DwuGłos: Opowieść o miłości i mroku

Tydzień temu zmieniliśmy z Patrykiem nieco format DwuGłosu, byście nie musieli skakać z bloga na blog. I w tej konwencji, po recenzji „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” czas na film nieco innego kalibru – „Opowieść o miłości i mroku”.

Dotychczas w serii DwuGłos dominowały filmy oscarowe oraz ekranizacje komiksów, ale z Patrykiem lubimy też kino nieco mniejszego kalibru, zmuszające widza do refleksji. O takim też przecież warto porozmawiać. Dlatego też dziś na nasz dyskusyjny ruszt trafia pierwszy pełnometrażowy film wyreżyserowany przez Natalie Portman.

„Opowieść o miłości i mroku” to adaptacja powieści Amosa Oza, wybitnego izraelskiego pisarza. Nie wiedziałem czego się po tym filmie spodziewać, więc na sali kinowej zasiadłem z carte blanche. Jak wyszło? Prześledźcie naszą dyskusję:

Patryk Siedliński: Stało się! Po blockbusterach, oskarowych filmach i ekranizacjach komiksów rozmawiamy o czymś (teoretycznie) bardziej ambitnym. Zobaczymy co na to nasi czytelnicy, których jeszcze tego typu recenzją nie raczyliśmy!

Maciek Troyann Trojanowicz: Wierzę, że i oni od czasu do czasu potrzebują odpoczynku od akcji, wybuchów i tak dalej… Ja tego mocno potrzebowałem, więc uznałem, że reżyserski “debiut” (miała kilka mniejszych, krótkometrażowych epizodów już wcześniej) Natalie Portman będzie odpowiednią ku temu okazją. Lubię czasem wyjść z kina z przemyśleniami i tak było też po “Opowieści o miłości i mroku”.

Patryk: Ja przede wszystkim starałem się zupełnie odciąć od tego, że to jej debiut. Zresztą nie czuję się kompetentny, by oceniać czy to debiut udany czy nie od strony technicznej. Dla mnie to przede wszystkim dobry film, który zostawia po seansie to “coś” w głowie.

Maciek: Ja nie wiedziałem za bardzo czego się spodziewać. Nie znam literatury Amosa Oza, na kanwie której Portman napisała scenariusz. Otrzymaliśmy autobiografię chłopca, a właściwie biografię jego matki widzianą z perspektywy dziecka, która nie jest łatwą historią. Mimo, że (niemal) całość rozgrywa się w słonecznej Jerozolimie, cały film jest pokryty szarą i smętną paletą barw, idealnie oddając ponury nastrój historii.

Patryk: Podobają mi się właśnie te płynne przejścia między historiami matki i dziecka. Teoretycznie wszystko widzimy jego oczami, ale jednak to bardziej film o niej. I te historie są spójne, dobrze opowiedziane, w filmie nie ma niepotrzebnych przestojów czy dłużyzn. Chociaż czuć ciężar filmu, to ogląda się go bardzo dobrze.

Maciek: No właśnie, mimo, że to historia o wojnie i depresji, to widzimy ją oczami dziecka, więc nie ma strzelanin, krwi, a jedynie ewolucję sytuacji w rodzinie – od sielanki, przez przyjmowanie sąsiadów pod własny dach, aż po zaciągającego się do wojska ojca i konsekwencji tego wszystkiego. Nie jest to historia z happy endem, po prostu – życie.

Patryk: I co najważniejsze, to prawdziwa historia, chociaż tak jak Ty – książki nie czytałem, więc nie powiem czy to wierna ekranizacja. Właściwie to nawet dobrze, że wcześniej jej nie czytałem. Nie musiałem porównywać. No dobra, a jak Ci się podobała gra aktorów?

Maciek: Natalie zagrała całkiem poprawnie, choć chyba widać, że mocniej się w tym projekcie zaangażowała w reżyserię całości. Jej mąż sprawiał wrażenie spiętego, ale taka właśnie miała być zapewne jego rola – to człowiek budujący bliższe relacje z książkami i ideami, niż ludźmi. Najbardziej pozytywnie zaskoczył mnie mały chłopiec, Amir Tessler. Jak na dziecko poradził sobie świetnie z oddawaniem niełatwych przecież emocji.

