Czasem zastanawiałem się: co by było, gdyby iPhone nie istniał? Jakiego telefonu bym używał? Wielokrotnie odpowiadałem sobie wówczas, że najprawdopodobniej byłby Samsung Galaxy Note. Problem w tym, że nigdy się nim dłużej nie bawiłem.
Poprosiłem więc Samsunga o pożyczenie telefonu na dwa tygodnie. Od jakiegoś czasu otrzymywałem od czytelników komentarze, że chcieliby więcej tekstów o technologiach. Ale pisanie na podstawie materiałów innych mnie znudziło, więc po prostu potrzebowałem jakichś zabawek do testów. I od Note’a chcę zacząć.
Pamiętam pierwsze Samsungi Note sprzed czterech lat – były kosmicznie wielkie i początkowo, wydawało się, pozbawione sensu. Jednak pierwsza generacja tego „phabletu” rozpoczęła trend powiększania ekranów w telefonach w całej branży. Również Apple poszło tym tropem i rok temu zaprezentowali iPhone’a 6 Plus, którego używam od niemal roku. Kiedy więc Note Edge trafił w moje łapska, jego rozmiar już nie szokował. Ba, gabarytowo jest mniejszy od mojego telefonu – ale to kwestia covera, którym opakowałem iPhone’a.
Dlatego też uprzedzam: nie jest to klasyczny test urządzenia, bardziej seria spostrzeżeń, uwag, opinii na temat Note Edge spisana z perspektywy osoby, która na codzień posługuje się telefonem największego konkurenta. Nigdy wcześniej nie miałem okazji dłużej używać żadnego Samsunga, więc pewnie wiele rzeczy, które uznam za odkrywcze i ciekawe możecie uznać za nic odkrywczego.
Wygląd
Być może jestem uprzedzony (jako użytkownik Apple), lecz Samsungi nigdy nie powalały mnie designem swoich urządzeń. Dopiero najnowsze Galaxy S6, które zostały zamknięte w całkowicie metalowej konstrukcji przypadły mi do gustu. Note Edge miał jednak premierę przed nimi, a najnowszej generacji Note już poszedł dobrym wizualnie tropem. W testowanym przeze mnie modelu mamy wciąż możliwość zdjęcia klapki, wymiany baterii, slot na kartę pamięci – w nowszych modelach tego nie będziemy mieli.
Mamy jednak z prawej krawędzi zakrzywiony ekran, który z daleka zwraca uwagę, ale o nim jeszcze później napiszę. Note Edge dobrze leży w ręku, jest bardzo lekki i „miły w dotyku”. Również imitacja skóry z tyłu urządzenia, która jednocześnie sprawia, że telefon zdaje się być „plastikowy”, czyli coś, co przez wiele lat denerwowało mnie w konstrukcji telefonów Samsunga. Na szczęście, w nowszych urządzeniach już tego nie ma.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia – czytnik linii papilarnych, dzięki któremu można odblokować urządzenie. Podobno w nowszych urządzeniach jest znacznie lepiej, ale w Note Edge wypada to znacznie gorzej. Wielokrotnie nie chciał odczytać odcisku mojego palca. W przeciwieństwie do Touch ID w telefonach Apple, w Samsungu trzeba wykonać specjalny gest i przejechać opuszkiem po skanerze. Z racji gabarytów Note’a i kiepskiej jakości skanera, musiałem chwytać go oburącz, by tego dokonać, a nie zawsze jest to wykonalne (jadąc autobusem i trzymając się uchwytu jedną ręką choćby). Fatalnie jest też na przykład po prysznicu, kiedy opuszki palca są nieco zniekształcone po długotrwałym kontakcie z wodą. W iPhone też bywają z tym problemy, ale mijają po kilku chwilach. Natomiast mój Samsung często nie chciał się odblokować przez około kwadrans. Podobno w nowszym modelach jest lepiej, ale ich nie testowałem. Testowałem urządzenie, które ma z tym duży problem.
