Nie mogę nazwać się wielkim znawcą kina. Zwyczajnie nie mam czasu, by posiąść taką wiedzę. Jednak, jak wielu, lubię oglądać filmy. Jest tylko jeden twórca, którego filmy oglądać kocham. To Cristopher Nolan.
Niezależnie od mojej opinii o danym filmie, nie potrafię obejrzeć tego samego dzieła po raz drugi. To zabija fabułę, a ta jest przecież najczęściej najważniejszym elementem filmu. Wolę przeżyć ją raz, intensywnie, niż powtarzać wielokrotnie. Owszem, jako dzieciak potrafiłem pójść do kina kilkukrotnie na którąś z części Matrixa czy Władcy Pierścieni, ale z tego wyrosłem. Mam tylko jeden wyjątek potwierdzający regułę: filmy Nolana.
Oczywiście, na szczycie mojego rankingu filmów widnieje The Dark Knight. Dzieło, które mnie tak poszarpało w kinie, że muszę je oglądać przynajmniej raz w roku. Nieistotne, że znam niemal już każdą scenę. Za każdym razem przeżywam ją równie mocno jak za pierwszym razem.
Nolan jest mistrzem budowania klimatu wokół fabuły oraz intensyfikacji wydarzeń na ekranie. Ja prosty facet jestem, lubię filmy akcji, lecz to, co reżyser uczynił w Mrocznym Rycerzu to redefinicja kina akcji. Wyniesienie tego, prostackiego generalnie, gatunku w sferę sztuki doskonałej. Bohaterowie nie są prostolinijni, mają rozbudowaną charakterystykę, zmieniają się. Sprawia to wrażenie, że filmowi bliżej do mrocznego dramatu niż kina akcji. Zwrotów akcji masa, a wybuchów, w kinie akcji standardu, tu niewiele.
W ogóle, efektów specjalnych jest masa, lecz przeważnie nie są to obrazy komputerowe (CGI – computer generated imagery). Urodzony w Londynie twórca wychodzi z założenia, że efekty komputerowe to ostateczność, po którą można chwycić kiedy danego ujęcia nie da się opracować w inny sposób. Dlatego też te wszystkie efekty specjalne robią niesamowite wrażenie. Najwięcej z komputera korzystał przy tworzeniu Interstellar, ale i tam starał się go ograniczyć.
Pamiętacie te doskonałe roboty w ostatnim jego filmie? One też zostały zbudowane w rzeczywistości i poddane jedynie retuszowi w postprodukcji. Właśnie obejrzałem krótki film o nich, do którego obejrzenia też was zachęcam.
Ale przecież nie tylko filmy akcji czy sci-fi Nolan umie robić. Pamiętacie Memento? Ciężko ten obraz wyrzucić z głowy. Mam jednak jeszcze jeden film, który cenię bardziej niż pozostałe. To „Prestiż”. Kostiumowy dramat z tyloma twistami fabularnymi, że ciężko za nimi nadążyć.
Geniusz reżysera próbowałbym zamknąć w trzech aspektach. Przede wszystkim, dynamika – akcja filmu skacze z miejsca na miejsce, wątku do wątku, zachowując spójność, budując maksymalne napięcie. Po drugie, doskonale zbudowane postacie, które są wielowymiarowe, ciekawe i przede wszystkim rozbudowane, poznajemy je lepiej niż bohaterów wielu filmów. I po trzecie, wykonanie. Czyli doskonałe zdjęcia, efekty specjalne z ograniczonym wykorzystaniem CGI, montaż dźwięku i muzyka – Nolan stale pracuje z Hansem Zimmerem, a efekty ich pracy są świetne. W Interstellar muzyka robi dużą robotę i jest, w moim odczuciu, bohaterem trzeciego planu wpływającym na fabułę! Tak, brzmi to dziwnie, ale właśnie tak dobrze muzyka jest tam zrobiona.
Interstellar początkowo lekko mnie zawiódł fabularnie, lecz już dzień po seansie chciałem zobaczyć go po raz drugi. To dowód na to, jak bardzo uległem wizji kina według Nolana. Za chwilę mamy premierę tego filmu na Blu-Ray, na który będę polować. Nie wyobrażam sobie obejrzeć go w kiepskiej jakości. Trylogię Mrocznego Rycerza dostałem ostatnio w prezencie. Co z tego, że nie mam telewizora. Kiedyś może się doczekam, a wtedy jako pierwszy film obejrzę Trylogię Nolana.