Od jakichś dwóch lat, z braku czasu, mocno ograniczam oglądanie seriali. A od paru miesięcy nawet nie jestem na bieżąco z ulubionymi. A nowe? Tych staram się nie przyjmować. W tym roku zrobiłem jedynie dwa wyjątki.
Pierwszym był „Mr Robot”, którego wchłonąłem w sierpniu. Świetnie zagrany główny bohater, dobrze opowiedziana i niedopowiedziana historia i piękna Carly Chaikin to główne z powodów, dla których ten serial jest świetny. Poza tym, ze względu na swój pseudonim, interesuję się nieco trojanami i hakerstwem. Głupio nie wiedzieć co tam słychać w branży. Wydawało się, że będzie to najlepszy debiut serialowy tego roku.
Potem dałem szansę „Fear The Walking Dead”. Po czterech odcinkach odpuściłem, spinoff uznanego na całym świecie „The Walking Dead” mocno zawiódł. I wydawało się, że z tegorocznych seriali pozostanie mi tylko szósty sezon o zombiakach i „Homeland”. Lecz nagle zewsząd zaczęły docierać do mnie informacje o kolejnej produkcji Netlfixa. A to na Snapchacie zachwalał go Maciek, a to w jeden weekend wciągnął go Wojtek, odcinek o nim zrobili Sfilmowani (nie obejrzałem, bo oglądam ich dopiero, by skonfrontować opinie Jacka i Dawida z własną). Tym serialem był właśnie Narcos.
I trafił on na podatny u mnie grunt. Akcja rozgrywa się w latach osiemdziesiątych w Kolumbii, a pisałem pracę licencjacką i magisterską o polityce zagranicznej Reagana i walce CIA z komunizmem. Przewijały się w moich wypocinach wątki południowoamerykańskie dość często. Głównie Nikaragua oraz Grenada, ale Kolumbia także. Historia Pablo Escobara, który w krótkim czasie, dzięki eksportowi kokainy do USA, stał się jednym z najbogatszych ludzi w historii.
Serial jest zrealizowany doskonale. Zdjęcia zrealizowano w samej Bogocie, większość dialogów jest w języku hiszpańskim (jak fajnie sobie przypomnieć go po nauce w liceum) i jest fabularyzowaną historią Escobara, ale nie dokumentem. Już sam główny (choć nie jedyny w historii) Narco, czyli narkobaron, jest doskonale zagrany przez Wagnera Mourę. Zachowano duże podobieństwo wizualne względem oryginału.
Co prawda ciężko mi ocenić odwzorowanie zachowania tej postaci, gdyż nigdy nie miałem okazji poznać Pablo, ale jest on zarysowany na genialnego (dosłownie) szaleńca. W jednym momencie jest sprawnym strategiem przewidującym ruchy przeciwników, ze stoickim spokojem przyjmującym złe wiadomości. W ułamku sekundy potrafi się jednak zmienić w głodnego krwi szaleńca, nie liczącego się z niczyim życiem. To szaleństwo jest zobrazowane doskonale.
I cała historia jest ciekawie opowiedziana, oczami agenta DEA (Drug Enforcement Agency, walczą z narkotykami w USA). Ten jest nie mniej autentyczny, ale agenci Murphy i Pena do mocno dokumentalnej narracji dodają nieco fabularnej warstwy. I choć z samym agentem za bardzo się nie wiążemy i bywa bardzo mdły (może to kwestia wąsów, nie wiem), to nadaje on scenariuszowi większej głębi.
No i kolejna kwestia, jeszcze jeden atut, wobec którego od dawna mam słabość – wiele scen zostało zrealizowanych w technice master shotów. Może nie wiecie, więc wytłumaczę – to taki patent, w którym sceny nagrywa się ujęcia jedną kamerą bez żadnego cięcia. Pamiętasz „Grawitację”? Zrobił ją Alfonso Cuaron, maniak tej techniki i autor filmu „Ludzkie Dzieci”, dzięki któremu pokochałem tego typu sceny. I o ile sceny dialogów pomiędzy kilkoma bohaterami nie jest ciężko zrobić w master shocie, o tyle sceny akcji, gdzie wojskowy garnizon robi nalot na El Catedral (więzienie zbudowane przez Escobara), gdzie skoordynować trzeba było wiele elementów, robi wrażenie. Tego typu scen jest naprawdę sporo.
Kiedy niedawno dostałem na jakiś czas telewizor Samsunga do testów, uznałem, że warto go wypróbować właśnie na jakimś serialu (z Homeland poczekam do końca sezonu, The Walking Dead dopiero się zaczyna), więc spróbowałem właśnie z Narcos. I nie wiem czy to serial czy to sam telewizor, ale po prostu uzależniłem się od wieczornego seansu tej serii. Dziesięć odcinków wciągnąłem (nomen omen) w niespełna tydzień (co w moim przypadku jest akurat sukcesem). Dlatego jeśli chcesz obejrzeć Narcos to upewnij się, że masz nieco więcej czasu. Towar Escobara Cię uzależni.