Patryk: Tu się nie zgodzę, bo moim zdaniem zagrała lepiej niż poprawnie. Widać było, że temat jest jej bliski (ze względu na pochodzenie) i w stu procentach wczuła się w rolę. A że to potrafi udowodniła przecież w genialnym “Black Swan”. Chociaż mogę nie być obiektywny, bo to moja ulubiona aktorka i to nie tylko jeśli chodzi o urodę :)

Maciek: Z aktorek pochodzenia izraelskiego preferuję jednak Wonder Woman (Gal Gadot). Ale mniejsza z tym, moim zdaniem Amidala nie wybiła się na wyżyny, choć może to specyfika tej konkretnej roli, bo siedzenie i bycie smutnym nie jest zbyt wymagające ;)

Patryk: No właśnie jest bardzo wymagające! Ale ok, mówiłeś o dzieciaku – faktycznie szacun dla Amira Tesslera, szczególnie, że z tego co widzę, to był jego debiut. Ojciec trochę nijaki, ale chyba taka miała być jego rola. Chociaż muszę przyznać, że całkiem dobrze oddał tę swoją nieobecność pisarza. A z innej beczki, dopiero kilka dni po obejrzeniu filmu dowiedziałem się, że zdjęcia są autorstwa Polaka – Sławomira Idziaka. A zdjęcia to zdaje się Twój konik,

Maciek: Konik wręcz trojański! Rzeczywiście, dawno nie mieliśmy okazji podziwiać pracy Idziaka i też z tego powodu byłem ciekaw jak wypadnie. I w sumie nie było tutaj zbyt wiele szaleństw, wszystko poprawnie. To, co można wyróżnić, to grę światłem, która dodawała wielu scenom klimatu. Realizacja nie wybija się tu na pierwszy plan i jest dobra, wiarygodna, a o to chodziło.

Patryk: Bałem się, że mogą przesadzić z obrazami wojny, zniszczeń czy takich wiesz, nostalgicznych obrazków, a tu proszę, duży pozytyw. Wszystko grało, a raczej wyglądało. A dzięki temu jeszcze bardziej można było skupić się na opowiadanej historii. Jakieś wady? Coś Ci specjalnie przeszkadzało w tym filmie?

Maciek: Właściwie to fakt, że dość szybko się skończył. Historia, mimo braku dynamiki, była bardzo wciągająca i bardzo byłem ciekaw co stanie się dalej. Rozumiem jednak, że to wynika z materiału źródłowego – książki. Wydawało mi się, że cały seans trwał tylko godzinę, podczas gdy w rzeczywistości było to trzydzieści pięć minut dłużej. Nawet całego popcornu nie zjadłem!

Patryk: Też tak miałem, minęło raz dwa, ale to w sumie zaleta! Nie wiem czy było tam co jeszcze rozwijać, no może przydałoby się trochę więcej o historii rodziny matki. Poznaliśmy tylko kilka fragmentów, chociaż to dodało takiej tajemniczości i pola do popisu dla naszej wyobraźni. Znamy przecież dokładnie historię z czasów przed i w trakcie filmowej akcji. W ogóle mega plus za umiejętne wplecenie historii Żydów w film.

Maciek: Ja na studiach uczyłem się historii powstania państwa Izrael i były to jedne z moich ulubionych zajęć. Jednak poznawałem to wszystko z poziomu dat i kolejnych rezolucji ONZ, a brakowało mi perspektywy ludzi – ten film dopełnił mi nieco ten obraz. Wydarzenia, których pokłosiem jest obecna sytuacja geopolityczna w Europie.

Patryk: O właśnie, to jest to – film bardzo dobrze pokazuje perspektywę ludzi. I to na różne rzeczy. Zobacz co było największym problemem matki Amosa – rozczarowanie. Nie tylko swoim życiem, ale także tym, co spotkało jej rodzinę i cały naród. Zupełnie sobie z tym nie poradziła i przepadła. I za udźwignięcie tego ciężaru – wielkie brawa dla Portman. To jej się udało.

PODSUMOWANIE

Maciek: Znowu film, przy którym dość mocno się zgadzamy. Kiedy wreszcie się pokłócimy?! Może przy okazji “Smoleńska”? A już tak bardziej serio, film ten może nie generuje w głowie porządnego mindfucka i depresji, ale daje do myślenia. To również zasługa dobrej realizacji, która sprawiła, że pełnometrażowy debiut Portman uznaję za udany.

Patryk: Może nie rewelacyjny, ale bardzo dobry film o zagubieniu, nadziejach i rozczarowaniu. Nie chciałbym, by Natalie Portman zamieniła aktorstwo na reżyserię, ale wróżę jej wiele sukcesów. Film zostawia po sobie to “coś”. I o to chodzi!

OCENA


Maciek:
7 / 10


Patryk:
7 / 10


PLUSY I MINUSY


Maciek:

+ Wciągająca, choć smutna, historia

+ Pokazanie dramatu wojny i sytuacji politycznej z ciekawej perspektywy

+ Wiarygodna gra aktorska

– Za szybko się kończy


Patryk:

+ Natalie Portman.

+ Poruszająca historia.

+ Ludzka perspektywa.

– Muzyka (nic z niej nie zapamiętałem)


Partnerzy Troyanna