira. Potem nastała cisza, przerywana co jakiś czas przez kolejne komunikaty jedynego żyjącego członka duetu. Raz sugerował reaktywację kolektywu, raz poinformował o wydaniu płyty pod inną marką (Sons of Magdalene)… Wspierał w tym czasie innych artystów (choćby Apparat), lecz brakowało w tym pewności siebie artysty. Eustis błądził.

Szansa jedna na miliard

I tak oto, w tym roku, Eustis postanowił wrócić do występowania pod nazwą Telefon Tel Aviv. Nie są to, co prawda, pełnoprawne koncerty, a jedynie DJ sety, lecz… To i tak znacznie więcej niż się spodziewałem. Bo przecież miałem nigdy nie zobaczyć Joshuy na żywo, nigdy nie miałem usłyszeć Telefon Tel Aviv serwowanego mi ze sceny. A jednak, udało się, a Eustis zagra w tym roku zaledwie kilka takich setów. W tym jeden w Polsce. Macie kilka dni, by pokochać tę muzykę i kupić bilet do Basenu. Taka szansa może się już nie powtórzyć.

W sobotę będzie 67/100.

Link do wydarzenia.

PS. Po śmierci Coopera zaprzestano tłoczenia „Immolate Yourself”, a w obiegu pozostało zaledwie kilkanaście tysięcy sztuk. Kiedy w 2010 roku buszowałem w paryskim sklepie z płytami, nie spodziewałem się, że jedna z nich wpadnie w moje ręce. Tania nie była, ale czy taki ładunek emocji można przeliczyć na pieniądze?

Partnerzy Troyanna