Martwy basen pełen dowcipów – recenzja „Deadpool 2”
Druga część Deadpoola była jednym z bardziej wyczekiwanych premier 2018 roku i nie mogła w tym przeszkodzić nawet data wejścia do kin pomiędzy „Avengers Infinity War”, a „Hanem Solo”.
Druga część Deadpoola była jednym z bardziej wyczekiwanych premier 2018 roku i nie mogła w tym przeszkodzić nawet data wejścia do kin pomiędzy „Avengers Infinity War”, a „Hanem Solo”.
Wszystko prowadziło do tego – Marvel Studios nie mogło znaleźć lepszego hasła reklamującego najnowsze i prawdopodobnie największe swoje dotychczasowe dzieło.
Nie spieszyłem się z oglądaniem drugiego sezonu Netflixowego serialu „Jessica Jones”. Kiedy jednak do niego zasiadłem w ostatni weekend – obejrzałem w zaledwie trzy wieczory.
Osiemnasty film w ramach Marvel Cinematic Universe i jednocześnie jeden z największych sukcesów serii. Film, który w pierwszy weekend zarobił więcej niż „Liga Sprawiedliwości” przez cały okres wyświetlania w Ameryce.
Niezbyt udane tegoroczne serie Netflixa z udziałem bohaterów Marvela zaniżyła mocno oczekiwania wobec „Punishera”, ja jednak bardzo chciałem, by się udało i wygląda na to, że trzymanie kciuków się opłaciło.
Od jakiegoś czasu nie było na blogu tekstów o serialach, które oglądałem. Najwyższy czas to nadrobić.
Kiedy Marvel powierzył w ręce Taiki Waititiego projekt pod tytułem „Thor: Ragnarok” wydawało się to być obarczone sporym ryzykiem, ale ja od razu wiedziałem, że będzie dobrze.
Tobey Maguire daleko było do idealnej kreacji Spidermana. Andrew Garfield był jeszcze gorszy. Tom Holland dawał nadzieję, że wreszcie otrzymamy odpowiedniego aktora w odpowiedniej roli.
Po dużym rozczarowaniu, jakim był „Iron Fist” przyszedł czas na kolejny serial w świecie superbohaterów.
„Logan” był przeze mnie spisany na straty. Bo poza „Deadpoolem” Fox nie potrafił od dawna umiejętnie skorzystać z bogactwa uniwersum X-Men, by zrobić dobry film.