Gdy pracowałem nad tym blogiem plan był taki: piszę sobie kilka miesięcy, w międzyczasie przybywa czytelników i po jakimś czasie przenoszę się na własny serwer pod wykupioną już wcześniej domenę. Dlatego blog ruszył już 24 grudnia, na serwerach WordPressa. Szybko jednak uznałem, że to błędna strategia. Blog zacznie rosnąć dużo szybciej i będzie pracować znacznie lepiej na osobnym serwerze.
Jako, że w sprawach technicznych prymusem nie jestem to było to dla mnie spore wyzwanie. Co prawda, wiele czytałem już na ten temat i wiedziałem, że nie jest to zbyt skomplikowane, ale bez większego doświadczenia coś mogłoby się posypać. No i trzeba mądrze wybrać firmę hostingową. W tej kwestii byłem jeszcze mniej doświadczony. Dotychczas w swojej dziennikarskiej karierze przychodziłem „na gotowe”, teksty pisałem i publikowałem, a sprawy technologiczne nic mnie nie obchodziły. Miałem od tego ludzi.
Blog to jednak dużo większa sprawa – wszystko robię (niemal) sam. Dlatego bałem się. Na szczęście po szybkiej orientacji (i kilkumiesięcznej subskrypcji pewnego profilu na Facebooku) byłem niemal pewien, że szczęśliwym gniazdem mojego wirtualnego domu zostanie zenbox.pl. Dodatkowo zachęcił mnie wywiad z Tomkiem Fiedorukiem na Antywebie oraz krótki tekst Andrzeja Tucholskiego. Wszystko wydawało się idealne. Pewnej nocy znów nie mogłem zasnąć niemal do rana. A jak nie śpię to dużo myślę. I pomyślałem – pierwsze co zrobię rano to napiszę do Tomka.
Jak pomyślałem, tak uczyniłem, odpowiedź dostałem szybką, szybko też opłaciłem serwer. Zgłosiłem bloga na WordPressie do migracji na nowy serwer. Był sylwestrowy dzień – 31 grudnia. Tomek obiecał, że następnego dnia otrzymam termin migracji. Cieszyłem się jak dziecko. Ale to nie wszystko. Wieczorem, w drodze na imprezę, otrzymuję maila z pomocy zenboxa – termin migracji wyznaczony na 3 stycznia. „Wow, super, szybko!” – myślałem wtedy. Pół godziny później kolejny mail – „migracja nastąpi”.
Nie zdążyłem odespać Sylwestra, wrócić do Warszawy, a blog został już przeniesiony na serwery zenboxa. Następnego dnia Tomek (współzałożyciel firmy, ktoś więcej niż pracownik) osobiście pomógł mi zoptymalizować wszystkie wtyczki, niezbędne dodatki i inne potrzebne na start rzeczy. Dlatego zenbox dostaje moje serce – <3 . A wiecie ile to wszystko kosztowało? NIEMAL NIC. Opłaciłem jedynie serwer, pomoc w migracji, konserwacji i optymalizacji bloga dostałem ot tak! To się nazywa customer service!
Dodatkowo, sam serwer nie jest zbyt drogi, a model rozliczeń jest innowacyjny jak na polskie warunki: nie płaci się za transfer, zasoby, prędkość czy inne parametry, które i tak niewiele by mi mówiły, a zatem byłbym łatwy do przemaglowania przez marketing. ;) Wszystkie ustawienia są jednakowe zarówno dla najtańszych, jak i najdroższych pakietów. Ceny pakietów zależą od tego jak duży jest Twój blog – czyli ilu unikalnych użytkowników go odwiedza. Ja zaczynam, więc oczywiście mam mały pakiet. Ale i to się niebawem zmieni. ;)
A zatem, blogerzy, początkujący pogromcy internetów: jeśli stawiacie stronę na własnym serwerze, zenbox.pl jest dobrym wyborem. Inne nie są dobre (złe pewnie też) bo ich nie znam. I mam nadzieję, że na jakiś czas tak pozostanie.
Dodam jedynie, że za tekst nie otrzymałem nic, żadnej zniżki, dodatkowego ruchu na stronie oraz żadnych gadżetów. Pozostaje mi satysfakcja oraz pomoc przy blogu. Za kolejne teksty wyślę im fakturę. ;)