Oddałem swój komputer

Dostałem go 10 lat temu od rodziców na Święta za zdanie matury. Były to czasy, kiedy grałem w gry jak opętany, czytałem każdy numer CD-Action, a najbardziej jarałem się „fotorealistyczną” grafiką. Był skonfigurowany tak, by odpalić na nim pierwszego Crysisa.

Przeprowadzał się ze mną pięciokrotnie, z czego najdłuższą i najbardziej bolesną podróż miał z Gdańska do Warszawy – w trakcie transportu kurierem uległ mocnym zniszczeniom. Był jeszcze pięć lat temu wydajnościowym monstrum, choć pamiętam, że przy Assasin’s Creed Black Flag już się zaczynał dławić. To były moje pierwsze miesiące w Warszawie i nagle zacząłem więcej czasu poświęcać na inne sprawy: rozwijanie się, by zrobić „karierę” w Warszawie.

Napisałem na nim pracę licencjacką. Napisałem na nim pracę magisterską (której nigdy nie obroniłem ostatecznie…). Napisałem na nim pierwsze teksty na blogu. Założyłem przecież tego bloga na nim! Choć nie wiedziałem wówczas jak – był moim oknem na świat informacji, dzięki którym mi się udało to ogarnąć. Był moją cenną biblioteką muzyki w czasach, kiedy nie było jeszcze Spotify i swobodnego dostępu do niemal całej muzyki na świecie. Był narzędziem do oglądania pierwszych w życiu seriali (całe „24” na nim obejrzałem!).

Dbałem o niego, troszczyłem się, raz na miesiąc otwierałem, by odkurzyć jego wnętrzości. Był moim centrum dowodzenia życiem. Pół roku po przeprowadzce kupiłem jednak swojego pierwszego, wymarzonego wówczas MacBooka. Przeprowadzka i coraz częstsze podróżowanie popchnęły mnie w kierunku bardziej mobilnego sprzętu. Wtedy poczciwy „blaszak” zaczynał znaczyć coraz mniej. Uruchamiany głównie do oglądania filmów czy seriali, po przeprowadzce do obecnego mieszkania trzy lata temu poszedł niemal w kąt – najpierw służył jako stolik nocny, a następnie schowałem go pod biurkiem i nie odpalałem od ponad dwóch lat.

Spędziłem z nim dekadę, a jako osoba coraz bardziej sentymentalna miałem nadzieję, że jeszcze znajdę dla niego zastosowanie – czy to pod system zarządzania danymi, czy jako centrum multimedialne. I tak mijały kolejne miesiące, warstwa kurzu zbierała się na nim coraz większa. Zastanawiałem się czy go nie sprzedać na części – kilka stówek mógłbym jeszcze za nie wyciągnąć.

Wczoraj jednak oddałem go zupełnie za darmo.

Przekazałem w ręce Krzyśka Kotkowicza, który wraz ze swoimi dzielnymi znajomymi (pozdro Karolina, Tomek i Piotrek) zbierają właśnie sprzęt na zmontowanie kilkudziesięciu komputerów, które zostaną przekazane do potrzebujących rodzin w ramach Szlachetnej Paczki. Od kilku lat już wspieram tę organizację, więc uznałem, że lepiej będzie dać szansę komuś korzystać z tego sprzętu niż zbierać jeszcze więcej warstw kurzu. Kto wie, może trafi w ręce osoby, która dzięki niemu napisze pracę licencjacką albo magisterską. Albo założy bloga bardziej znanego niż ten, którego właśnie czytasz?

Wahałem się do ostatniej chwili – dziesięć lat wspomnień, tysiące zainwestowanych złotych, pięć przeprowadzek i chyba kilkadziesiąt tysięcy godzin nauki, rozwijania samego siebie i rozrywki – głównie grania w Football Managera. Nie było łatwo, ale jednocześnie czuję niesamowite ciepło gdzieś w okolicach klatki piersiowej, zachowując jednocześnie niesamowitą ciekawość z tego co jeszcze da światu ten poczciwy komputer. Co na nim się urodzi? Komu da radość?

Jedno jest pewne – po dziesięciu latach tułaczki spod choinki w moim rodzinnym domu trafi pod choinkę innej rodziny.

Rzadko piszę tak ckliwe historyjki na blogu, ale jakoś chciałem się tym podzielić, a jednocześnie zachęcić wszystkich do wspierania Szlachetnej Paczki. Warto przekazać innym coś, co nam nie jest już potrzebne. W ich rękach może stać się czymś bardzo potrzebnym.

Partnerzy Troyanna