Gorące napięcie w lodowatej scenerii – recenzja filmu „Wind River”

Mam wrażenie, że polscy dystrybutorzy nie lubią Taylora Sheridana. Scenarzysta „Sicario” dał światu w 2016 roku film nominowany do Oscara w czterech kategoriach, a ten nie trafił do szerszej dystrybucji w Polsce. Podobny los spotkał w tym roku „Wind River”. A szkoda.

Najnowszy film to także debiut reżyserski Sheridana, którego scenariusze mają charakterystyczny sznyt i bardzo mi się podobają. To filmy opowiadające o współczesnej Ameryce w skali mikro, gdzie pozornie dzieje się niewiele, lecz na podstawie tych drobnych historii niewiele znaczących ludzi można wyciągnąć ciekawe wnioski o społeczeństwie amerykańskim. Czy to o problemie z granicą z Meksykiem („Sicario”) czy o małych miasteczkach na pustyni („Hell or High Water”). W „Wind River” mamy opowieść o trudnych stosunkach z rdzennymi Amerykanami w rezerwacie Wind River w Wyoming.

Krótka historia dominacji natury nad człowiekiem

Cory Lambert (Jeremy Renner) zajmuje się łowieniem dzikich zwierząt, które utrudniają życie mieszkańcom rezerwatu i w trakcie tropienia dzikich kotów odnajduje na bezludziu ciało młodej dziewczyny ze społeczności indiańskiej. Na miejsce przyjeżdża agentka FBI Jane Banner (Elizabeth Olsen) zupełnie nieprzygotowana do pracy w śnieżnych warunkach rezerwatu. To także pokazuje jak bardzo poważne problemy są traktowane po macoszemu przez rząd federalny. Banner prosi Lamberta o pomoc w rozwikłaniu zagadki śmierci dziewczyny ufając jego znajomości lokalnych zwyczajów i terenów.

Cała historia odkrywania przyczyn śmierci Indianki nie jest skomplikowana i w innym filmie całość można by skrócić do ledwie półgodzinnego filmu. Ale to nie byłby film Sheridana, który na małe historie ma wielki styl ich opowiadania. To przede wszystkim prezentowanie świata przedstawionego – pustkowia wśród śniegu i gór. Natura dominuje tutaj nad człowiekiem, co zresztą staje się dominującym motywem filmu. Ludzie skazani na życie wśród ciszy i śniegu zdolni są z nudów dopuścić się wielu złych czynów, a przez to relacje między ludźmi stają się momentami chłodniejsze niż temperatura w trakcie śnieżnej burzy. To powolne budowanie klimatu dominacji świata nad bohaterami okraszone jest dodatkowo pięknymi kadrami panoramicznymi, gdzie postaci zajmują niewielki fragment ekranu.

Skoki napięcia

Dominująca, powolna część produkcji przecinana jest jednak kilkoma szybszymi scenami, gdzie w kilku krótkich chwilach dzieje się bardzo dużo. To już chyba znak rozpoznawczy filmów napisanych przez Sheridana. Pamiętacie w „Sicario” scenę na przejściu granicznym i strzelaninę w gąszczu samochodów? „Wind River” oferuje kilka tego typu momentów, gdzie natura ustępuje pierwszoplanowej roli bohaterom w ciasnych przestrzeniach, gdzie każda sekunda podnosi napięcie na wyżyny. Wielki dramat na małej przestrzeni. Sheridan potrafi też przygotować do tego typu momentów w odpowiedni sposób – minuty przed kulminacyjnymi scenami są jeszcze spokojniejsze serwując widzowi w ostateczności mocny szok.

Nie mogę jednak ukrywać, że samo wyzwanie stojące przed bohaterami – poznanie przyczyn śmierci dziewczyny – rozwiązane jest nieco zbyt prosto i brak w nim jakichś niespodzianek. To tak właściwie tylko trzy dni śledztwa prowadzone liniowo i bez większych komplikacji. Z jednej strony ta prostota pozwala oddać dominującą rolę stylowi narracji skupiając się na innych elementach: świecie rezerwatu, bohaterach i ich mikrodramatach. Z drugiej jednak miałem nadzieję, że całość okaże się bardziej skomplikowana, jak miało to miejsce w poprzednich filmach Sheridana.

Zdjęcia i muzyka uzupełniają styl narracji Sheridana

HANDOUT EDITORIAL USE ONLY/NO SALES
Mandatory Credit: Photo by CANNES FILM FESTIVAL/HANDOUT/REX/Shutterstock (8825676a)
Jeremy Renner and Gil Birmingham
Wind River – 70th Cannes Film Festival, France – 19 May 2017
An undated handout film still provided by the Cannes Film Festival organization on 20 May 2017 shows US actors Jeremy Renner (L) and Gil Birmingham (R) in a scene of 'Wind River’. The movie by Taylor Sheridan is presented in the Un Certain Regard Competition at the 70th annual Cannes Film Festival running from 17 to 28 May 2017.

Brakuje w tym filmie także wybitnych kreacji aktorskich, wszyscy wypadają po prostu poprawnie. Czy to Jeremy Renner opowiadający o cierpieniu i próbach jego okiełznania, czy Olsen rzucona na głęboki śnieg (bo tutaj wody nie ma, więc na głęboką wodę nie można jej rzucić, rozumiecie?) i próbująca bezradnie rozwikłać śledztwo, czy Gil Birmingham przeżywający śmierć córki na swój nieokiełznany sposób, a nawet Punisher Jon Bernthal, który jest typowym Bernthalem. Nie ma w tym niczego wybitnego, po prostu poprawność.

Wszystko to okraszone jest także mocno poprawnymi zdjęciami, które potrafią dobrze przedstawić dominację natury nad człowiekiem – niemałą rolę odgrywa tu świetna kompozycja każdej sceny i mocno kontrastowe światło. Jednak zdecydowanie większą rolę w tym filmie odgrywa muzyka, w której ambientowe przestrzenne dźwięki łączą się ze skrzypcami i gitarami w pięknych kompozycjach. Od samego początku dyktuje w bardzo subtelny sposób ton narracji. Momentami jest niemal niezauważalna, zlewając się z opowiadaną historią, ale obecna jest niemal nieustannie w kilku momentach przejmując nawet dominującą nad obrazem rolę. W pewnym momencie zacząłem się nawet domyślać kto tego typu tonację do filmu mógł zaserwować i nie myliłem się: ścieżka dźwiękowa to dzieło Nicka Cave’a i Warrena Ellisa.

Podsumowanie

„Wind River” to film, który zasłużył na szeroką dystrybucję w Polsce. Bo choć sama historia jest prosta, dość czytelna i nawet lekko rozczarowuje, tak charakterystyczny ton narracji historii, tych kilka momentów przyspieszenia, sprawiają, że film ogląda się bardzo dobrze, mieszając stonowane, ale zawsze obecne, napięcie z napięciem bardzo wysokim. W połączeniu z dobrymi zdjęciami i fantastyczną muzyką otrzymujemy kolejny dobry film Sheridana. Ale film jedynie dobry, bo miał szansę być świetnym. Nie wątpię jednak, że to udany reżyserski debiut jednego z ciekawszych scenarzystów ostatnich lat i wystarczy dać Sheridanowi jeszcze kilka okazji, a być może stanie się wybitnym filmowcem.

Partnerzy Troyanna