Ostatnio zaczynam doceniać małe, drobne rzeczy, które mają niesamowicie pozytywny wpływ na poprawę humoru. I staram się to praktykować coraz częściej. Te drobne chwile, kiedy można odetchnąć, pomyśleć, powspominać.
Tydzień za mną ciężki, wczoraj poszedłem do imprezę, gdzie grał Vitalic (i piękna Anja Kraft), w domu zameldowałem się przed godziną 6 rano. Pobudka po 13, ciężki kac, całkowita niemoc. Wydawałoby się, że cała sobota będzie zmarnowana i spędzona w katuszach. Zmusiłem się do wyjścia z domu na krótki spacer (i po papierosy). Miało być na chwilę, ale nogi, muzyka i myśli ciągnęły mnie dalej. I w zupełnie innym, niż codziennie tempie. Długie nogi sprawiają, że chodzę bardzo szybko. Dziś zwolniłem, wyłączyłem powiadomienia, rozglądałem się wokół wyszukując miejsc i widoków, których zazwyczaj ujrzeć bym nie mógł.
To zabawne, że tak długi czas nie doceniałem w życiu spacerów, poza zwiedzaniem rzecz jasna. Mijasz ulicę pod domem codziennie kilkukrotnie, ale w takim tempie, że jej dobrze nie znasz. Wystarczy zwolnić, wyłączyć codzienny tryb i dostrzeżesz ludzi oraz elementy, które mogą zmienić postrzeganie otoczenia. Bardzo długo spacerowanie mnie nudziło. Idealna sobota to była dla mnie ta, kiedy gram, oglądam filmy i inne ciekawe rzeczy. Ale zaczynam doceniać rolę przechadzek w procesie oczyszczania umysłu. Skoro odcinam większość bodźców w trakcie pracy i rozrywki, skupiając się na najważniejszym, to i od pracy i rozrywki chciałem się dziś odciąć. Ależ to mi dobrze zrobiło.
Ponadto, inne małe rzeczy zaczynają mnie cieszyć, jak choćby zakup kilku badziewi do kuchni, sukces w poszukiwaniu ukochanego młynka z pieprzem, którego szukałem z dwa tygodnie. I zdjęcia. Przeważnie je olewam, większość to selfiaki na Instagrama czy relacje z imprez czy podróży. Dziś, odkrywając nowe detale, nowe widoki, także je chciałem fotografować. I efekt, choć nie wiem czy dobry, bardzo mnie cieszy. Jutro kolejny spacer.