Ten smutek gościł w mym sercu już kilka razy. Zawsze spada na Ciebie niespodziewanie, a Ty nie masz możliwości walczyć z zaistniałą sytuacją. Tak to bywa z zamykaniem klubów w Polsce.
Mieszkając w Trójmieście rotacja istniejących i nie funkcjonujących już klubów była bardzo wysoka. Jedne z najlepszych imprez kilka lat temu przeżyłem na terenie Stoczni Gdańsk w dawno zapomnianej Modelarni. Rozpoczęty tam cykl CUcumber do dziś wspominam jako jedne z najlepszych imprez czasu studiów. Równolegle, bywałem często w pubie Red Light, który na jakiś czas również zniknął z mapy Gdańska. Zreaktywował się na szczęście i ma się obecnie bardzo dobrze.
Pamiętam również legendarne La Dolce Vita. Ciasne miejsce, które jednak gościło wielu znakomitych gości. Jak choćby Dick4Dick czy Shadowplay! (hehe). Niestety, nieprzychylne opinie okolicznych mieszkańców doprowadziły do zamknięcia LDV, w którego miejscu postawili pijalnię wódki. Kolejna kolebka ciekawych wydarzeń i wielu wspaniałych spotkań przerodziła się w lokal, w którym ciężko mi przebywać.
Gdy przeprowadzałem się do Warszawy nie istniało już wiele klubów, o których krążyły głośne legendy. Jak choćby Jadłodajnia Filozoficzna. A gdy w końcu zadomowiłem się w poprzednim roku w 1500m2… Te również zostały zamknięte. Wskrzeszenie z martwych ma nastąpić, lecz kiedy i gdzie wciąż pozostaje zagadką. Mam nadzieję, że chociaż Nowa Jerozolima, gdzie obecnie bywam, nie umrze jak klub z ulicy Solec. Choć, znając historię tej lokalizacji, wiele może się wydarzyć.
Te wszystkie przemyślenia przyszły mi do głowy przed paroma dniami, kiedy pojawił się komunikat o możliwym zamknięciu stołecznego Basenu. Nie, żebym bywał tam jakoś nadzwyczaj często, lecz miejsce to było scenerią najlepszych koncertów, na jakich byłem w ostatnich latach: Moderat, Tycho, Marek Hemmann czy Clark. A za dwa tygodnie na deskach dawnego basenu zagra Joshua Eustis, współtwórca nieistniejącej już, jednej z mych ukochanych, formacji – Telefon Tel Aviv.
Właściciel lokalu, Związek Harcerstwa Polskiego, chce podwyższyć czynsz organizatorom klubu, co zabije ich biznes. Niby trwają rozmowy, być może uda się obu stronom dojść do porozumienia, lecz już powoli zaczynam odczuwać ten smutek. Bo wiem, że mogę stracić miejsce, w którym tyle pięknych chwil przeżyłem. Basen mocno dba o świetne koncerty. Bo, choć nie wszystkie grające tam zespoły lubię, ściągają tam wielkiej klasy nazwiska, współpracują z największymi festiwalami i po prostu przyciągają tłumy.
Trzymam kciuki, by się udało! A jak nie, to będę się cieszył każdą sekundą koncertu Telefon Tel Aviv oraz Mouse on Mars. Szkoda, że te najlepsze miejsca spotyka często brak zrozumienia, kłody rzucane pod nogi i kończą one swój żywot. W życiu nie zawsze jest happy end.
Też za jakimś miejscem tęsknicie?