Czy w Polsce potrzebny jest kolejny festiwal z muzyką techno? Z takiego założenia wyszła agencja Follow The Step, która na początku listopada zorganizowała pierwszą edycję Undercity.
I choć moim zdaniem festiwal to spore nadużycie wobec jednodniowego (a właściwie jednonocnego) wydarzenia, tak wydaje się, że sama inicjatywa okazała się potrzebna. I to w weekend pomiędzy dwiema, nieco innymi, ale wciąż dużymi i ciekawymi wydarzeniami, jakimi są Revive Festival oraz Mayday w katowickim Spodku. Undercity zamienił warszawski Torwar w naprawdę ciekawą przestrzeń.
I choć do samego końca nie byłem pewny swojego udziału w wydarzeniu, tak już na wstępie mogę zdradzić jedno – bardzo dobrze, że tam ostatecznie trafiłem. Okazało się bowiem, że impreza na wielu poziomach okazała się naprawdę mocna.
Torwar to duże miejsce, które ciężko jest zapełnić tłumem. Problemy powinien mieć z tym zwłaszcza nowy projekt, którego na mapie wcześniej nie było. Jednak Undercity już za pierwszym razem przyciągnął masę chętnych osób, których można liczyć chyba nawet w tysiącach. Poważnie! Byłem w ogromnym szoku jak tłumnie stawili się miłośnicy techno na nowej inicjatywie. Tłum był odczuwalnie większy niż na imprezach o dużo większej skali i historii, jak choćby Up To Date Festival.
A to zasługa dobrego i różnorodnego line-upu na trzech scenach. Obok wielkich gwiazd sceny pokroju Adama Beyera, Dixona czy Jorisa Voorna znalazło się w nim miejsce również na mniej znanych, ale wciąż wspaniałych artystów, z Phase i Matrixxmanem na czele, a także Honey Dijon czy Randomerem. Do tego artyści zostali sprawnie rozstawieni na trzy mocno różniące się od siebie sceny.
Metropolis, największa z nich miała bardzo ciekawą oprawę i rozłożenie kluczowych elementów (koncept z wielkimi platformami niczym podestami wypadł ciekawie), no i brzmiał bardzo mocno. Dobrze zaczął Recondite, lecz jakoś chyba jego kolejny występ brzmiał identycznie jak poprzednie – chyba nieco już mi się znudził. Doskonale grał również Adam Beyer oraz Dubfire, jednak niezbyt wiele czasu spędziłem na ich popisach, bo było wiele innego dobra do doświadczenia.
Zaskakująco dobrze wypadała też scena najmniej efektowna scena City Hall ustawiona, nomen omen, w holu Torwaru. Fajny mapping nadawał surowej scenerii ciekawego efektu. I muzycznie było przyjemnie – Jacques Greene czy Honey Dijon sprawiali, że spędziłem tam nieco czasu.
Jednak moim miejscem na Undercity okazała się ostatnia scena – The Tunnel. Jak sama nazwa wskazuje, przypominała tunel, a był zwykłym świetnie opracowanym wizualnie (dźwiękowo już nieco gorzej) korytarzem. Efekt łączący w sobie słynny tunel z Tresora, oświetlenie rodem z Watergate i surowy, klubowy klimat w połączeniu z równie surową i mocną muzyką przyciągał mnie najmocniej i to tam spędziłem najwięcej czasu. Kas:st, Xhin oraz Phase b2b z Matrixxmanem robili kosmiczne rzeczy z dźwiękami i bitami. To było takie techno jakie lubię najbardziej.
Logistycznie też większość kwestii była dobrze zorganizowana. Dwa duże wejścia, elektroniczne listy gości wykluczające żmudne przeczesywanie list na kartkach w poszukiwaniu nazwisk, dużo toalet, stoisk z napojami (choć pomysł z żetonami nie był zbyt udany) . Momentami terminale płatnicze nie łapały zasięgu, ale to jedynie drobne niedociągnięcia.
Nie ma więc co ukrywać, że choć początkowo byłem sceptycznie nastawiony do Undercity i kolejnego eventu techno w Polsce, tak okazało się że byłem w błędzie. Inicjatywa Follow The Step, patrząc po okazałej frekwencji, okazała się potrzebna, a i zwyczajnie udana.