Wiele rzeczy w życiu robiłem, w różne projekty się angażowałem, ale chyba nic nie było tak przyjemną przygodą jak świętujący jutro pięciolecie istnienia Shadowplay!
Kiedy byłem studentem dużo czasu poświęcało się na imprezowanie. Niestety, oferta klubowa w Trójmieście zawsze pozostawiała wiele do życzenia, dominowały przaśne, plastikowe kluby, pełne ludzi, wśród których obcowanie nie zawsze jest przyjemne. Ale cóż innego pozostawało – szło się do Parlamentu, Kwadratowej czy innych dziwnych miejsc. Z czasem pojawił się cykl imprez w legendarnej Modelarni na terenie Stoczni Gdańskiej, gdzie można było posłuchać Radiohead, Interpolu czy The Chemical Brothers. Modelarnia jednak szybko przestała istnieć, a imprezy CUcumber zaczęły ewoluować w niekoniecznie przyjemnym kierunku. Znowu powstała luka.
A z Patrykiem, wieloletnim przyjacielem, od dawna snuliśmy wizję własnego cyklu imprez. Brak umiejętności, znajomości w klubach był jednak sporą przeszkodą. Aż nagle zgłosił się do nas Borys Kossakowski, pracujący wówczas w Klubie Żak, z propozycją zagrania imprezy. Pierwsza burza mózgów, jest pomysł: gramy zamiennie rock (PatRock) oraz elektronikę (ElecTroyann), nazwa Shadowplay! zaś inspirowana jest utworem legendarnego Joy Division. A wydarzenie promujemy hasłem „Joy Division vs Royksopp!”. Nawet sesję sobie zrobiliśmy. O taką:
Pierwsza impreza, podchodzę do sprzętu i… Uczę się z niego korzystać. Naszą filozofią nigdy nie było opanowanie do perfekcji sztuki miksowania. Znaliśmy i dalej znamy swoje miejsce w szeregu, nie porównujemy się do najlepszych DJ’ów. Nasz cel był jeden – zaoferować odbiorcom imprezę z muzyką, której nie mają w innych miejscach, do której sami byśmy chcieli tańczyć. Niespodziewanie, ta formuła chwyciła. Brak umiejętności nie przeszkodził, choć wciąż się szkoliliśmy, a po roku zainwestowaliśmy w lepszy sprzęt.
Projekt Shadowplay! stale ewoluował. Po kilku tygodniach dołączyli do nas Michał Jankowski i Filip Rezner, miłośnicy sztuk wizualnych, którzy naszą muzykę zaczęli okraszać tworzonymi na żywo wizualizacjami. W ten sposób zyskaliśmy kolejny wyróżnik. Zaproszenia do kolejnych miejsc, miast i zaczęła się piękna przygoda. Zdarzyło się grać nam do rana w Lęborku, by wsiąść prosto zza konsolety do pociągu do Warszawy na kolejną imprezę. Zwiedziliśmy też Wrocław, Poznań, Katowice, Tczew, Mediolan (fakje!) i inne ciekawe miejsca.
Nasz gust muzyczny także ewoluował. Choć nie zawsze spójnie i nie zawsze te zmiany nam się wzajemnie podobały. Miałem fazę na mocne electro, którego nikt nie chciał, ale jarałem się puszczając tę muzykę. Z czasem gitarowe kawałki zaczęliśmy zastępować ich elektronicznymi remiksami. Elektronika pokroju Royksopp została wyparta coraz mocniejszymi brzmieniami. Ale nadal było świetnie, przygoda trwała.
Nawet moja przeprowadzka do Warszawy nie stanęła początkowo na przeszkodzie: chłopaki odwiedzali mnie regularnie w stolicy, ja często podróżowałem w rodzinne strony. Często jedynie na imprezę. Z czasem dorosłe życie zaczęło zyskiwać na naszej liście priorytetów, graliśmy coraz rzadziej.
Wiksował z nami nawet słynny Zenon z Mięsnej:
Granie imprez nigdy nie przynosiło nam kokosów. Często zarobione i podzielone na cztery pieniądze przepijaliśmy tej samej nocy. Albo zwracał nam się koszt dojazdu. Ale pieniądze nigdy nie były celem samym w sobie. Liczyła się zabawa. A ta za konsoletą jest doskonała. Podziwianie z góry jak publika reaguje na Twoje miksy czy kolejne utwory przynosi niecodzienną frajdę.
Zdarzały się też niewiarygodnie zabawne historie. Jak choćby niedorzeczne requesty. Moim ulubionym była prośba o salsę w jednym z gdańskich klubów. Albo przewijająca się dość często prośba „o coś do tańczenia”. Dziewczyno, leci Fatboy Slim! Zdarzały nam się również przykre sytuacje, kiedy ktoś tak mocno naciskał na puszczenie „czegoś do tańczenia”, że chciał nam przyłożyć. A wcześniej oferował dwie dyszki. Tak, muzyczna niezależność i odmawianie tego typu prośbom zawsze było dla nas wyznacznikiem.
Ostatnią imprezę zagrałem pół roku temu, w swoje urodziny. Przez tych kilka miesięcy odkryłem życie po drugiej stronie konsolety. Bo wiecie, pięć lat wstępowałem do klubów tylko po to, by grać. Fajnie było jednak trochę potańczyć, zwłaszcza przy trwającej od jakiegoś czasu mojej fascynacji muzyką techno. Ale zdążyłem zatęsknić za porywaniem tłumów.
Dlatego jutro w Gdańsku będziemy celebrować pięciolecie naszego projektu. Wraz z publiką chcemy raz jeszcze przeżyć naszą małą ewolucję. Czyli będzie Royksopp i Joy Division na początku, tak jak pięć lat temu. Będzie Kamp! oraz Soulwax, jak bywało później. Będzie też Gorgon City oraz Maceo Plex, czyli coś, co chcemy grać teraz. To będzie niesamowita podróż, a jej szczegóły znajdziecie tutaj. Dla mnie to będzie specjalna noc.
W ciągu tych pięciu lat supportowaliśmy zespoły takie jak: Hurts, Zola Jesus, Kamp!, Ladytron, Bye Bye Bicycle, Skinny Patrini i inne..