Wyjazd na Audioriver 2014 do Płocka był dla mnie jedną, wielką niewiadomą. Nigdy wcześniej nie byłem w Płocku, nie byłem także na festiwalu poświęconym tylko i wyłącznie muzyce tanecznej.
Miałem też kilka obaw przed festiwalem – wszystko dzieje się na plaży, a ja nie bardzo lubię wszędobylski piasek. Bałem się też ludzi – mimo wielu znajomych twarzy obawiałem się też, że impreza zdominowana jest mimo wszystko przez fanów gorszego sortu muzyki techno. Moje obawy były na szczęście błędne, były tam osoby, które bałbym się spotkać na ulicy nocą, ale na szczęście stanowiły mniejszość spośród 26 tysięcy osób.
Organizacja
Bałem się także noclegu na polu namiotowym TOI Camp organizowanym przez, tak tak, TOI TOI. Wiecie, bałem się, że wszystko się zesra, będzie gównianie i w ogóle najgorzej. Myliłem się. Ba, było to jedno z lepiej zorganizowanych pól namiotowych na festiwalach w Polsce. A bywam na takowych od siedmiu lat. Jedynym mankamentem był wszędobylski piasek (ale plaża, więc kumam), choć spało się na nim wygodnie nawet bez materaca czy karimaty. Doskonale! Na bieżąco sprzątane i odświeżane toalety i prysznice z ciepłą wodą (a to ewenement!) zrobiły świetną robotę.
Lokalizacja festiwalu? Rynek w Płocku świetny, a tańce w fontannie to piękna rzecz. Właściwy teren festiwalu na plaży to także mnóstwo piasku (ale przynajmniej nie robiło się po ulewie paskudne błoto), wspaniała skarpa, na której można było przysiąść i odpocząć na chwilę, stosunkowo duży wybór napojów oraz food tracków. Kolejki nie były jakoś dramatycznie wielkie, zaś odległość pomiędzy scenami optymalna – maksymalnie 5 minut szybszego kroku pomiędzy najdalej od siebie położonymi namiotami.
Koncerty – piątek
Mój plan koncertowy nie był zbyt intensywny – wielu wykonawców zwyczajnie nie znałem, dla mnie koncerty zaczynały się każdego dnia po godzinie 23. Za to jak już się działo, to zbyt wiele na raz. Piątek dla mnie zaczął się od wyczekiwania na wymarzonego od lat Trentemollera. Od roku (i ostatniej płyty) jego koncerty live to występy z całym zespołem. Nadaje to mocniejszego wrażenia nowym utworom, lecz te starsze nieco bledną. Nadal brzmią dobrze, ale nie aż tak jakbym chciał. No i szacuken za połączenie „Lullaby” The Cure z absolutnie genialnym „Moan”.
Chwilę po Duńczyku miała grać piękna Nina Kraviz, ale ktoś tam nie dojechał do Płocka i jej występ został przesunięty o godzinę, na 2 w nocy. To był dla mnie zły znak, gdyż 30 minut później zaczynać mieli 2manydjs, czyli belgijscy bracia, którzy cztery lata temu zrobili mi najlepszą wiksę w życiu. Pech chciał, że… Zaczęła się burza. Pioruny, ulewa i grzmoty. Ale prawdziwym wiksiarzom to nie przeszkadza. Czekałem na barierkach pod sceną ponad kwadrans i mokłem. Zanim set się zaczął byłem suchy do ostatniej nitki. Zmokły mi fajki, portfel, telefon… Ale co tam, tańce mi wynagrodziły cierpienie. Zagrali najlepsze swoje remiksy (sam je grywam), dodali do tego sporo nowości i byłem wielce szczęśliwy. Po 90 minutach deszcz ustał, zaczęło się robić jasno i wszyscy radośnie rozeszli się w swoje strony. Była godzina niemal 5. Pobłądziłem jeszcze po kilku scenach, złapałem znajomych i poszedłem spać…
Koncerty – sobota
Drugi dzień zaczął się (nie wliczając popołudniowych tańców na rynku) równie późno. Spod barierek podziwiałem Little Dragon, które z nowym materiałem nie zachwyciło jak kiedyś w Katowicach. Wcześniej gdzieś tam z oddali słuchałem Bokkę, ale nie jest to jakaś moja wielka miłość. Chwilę oglądałem Daniela Avery, który wcześniej zrobił na mnie dobre wrażenie w Barcelonie.
Potem na Circus Tent wkroczył człowiek, którego wyczekiwałem bardzo mocno – DJ Koze. Nie spodziewałem się zagrania płyty (genialnej), dlatego nie byłem pewien co przyjdzie mi ujrzeć i usłyszeć. A usłyszałem set zagrany perfekcyjnie. Tak dobrze, że aż nie chciało mi się w to wierzyć. Niestety, nie było dane mi oglądać tego show do końca, ponieważ na drugiej stronie terenu festiwalu swój set zacząć miał wyczekiwany przeze mnie równie mocno Brodinski.
