Fani kina wiecznie zdają się poszukiwać najlepszych produkcji do oglądania. Sugerują się opiniami krytyków, wertują serwisy pokroju Mediakrytyk w poszukiwaniu wyłącznie wybitnych dzieł, ale czy to jest właściwa droga?
Jestem amatorem, fanem, nie profesjonalnym krytykiem. Niespełna trzy lata temu zacząłem dopiero bliżej śledzić kino. Zacząłem chodzić do kina bardzo regularnie – w styczniu ustanowiłem życiowy rekord odwiedzając sale kinowe aż dziesięciokrotnie, czyli średnio co trzy dni. Nie uważam siebie za wielkiego znawcę, ale przez te trzy lata znacznie lepiej poznałem specyfikę filmu, proces ich produkcji, meandry rynku, nauczyłem się czytać wyniki Box Office. Do tego dorzuciłem dwa tematy, którym poświęciłem znacznie więcej czasu, czyli sztuka operatorska oraz scenopisarstwo. W nich również nie jestem wielkim ekspertem, ale są to te dwie dziedziny sztuki filmowej, które rozumiem obecnie najlepiej.
Można więc powiedzieć, że nie jestem niedzielnym kinomaniakiem (inaczej pewnie nie pisałbym na tym blogu recenzji). Ktoś kiedyś pod jednym z moich krytycznych tekstów o jednym z filmów zapytał mnie – dlaczego więc chodzisz na słabe filmy? I zacząłem się nad tym zastanawiać, aż doszedłem do kilku, w sumie oczywistych wniosków, ale wreszcie jakoś je sobie w głowie uporządkowałem, a więc i tutaj chciałbym taki rachunek wniosków przedstawić.
Każdy (prawie) zasługuje na szansę
Przede wszystkim – skąd możemy wiedzieć, że dany film będzie słaby jeśli go nie zobaczymy? Są produkcje niemal skazane na niepowodzenie, są takie, które mogą nas zupełnie nie interesować ze względu na gatunek czy temat, ale w żadnym wypadku nie można ich przekreślać i przyklejać łatki „słabych”. Czasem źle zmontowany zwiastun filmu może odstraszyć od naprawdę dobrych produkcji. A naprawdę, nie warto się zrażać i każdej (prawie) produkcji należy się szansa. Na przykład, film „DJ” od początku zapowiadał się na film niezbyt dobry, ale cóż – trzeba było dać mu szansę. Okazał się być gorszy niż się spodziewałem, ale nie wiedziałbym tego nie dając mu możliwości zaskoczenia mnie. W drugą stronę, film „Zwierzęta Nocy” Toma Forda wydawał się być ok, ale nie do końca w moim stylu. Okazało się, że był to jeden z najlepszych filmów mojego życia. A gdybym jego seans odpuścił? Nie wiedziałbym co mnie ominęło…
Słabe – pojęcie subiektywne
W ogóle, pojęcia „słaby film”, „dobry film” i jakiekolwiek łatki sugerujące poziom danego filmu nie mogą być dla nas, jako potencjalnych ich odbiorców, jakimkolwiek wyznacznikiem jakości danej produkcji. Dlaczego? Bo każdy z nas ma własny system wartości, doświadczeń kulturowych i oczekiwań, które składają się w sumie na miarę naszego systemu ocen. Możemy mieć przyjaciół czy krytyków, którzy każdy film oceniają niemal identycznie jak my, by nadszedł ten jeden, w którym nasza ocena będzie diametralnie inna od zaufanych nam osób. Sami nigdy nie będziecie mieli okazji przekonać się czy film jest dobry czy słaby jeśli go nie obejrzycie. Cóż, jest ryzyko, że czasem obejrzy się słabszy czy też głęboko rozczarowujący film, ale przynajmniej będziecie wiedzieli, że daliście mu szansę. Mnie się czasem podobają filmy, które zupełnie nie podchodzą większości osób. Było tak choćby w przypadku „John Wick 2„.
Jakość nad ilość
Jasne, zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma czas i ochotę oglądać wszystkich filmów, które potencjalnie mogą was interesować. Sam też nie mam na wszystkie czasu. Czym się wówczas kieruję? Bardzo różnie. Czasem jest to stopień zainteresowania daną produkcją (Marvel wiadomo, że obejrzę), aktualny nastrój (jak jestem zmęczony i chcę się odmóżdżyć to wystarczy mi prosty akcyjniak pokroju „Pasażer”), a czasem, choć coraz częściej, zdarza mi się wybierać filmy niszowe, bardziej emocjonalne niż wirtuozerskie. Staram się też coraz częściej dawać szansę polskim produkcjom, ale na to wciąż akurat czasu mam za mało. Warto jednak w tym wszystkim znaleźć miejsce właśnie dla produkcji potencjalnie słabszych, niezależnie od ilości oglądanych produkcji.
Dbając o higienę dobra
Pytanie tylko – czy warto ograniczać się do oglądania filmów wyłącznie dobrych? Moim zdaniem nie. Raz, że w związku z powyższymi punktami nie jestem w stanie wykluczyć tych złych spośród wszystkich produkcji, które oglądam. Dwa – po prostu warto obejrzeć czasem film potencjalnie (oraz ostatecznie po jego obejrzeniu) słaby lub średni. Ja przynajmniej tego potrzebuję.
Wychodzę z założenia, że gdybym zminimalizował ryzyko oglądania słabych filmów do wyłącznie dobrych, to te wyłącznie dobre z czasem stałyby się dla mnie po prostu średnie. Lub kiepskie. A tego bym nie chciał. Jak już wspominałem, nasza subiektywna ocena danego dzieła kultury wynika w znacznej mierze z sumy doświadczeń w danej dziedzinie. Gdybym oglądał filmy wyłącznie dobre, to moja percepcja filmu dobrego i film złego kompletnie by się rozmyła. I kto wie, może nagle bym zaczął się nimi męczyć, szukać w nich błędów, nawet na siłę. Kiedy mamy pojęcie czym jest dla nas coś dobrego i coś złego – jesteśmy w stanie sobie w głowie to jakoś poukładać. Jest co prawda kilka gatunków kina czy tematów, które mnie zupełnie nie interesują, lub które omijam szerokim łukiem w imię zasad. Są to animacje dla dzieci, horrory, filmy Patryka Vegi i kilka innych. Ale to chyba temat na osobny tekst. Pozbawiając się złych przykładów danej dziedziny kultury nie mamy odpowiedniego kontrastu, wyznacznika tego co nam się nie podoba, a więc i tego, co nam się podoba.
Dlatego nie mam zamiaru odbierać sobie nieprzyjemności oglądania filmów, które nie mają u mnie zbyt wielkich notowań i szans na zdobycie mego serca. Jednak uważam, że warto to robić. Żeby wszystkim produkcjom dać szansę. Żeby nie zatracić perspektywy. Żeby mieć szansę na odkrycie czegoś pięknego. Żeby dbać o własną higienę tego, co jest dla mnie dobre i piękne.
Autor zdjęcia: Pim Chu