Pamiętam, że zacząłem pracować w branży mediów społecznościowych zanim ktoś miał odwagę nazwać je odrębną branżą. Ależ wtedy było ciekawie i różnorodnie! Nie to, co teraz…
Teraz działam nieco na jej uboczu i mogę jedynie obserwować rozwój oraz powstawanie kolejnych platform. W międzyczasie kilka zdążyło powstać, kolejnych kilka stracić na znaczeniu. Pamiętam stawianie pierwszych kroków w marketingu na Facebooku, kiedy nie było nawet Menadżera Reklam. Pamiętam, że Twitter, bez względu na wszystko, ograniczony był tylko do 140 znaków. Pamiętam Instagrama z zaledwie kilkoma filtrami. Jedynie zdjęciami, jedynie kwadratowymi. I jedynie dostępnym na telefony Apple. Pamiętam ogromny szał na Pinterest. Pamiętam YouTube, który nie oferował nawet rozdzielczości 1080p. Pamiętam Google+, który miał zdetronizować Facebooka dzięki połączeniu z całym ekosystemem Google’a.
Pamiętam pierwsze, nieśmiałe kroki marek na Facebooku, kiedy do prowadzenia dużego profilu wystarczyła jedna osoba, nie zaś nawet kilkudziesięcioosobowy sztab złożony z content designerów, moderatorów, grafików, specjalistów od animacji, mistrzów optymalizacji reklam i kto tam jeszcze jest teraz potrzebny do prowadzenia największych marek… Pamiętam płomienne dyskusje o tym, jak zdobywać fanów na Facebooku. Czy może bardziej angażować? Pamiętam rozmowy na temat tego, czy Zuckerberg nie idzie za szybko na giełdę i co to może zmienić w branży.
Nieco ponad pięć lat temu w świecie mediów społecznościowych panował nieco Dziki Zachód, można było w krótkim czasie i nakładem niewielkich zasobów (pieniężnych i ludzkich) zbudować naprawdę wielki sukces. Dzisiaj to niemal niewykonalne. Narzędzia typu Brand24 czy Sotrender stawiały swoje pierwsze kroki i nieśmiało zdobywały pierwszych klientów. Na Czwartkowych Spotkaniach Social Media rozmawiało się głównie o Facebooku. Każde medium było inne.
Było ciekawie. A dzisiaj?
Wszystko robi się do siebie podobne. Wszyscy rozmawiają o Snapchacie. Facebook jest tak wielką platformą, że ciężko się połapać czego jeszcze nie robią. Na pewno kopiują wszystkich wokół. Z Twittera zerżnęli hashtagi (tak, kiedyś ich na Facebooku nie było) oraz transmisje na żywo (z Periscope, który należy do Twittera). Ze Snapchata story zerżnęli nawet dwukrotnie: na Instagrama i do Messengera. Tego samego Messengera, w którym ostatnio rozmawiałem z botem o meczu Barcelony.
Na Facebooku dominują treści wideo, chcąc uszczknąć nieco rynku kosztem YouTube’a. Zuckerberg z twórcami wideo dzieli się zyskami z reklam, jak u konkurenta. Twitter robi to samo. YouTube jakiś czas temu wprowadził tablice użytkowników, gdzie, niczym na Facebooku, można publikować linki do innych filmów niż własne.
Do czego dążę w tym całym wywodzie? Do stwierdzenia, że wszyscy kopiują się nawzajem, a to sprawia, że każda z tych platform traci na unikalności, przez co jest to coraz mniej ciekawa branża. Nie twierdzę, że to źle – ekosystem mediów społecznościowych dojrzał, stanął na nogi i zaczął być traktowany bardzo poważnie. Szkoda jedynie, że tego efektem ubocznym jest wykastrowanie tych, unikalnych dawniej społeczności, ze swoich wyjątkowych tożsamości.
Kiedyś było ciekawiej. Choć to nie znaczy, że lepiej. Inaczej.
Jedno się nie zmieniło. Nadal nikt nie używa Google+.
A może jestem już po prostu stary? ;)
Zdjęcie w nagłówku jest z serwisu Unsplash i zrobił je Ishan