I to właśnie w Last.Fm / Hybrid Tent spędziłem najlepsze 90 minut na Audioriver. Balansowanie pomiędzy house’m a electro było idealne, a ja poczułem się jak wariat i tańcowałem w najlepsze. Zwłaszcza, że koleś sięgał nie tylko po swoje szlagiery, ale i choćby po Gesaffelsteina. O mamo…
W ten oto sposób zrobiło się już po 4, poszukałem znajomych i udałem się na wiksę ostateczną do cyrku – na MAETRIK, czyli Maceo Plexa z mocniejszym uderzeniem. I to było bardzo dobre uderzenie. Co prawda przed 7 zaczęło brakować już sił, więc zasiadłem z boku namiotu oglądając wstające słońce, podziwiając tańczące dziewczęta i paląc papierosy. A przed 8 poszedłem spać. A właściwie smażyć się w słońcu.
Jak to jest z tym Audioriver?
Sama impreza mnie mocno zaskoczyła, pozytywnie. Nie miałem jakiegoś wielkiego ciśnienia na zaliczanie maksymalnej liczby artystów, a raczej na kilka pozycji obowiązkowych i dobrą zabawę. I to się udało. A wraz z doskonałym towarzystwem (znajomych i dopiero poznanych osób) spędziłem piękne trzy dni. Pytanie, co na to wszystko mieszkańcy Płocka.
Z dziwnymi uczuciami obserwowałem jak całe miasto zmienia się w jedną, wielką stolicę polskiego techno. A wygląda na spokojne, przyjemne miasteczko. Byłem bardzo ciekaw jak ten trud, tę całodobową, dla wielu męczącą muzykę i te… Specyficzne tłumy znoszą płocczanie. Postanowiłem więc zasięgnąć się opinii jednego z nich. Miałem rok temu przyjemność poznać Arka Gmurczyka, lokalnego fotografa i blogera.
Jak mieszkańcy Płocka zapatrują się na to, że na trzy dni ich miasto zmienia się nie do poznania? Bo przecież nie jest to grzeczna i cicha młodzież, a muzyka gra niemal bez przerwy.
Obserwuję festiwal od samego jego początku kiedy to w 2003 roku wystartował pod zupełnie inną nazwą. Początkowo jako „jego zwykły uczestnik”, od kilku ostatnich lat jako akredytowany fotoreporter, naprawdę dużo rozmawiam na jego temat ze znajomymi z rodziną i nawet jeśli nie trafia on w ich gusta muzyczne, to w zdecydowanej większości są to opinie pozytywne i bardzo jemu przychylne. Tak naprawdę nie pamiętam żeby ktokolwiek z moich znajomych lub osób z którymi rozmawiam na jego temat miał w ciągu ostatniego roku jakiekolwiek obiekcje co do formy w jakiej festiwal egzystuje. Zdecydowanie inaczej było na początku w pierwszych latach jego działalności. Powoli chyba po prostu dorośliśmy do niego i zdajemy sobie sprawę jak wielką szansą jest dla naszego miasta. Mieszkańcy pobliskiej starówki, których wielu znam osobiście przyzwyczajają się do grającej głośno muzyki. Wiedzą już w który weekend lipca wyjechać nad jezioro za miasto. Wbrew pozorom festiwalowa publiczność nie jest wcale tak uciążliwa i niegrzeczna jak by się mogło wydawać, a co do tego mam 100% pewności, często i gęsto bowiem jestem w samym jej epicentrum po kilkanaście godzin na dobę. Pozytywni ludzie. Policyjne statystyki udostępniane po festiwalu potwierdzają, że nie jest inaczej.
Czy Płock osiąga z organizacji coś więcej niż większe obroty w knajpach i sklepach monopolowych w te kilka dni?
Przez te kilka ostatnich lat Audioriver stał się rozpoznawalną, konkretną marką. Tak naprawdę mało jest osób, które mówiąc Audioriver nie pomyślą – Płock! Gdzieś na horyzoncie pojawiają się nawet zdania, że Płock dzięki licznym festiwalom staje się najzwyczajniej w świeci modny. Mam znajomych np. z Warszawy, którzy właśnie po jednym z takich festiwali przyjeżdżają do nas regularnie w ciepłe letnie weekendy nawet kiedy nie gra już muzyka. To dzięki Audioriver (sprawdźcie też choćby Reggaeland http://reggaeland.eu największy polski festiwal reggae, czy też najmłodszy rodzynek – Polish Hip Hop Festival http://plhhfestival.pl – wszystkie w tym samym magicznym miejscu) Płock przez te kilka dni staje się kapitalnym wabikiem na turystów, którzy coraz częściej wracają tu na kolejny weekend często z rodziną czy znajomymi. Wniebowzięci taksówkarze „Panie ruch lepszy jak w Sylwestra”, pracujący 24h restauratorzy, sklepikarze, hotelarze można by tak długo wymieniać… Na te kilka dni w roku Płock staje się zupełnie innym miastem nie tylko ze względu na obroty, ale również na ludzi którzy zjeżdżają na festiwal już niemal z całego świata.
No i mnie Arek (zajrzyjcie na jego bloga!) przekonał, rozwiał wszelkie me obawy. Fajnie, że płocczanie są otwarci na „specyficzne” środowisko, jakim są fani muzyki techno (cały przekrój społeczeństwa). Audioriver dał mi się we znaki jako naprawdę nowe i ciekawe podejście do festiwalowania w Polsce. Jest jakoś przyjemniej, wakacyjniej… Line-up nie jest przesycony gwiazdami, bawić się można całą (dosłownie) dobę. Kurczę, chyba będę jeździć regularnie. :)
PS. Blogerzy są wszędzie, większość festynu spędziłem z Jankiem, spotkałem też Włóczykija, a gdzieś po terenie krążyła również Malvina. ;)