Czy da się przeżyć trzy dni bez telefonu?

Widzisz to zdjęcie na górze? Tak wyglądam ja, kiedy zabierze mi się telefon. W sumie, podobny zupełnie do nikogo do mnie. Jeszcze tydzień temu sobie tego nie wyobrażałem. Owszem, od jakiegoś czasu staram sobie zmniejszać dzienne dawki Internetu, ale żeby tak całkowicie pozbawić się smartfona? Nie, to niemożliwe.

Niemożliwe jednak stało się faktem. Wszystko za sprawą wyjazdu na Mazury w ostatni weekend. I choć wyjazd był stricte służbowy, to nie wyobrażam sobie nie mieć przy sobie komputera przez tych kilka dni. Przecież ta sama firma brała udział w ważnym przetargu i w każdej chwili mogła być potrzebna moja pomoc. Do tego szef wszystkich szefów zaopatrzył mnie w mobilny router, który miał mi zapewnić łącze Internetowe na wszelki wypadek. Do tego, na drugim blogu trwały akurat dwa konkursy, które musiałem rozwiązać w trakcie wyjazdu.

Pierwszego wieczora w Giżycku przy ognisku siedziałem sobie popijając bimber i co jakiś czas zerkając, mimowolnie, w telefon. Nic istotnego się nie działo, ale raz sprawdziłem powiadomienia, raz zrobiłem zdjęcie trzaskającego obok ognia. Siedzący obok prezes powiedział, bym pokazał mu swój telefon. Prezesowi się nie odmawia, wiadomo, poza tym chciał tylko obejrzeć, prawda? Nic bardziej mylnego, jak rzekłby Radek Kotarski. Telefon szybko wyłączył i rzekł:

„Telefon odzyskasz za trzy dni w niedzielę.”

Początkowo nie wiedziałem co zrobić, pewnie sądziłem, że żartuje i zaraz odda telefon w me ręce. No ale nie. Zacząłem mówić, że jest przetarg, jutro muszę zdzwonić się z biurem i ogarnąć sytuację i tak dalej.

„Poradzisz sobie bez telefonu.”

Że jak, miałbym kogoś poprosić o pożyczenie telefonu? Bez sensu… Ale z każdą minutą zacząłem się godzić z faktem – swojego iPhone’a zobaczę dopiero za trzy dni. I zacząłem planować jak rozegram następnego dnia status prac i rozwiązanie konkursów. Obyło się bez telefonów. Niecała godzina z komputerem i… Wszystko było załatwione. I nawet się ucieszyłem, że zabrano mi telefon.

FullSizeRender 3

No tak, ale przecież telefon nie służy tylko do pracy. Co ze zdjęciami, kontaktem ze znajomymi, monitorowaniem obu prowadzonych przeze mnie blogów?

Kilka spostrzeżeń po trzech dniach bez telefonu

Przede wszystkim, świat się nie zawalił. W pracy nie było fakapów. Na blogach panował względny spokój (poza rozwiązaniem konkursów). Żadna wojna nie wybuchła. Nie ominęło mnie nic nadzwyczajnego.

Musiałem diametralnie przestawić swój proces myślowy. Mam tu na myśli najmocniej wyczucie czasu. Nie noszę zegarka, uważając, że to zbędny gadżet, skoro w kieszeni mam telefon. No, ale przez trzy dni nie miałem. Pewnie gdyby to nie był wyjazd wypoczynkowy, byłoby z tym ciężko, ale na Mazurach, na żaglach – czas stracił jakiekolwiek znaczenie. Nie miałem pojęcia która jest godzina. Wstawałem – jak byłem wyspany. Szedłem spać – jeśli czułem się zmęczony. Raz podobno zasnąłem o godzinie 23, kiedy reszta zawodników tańcowała na dyskotece w Węgorzewie. Było dziwnie, ale… Przyjemnie. Bardzo.

12030258_1133297060031073_6769745001311873316_o

Odciążony powyższymi zmianami umysł zaczął lepiej chłonąć otoczenie. Zewnętrzne bodźce dawały znać o sobie znacznie silniej. Pierwszy raz od dawna nie bolała mnie głowa. Od nadmiaru informacji, powiadomień, maili, tekstów zalegających w Pockecie. Mój mózg wyparł na chwilę z głowy istnienie Internetu.

Jest jednak jedna kwestia, której nieco żałuję. Od dawna uważam, że najlepszy aparat fotograficzny na moje potrzeby to ten, który zawsze mam przy sobie. Tak, to telefon. Pierwszy w życiu wyjazd na Mazury fajnie byłoby okrasić paroma ładnymi snapami, zdjęciami na Instagramie czy relacją na blogu. Nic z tego. Nie mam z wyjazdu żadnego zdjęcia własnego autorstwa. Trochę szkoda, ale…

IMG_5918

Zawsze uważałem, że i tak najpiękniejsze zdjęcia zachowujemy nie na dyskach naszych urządzeń, nie w chmurze, a w naszej pamięci. I niby zawsze w to wierzyłem, ale dopiero gdy pozbawiono mnie telefonu, potrafiłem docenić prawdziwe piękno zachodu słońca na środku jeziora Mamry. Albo węgorza w sosie koperkowym. Nie zrobiłem sobie nawet samojebki, kiedy otrzymałem na pokładzie jachtu funkcję sternika (albo inaczej, steratega). I cóż ja mam począć teraz?

Ano nic, mam ten widok przed oczami. Nie podzielę się nim z nikim. Jest tylko mój, a dzięki temu silniejszy i cenniejszy.

11998882_1063916540285721_7042054681265911710_n

I trzeciego dnia nawet nie chciałem odzyskiwać tego telefonu. Przejście w offline, choć wymuszone, okazało się strzałem w dziesiątkę. Mój umysł pochłonął znacznie więcej wartościowych i namacalnych rzeczy niż wasze zdjęcia kotów, obiadów, kolejne gównoburze czy niewiele wnoszące do mojego życia dyskusje o nowościach od Apple. To wszystko może poczekać, zachód słońca nad Mazurami niekoniecznie.

Panie Prezesie, melduję wykonanie zadania dziękuję.

A ostatecznie zdjęcia do tekstu zrobili mi Kardyś i reszta załogi AdNext (Hela i Gosia).

Partnerzy Troyanna