Moje obawy przed „Łotrem 1”

Rok temu otrzymaliśmy pierwszy film w uniwersum „Gwiezdnych Wojen” po zakupie Lucas Arts przez Disneya, zaś za zaledwie kilka dni trafi do nas „Łotr 1. Gwiezdne Wojny – historie”. I ciężko mi się powstrzymać przed lekką dozą sceptycyzmu.

A przecież „Przebudzenie Mocy” podobało mi się bardzo, mimo zbyt wielu nawiązań do „Nowej Nadziei”. To było doskonale zrealizowane, zabawne i trzymające w napięciu widowisko. O nową trylogię jestem więc raczej spokojny. Ale poza kolejnymi epizodami sagi, Lucas Arts (czyli Disney) będzie nam serwował kolejne filmy osadzone w tym uniwersum i właśnie „Łotr 1” jest pierwszym filmem z serii spin-offów. Za dwa lata otrzymamy solowy film o przygodach Hana Solo, a za tok obejrzymy ósmy epizod sagi. W „Łotrze” infiltrujemy kulisy powstawania Gwiazdy Śmierci, zaś sam film kończy się podobno zaledwie 10 minut przed wydarzeniami z epizodu IV. Możemy więc otrzymać mega nawiązania do produkcji, która rozpoczęła to wszystko. Może nawet pojawi się Leia?

Rogue One: A Star Wars Story (Ben Mendelsohn) Ph: Film Frame ©Lucasfilm LFL
Rogue One: A Star Wars Story
(Ben Mendelsohn)
Ph: Film Frame
©Lucasfilm LFL

Ale mniejsza z tym, chciałem się dziś podzielić z wami kilkoma swoimi odczuciami, ale przede wszystkim obawami, które mam przed premierą tego filmu. A mam ich kilka. Najpoważniej boję się o efekt dodatkowych nagrań, które latem zlecił Disney. Jakoś w połowie roku osoby decyzyjne obejrzały pierwszą wersję beta filmu, lecz uznano, że film ten za bardzo przypomina filmy wojenne, jest zbyt mroczny i brutalny. Stąd decyzja o dodatkowych kilkunastu dniach na planie, by nieco ten film „dośmiesznić” i uatrakcyjnić dla mniej wymagających widzów. Takie zabiegi w produkcjach filmowych to nie nowość, jednak bardzo często kończy się to źle. Przykład?

Nie trzeba szukać daleko – „Legion Samobójców” jest tego idealnych przykładem. Po premierze „Batman v Superman” i jego miażdżącej krytyce Warner Bros zlecił dodatkowe prace nad kolejnym swoim filmem w świecie DC, by film „dośmiesznić” i podkoloryzować. Niemalże wyrwano ten film z rąk reżysera Davida Ayera, a ostateczny montaż wykonała firma, która zrobiła trailer do filmu. Jak to się skończyło? Choć wielu osobom film się podobał, tak ja uważam, że ostateczny efekt był bardzo chaotyczny i po prostu fatalnie zmontowany. Stąd moje obawy „Łotra”. Bo jeśli pierwotna wizja zmiesza się z dokręconymi latem scenami możemy otrzymać coś niezgrabnie połączonego, niczym Frankenstein.

Kilka tygodni temu wśród dziennikarzy, krytyków i blogerów krążyła informacja o tym, że w Disney w Polsce nie będzie organizował pokazów prasowych „Łotra 1”, a także seansów przedpremierowych, co jest zwyczajem w przypadku większych produkcji filmowych, a także tych mniejszych. Wszystko po to, by liderzy opinii związani z kinem zdążyli napisać swoje recenzje przed publiczną premierą, budować „hype” i atmosferę wyczekiwania. To zagrało rok temu w przypadku „Przebudzenia Mocy”, kiedy i tak wielce wyczekiwany film otrzymał przed premierą wiele dobrych recenzji, a to spowodowało, że film trafił na trzecie miejsce w historii Polski pod względem liczby widzów w pierwszy weekend. Skoro więc strategia ta okazała się skuteczna, dlaczego dystrybutor nie korzysta z niej w tym roku. Czyżby obawiał się, że recenzje „Łotra 1” nie byłyby tak dobre? To oczywiście jedynie teoria, która może nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością, jednak tego typu doniesienia nie dają mi spokoju.

Rogue One: A Star Wars Story (Felicity Jones) Ph: Film Frame ©Lucasfilm LFL
Rogue One: A Star Wars Story
(Felicity Jones)
Ph: Film Frame
©Lucasfilm LFL

Ciekaw jestem również jak w roli reżysera takiej produkcji sprawdzi się Garteh Edwards, który ma na swoim koncie jeden z moich ulubionych filmów ostatnich lat – „Godzillę” z 2009 roku. Był to niezwykle klimatyczny akcyjniak spowity w dużej części mrokiem. Jeśli Disney zlecił mu prace nad dodatkowymi nagraniami może co nieco zburzyć jego pierwotną wizję filmu.

Niemniej jednak, wiele wskazuje na to, że dostaniemy film przynajmniej przyzwoity. Na pewno, i to chyba najlepsze określenie wszystkiego, co tworzy Disney, BEZPIECZNY. Czyli ładnie zrealizowany, bez artystycznych szarż, wycelowany idealnie pomiędzy fanów, niedzielnych kinomanów oraz (w najmniejszym stopniu chyba) nieco bardziej wymagających fanów kina. Poza tym, będzie Darth Vader, i mam nadzieję, że ta postać nie będzie jedynie przynętą, która ściągnie widzów do kina i rozczaruje jego nikłym udziałem w filmie. Wielkim fanem Felicity Jones nie jestem, ale nie mam wobec niej zbyt wielkich oczekiwań. Te zaś kieruję bardziej do Bena Mendelsona, który zawsze wypadał na ekranie bardzo magnetycznie i przyciągał uwagę. Jako główny szwarccharakter (obok Vadera) zapowiada się naprawdę niesamowicie. Podobnie jak Forest Whitaker, choć on z kolei zaczyna być nieco wtórnym (choć nadal wielkim w tej powtarzalności) aktorem.

los_olympicstrlr_dd023e45

Cóż, czy to wszystko ma prawo się udać? Mimo swoich obaw i doniesień zza kulis produkcji czuję, że będzie dobrze. Niekoniecznie wybitnie. Ale dobrze. To film skalkulowany na sukces finansowy, nie artystyczny. Zamiast jednak gdybać, po protu poczekajmy tych kilka dni i przekonajmy się na własnej skórze. Premiera tuż tuż! A podobno premierze filmowej towarzyszyć może zwiastun VIII epizodu „Gwiezdnych Wojen”. Oby nie okazało się, że będzie to najlepsza część seansu.

Partnerzy Troyanna