Pamiętacie czasy, kiedy sprzęt Apple był w zasadzie niezawodny? One powoli mijają.
Zanim sam jeszcze kupiłem MacBooka zastanawiało mnie zawsze dlaczego wszelkiego rodzaju artyści używają niemal wyłącznie komputerów ze świecącym jabłkiem. Wybitni producenci, DJ’e, rysownicy, osoby twórcze, kreatywne w zdecydowanej większości zaufali Apple. Bardzo mnie to dziwiło, a zawsze gdy pytałem dlaczego tak jest słyszałem: system operacyjny jest niezawodny.
Później sam się o tym przekonałem. Na komputerze z Windowsem podłączenie mojego sprzętu do grania na imprezach wiązało się z instalacją kilku sterowników, kombinacją ustawień i niepewnością czy te alpejskie kombinacje zadziałają. Po zakupie MacBooka nie musiałem robić nic poza podłączeniem kabla USB. To najbardziej dobitny przykład na to, że Apple było prostsze w użyciu i bardziej niezawodne.
Oczywiście nie jest tak, że nic się nie psuło, wszystko działało idealnie, bo żaden sprzęt nie jest pozbawiony wad. Niezawodność ta miała swoją wysoką cenę, co wielu odstraszało, ale jednak nie bez powodu ukute zostało stwierdzenie „once you go Mac you never go back„. Jest tak i w moim przypadku, choć ostatnio dostrzegam coraz więcej złych ruchów marki z Cupertino.
A dotyczy to nie tylko komputerów, ale i pozostałych urządzeń Apple. Choć najmocniej dotyka to oprogramowania. Najgłośniej było ostatnio o aktualizacji iOS 9.3, która uniemożliwiała wykonywanie tak prozaicznej czynności jak otwieranie linków. Serio. Co prawda, błąd został po kilku dniach wyeliminowany, ale sam fakt, że tego typu błędy wychodzą w oficjalnych aktualizacjach sprawia, że Apple traci wizerunek niezawodnej marki, za którą uchodził przez lata.
OS X i iOS zostały mocno rozwinięte w ostatnich latach, lecz co z tego, skoro tak wiele rzeczy potrafi zawieść. AirDrop? To czy zadziała to prawdziwa loteria. Synchronizacja po iCloud? Zdjęcia bardzo często lądują w chmurze z dużym opóźnieniem. A kilka tygodni temu przez wiele dni nie chciał mi się synchronizować między urządzeniami nawet kalendarz, który jest dla mnie podstawą funkcjonowania. Tego typu drobne, acz odczuwalne błędy sprawiają, że coraz więcej osób, które od dawna uznawałem za wiernych Apple odwracają się od tej marki i zaczynają korzystać z alternatywnych rozwiązań.
Kiedyś Apple reklamowało MacBooki hasłem „Mac nie ma wirusów (z Windowsa)„. To też już jest nieaktualne, a ze strony producenta zniknęło już w 2012 roku. Podobnie było, do niedawna, z telefonami. iPhone rzekomo był tak świetnie zabezpieczony przez twórców, że był praktycznie nie do złamania. Ten mit również upadł parę tygodni temu.
W związku z zamachami w San Bernardino FBI poprosiło kilka miesięcy temu Apple o pomoc w hakowaniu iPhone’a zamachowcy. Marka z Cupertino odmówiła, chcąc chronić prywatność swoich klientów. Świetne zagranie PR’owe utrwalające mit telefonu nie do zhakowania, które jednak w marcu przestało być aktualne. Federalni śledczy zdołali wydobyć cenne informacje z telefonu bez pomocy Apple. Mit, budowany latami, upadł. Zaufanie klientów do marki i rzekomego bezpieczeństwa również może spaść.
Apple przestaje być synonimem niezawodności. Przestaje być cenowo nieosiągalny (czego dowodem jest premiera iPhone’a SE). Przestaje być domeną ludzi, dla których niezawodność jest najważniejsza. To wszystko składa się na dość zaskakujący efekt – sprzęt tej marki przestaje być sprzętem premium. Pozostaje „tylko”, choć nadal, dobrym sprzętem. I choć hajs na pewno będzie się przy takiej strategii zgadzać, jestem ciekaw czy nie jest to działanie krótkowzroczne.
photo credit: Take a break via photopin (license)