Ekran (Edge)
Ekran sam w sobie jest piękny i doskonale oddaje żywe kolory. Ma nieco problem z widocznością w pełnym słońcu, ale poza tym zachwyca. Ale jednak największą innowacją jest zakrzywiony ekran na prawej krawędzi urządzenia (chociaż współczuję osobom leworęcznym…). Samo jego dotykanie i głaskanie palcem tej części ekranu sprawia wielką frajdę. Czasem po prostu brałem telefon do ręki by go dotykać. Poważnie!
Ale on ma nie tylko wyglądać i być miły w dotyku, ale ma dać przede wszystkim nowe możliwości interakcji z urządzeniem. I tu również sprawdza się znakomicie: tutaj pojawiają się powiadomienia, tutaj mamy skrót najważniejszych informacji czy chociaż szybki dostęp do paru funkcji. Najbardziej rozbawiła mnie linijka, ale przestałem się śmiać w momencie, kiedy naprawdę musiałem coś zmierzyć (hehe, ciekawe co sobie teraz pomyśleliście, ale musiałem zmierzyć karton), a linijki nie miałem w domu. Telefon przyszedł wówczas z pomocą.
Szkoda, że potencjału tej części ekranu nie wykorzystali producenci aplikacji. Korzystając z większości programów na krawędzi wyświetla się jedynie napis „Galaxy Note Edge”, a to przecież świetne miejsce do upchnięcia dodatkowych funkcji.
Rysik S Pen
Steve Jobs kiedyś wyśmiewał rysiki do obsługi telefonu, ale po dwóch tygodniach zabawy S Pen zupełnie nie dziwię się, że również Apple zaprojektowało swój własny „ołówek”. Trzeba kilku chwil, żeby się przestawić, ale później jest to najwygodniejszy sposób na używanie Note’a Edge. Owszem, wymaga dwóch rąk, na co nie zawsze można sobie pozwolić, ale kiedy siedzimy wygodnie na kanapie i konsumujemy treści, to najlepszy sposób interakcji z urządzeniem.
Oczywiście ma też inne funkcje – notatek, rysowania, szkicowania. Nie są to funkcje, których bym używał zbyt często, ale są i czasem mogą być przydatne. Na przykład mogłem naszkicować sobie wizję nowego logo WixMaga, by zobrazować swoje myśli podwykonawcy. Robiłem to w wolnej chwili, w trakcie podróży autokarem, kiedy tradycyjnej kartki i notesu przy sobie nie miałem. S Pen daje dużo ciekawych możliwości, ale żadna nie zmienia życia. Jednak diametralnie zmienia przyjemność obcowania z telefonem. Wielokrotnie łapałem się na tym, że sprawdzałem telefon tylko po to, by się pobawić rysikiem.
Funkcjonalność (system + aplikacje + rysik)
Nigdy nie byłem wielkim fanem Androida. Nigdy nie byłem również zwolennikiem nakładek producentów na system. Najnowsza odsłona TouchWiz okazuje się być jednak całkiem przyzwoita. Poza tym, dostałem w łapki topowy sprzęt i spodziewałem się minimum wpadek systemowych. I generalnie przez większość czasu telefon działa płynnie. Problem zaczyna się przy używaniu wielu aplikacji na raz (w tym korzystając z dzielenia ekranu). Nie było to może nagminne, jednak wielokrotnie zdarzyło mi się zauważalnie zwalniać systemowi.
A tragedią samą w sobie był Snapchat, którego cechą jest chwytanie ulotnych momentów aparatem. Dzięki bugom tej aplikacji dowiedziałem się na czym tak naprawdę polega ulotność. Na Blog Forum Gdańsk nagrywałem część mądrzejszych wypowiedzi, jednak aplikacja w momencie nagrania materiału postanowiła się zawiesić. A głupio było mi wstać i poprosić prelegentów o powtórzenie wcześniejszego zdania. :) A szkoda, ponieważ Snapchat + S Pen to była doskonała zabawa.
Ponadto, mam wrażenie, że aplikacje na Androida są znacznie gorzej przemyślane niż na iOS. I to nie jest wrzuta na telefon Samsunga, żeby nie było. To po prostu wada Androida. Rok temu miałem krótki romans z paroma telefonami z systemem od Google i po kilkunastu miesiącach widzę, że niewiele się zmieniło – taki Twitter (używam oryginalnej aplikacji) nic się nie zmienił i wręcz zniechęca do korzystania. I tak bywa z wieloma aplikacjami.
Aparat
Wiele miesięcy obserwowałem jak fajne zdjęcia swoim Note’m robi Bartosz Dul i byłem pod wielkim wrażeniem tego aparatu. Kiedy przyszło mi własnoręcznie przekonać się o jego możliwościach, okazało się, że nie byłem w błędzie. Aparat robi zdjęcia o rozdzielczości szesnastu megapikseli, ale to nie liczba pikseli robi tu wrażenie, a czułość na światło i ostrość, czyli coś, co wielokrotnie mnie denerwowało w iPhone’ie. Testowanym telefonem udało mi się zrobić dużo bardzo ładnych zdjęć, które nie wymagały później większej korekty. Jak choćby ten wschód słońca:
Jest jednak jeden problem. Note Edge bardzo często (a zwłaszcza w trybie HDR) miał problemy z łapaniem ostrości na pożądanych obiektach. Poza tym, aparat jest jedną z większych zalet tego urządzenia i ciężko przyczepić się do czegokolwiek. Zobaczcie jakie zdjęcia udało mi się nim zrobić:
Bateria
I tutaj niestety również się rozczarowałem. A raz zwyczajnie się bardzo zdenerwowałem. Przede wszystkim, przy używaniu wielu aplikacji jednocześnie możemy obserwować szybki spadek naładowania telefonu. Codziennie rano, robię sobie w autobusie do pracy (15 minut jazdy) prasówkę: Facebook, Twitter, Pocket. I podczas, gdy używając telefonu Apple dojeżdżam do biura z naładowaniem na poziomie 97-98%, tak z Samsungiem nie udało się dojechać do biura z baterią powyżej 90%.
Jednak najgorzej było w trakcie Blog Forum Gdańsk. Na imprezę integracyjną pojechałem z telefonem naładowanym do pełna, korzystałem niewiele (parę zdjęć, parę snapów, to wszystko). Po 20 wyszedłem z domu i kiedy przed 4 chciałem zamówić Ubera i wrócić do domu okazało się, że Note Edge już zdążył się rozładować. Niespełna osiem godzin, kiedy telefon spoczywał głównie w kieszeni. Jak tu się nie zdenerwować?
Wynika to po części z… Dużej czułości ekranu i jego bocznej części. Wystarczy go dotykać bardzo lekko, by rozświetlić telefon i wielokrotnie czułem jak telefon grzeje się w kieszeni, bo był wciąż niezablokowany. A to szybko rozładowuje jego baterię. Także uruchamianie gier jest ryzykowne i nie radzę robić tego bez dodatkowego powerbanka. W podróży do Gdańska chciałem pograć sobie w nową mobilną Fifę, ale po rozegraniu jednej połowy meczu zorientowałem się, że telefon jest za bardzo rozgrzany, a bateria zużyła 8% swojej mocy. Warto jednak dodać, że, tak jak szybko moc traci, równie szybko się ładuje.
Podsumowanie
Samsung Galaxy Note Edge to urządzenie bardzo ciekawe. Piękny ekran, który zwraca na siebie uwagę z daleka (wiele osób chciało go dotknąć i miało wrażenia podobne do moich), doskonały aparat i S Pen, który całkowicie zmienia sposób interakcji z urządzeniem oraz daje wiele nowych możliwości. Z drugiej jednak strony, telefon nie jest pozbawiony wielu wad innych urządzeń, czyli błędów i brzydkich aplikacji na Androidzie oraz kiepskiej baterii.
Jednocześnie, to chyba najciekawsza alternatywa spośród kategorii phabletów dla iPhone’a 6 Plus. Większość wad testowanego Samsunga będzie ciężko zmienić (wynika to ze specyfiki Androida i technologii współczesnych baterii), jednak jest to mimo wszystko kawał dobrego sprzętu.