Kiedy rok temu jechałem pierwszy raz do Białegostoku na festiwal Up To Date nie wiedziałem czego się spodziewać. A już na pewno nie tego, że impreza ta w moim prywatnym rankingu zyska rangę większą niż pozycja dotychczas obowiązkowa – Blog Forum Gdańsk.
Kiedy więc ogłoszono daty tych wydarzeń uroniłem łezkę i chwilę się zastanowiłem, wszak BFG to najważniejsze miejsce dla twórców treści wszelkiej maści, do których przecież się zaliczam, a poprzednie trzy edycje miały spory wpływ na to co i jak piszę. Moje rodzinne miasto, wytyczanie ścieżki na kolejne miesiące całego środowiska i obecność moich ulubionych twórców wydawały się argumentami niepodważalnymi. I wtedy pojawił się Up To Date. I, z bólem serca, postawiłem w tym roku na Białystok.
Wy pewnie również stoicie przed dylematem: czy na pewno opłaca mi się zmarnować cały weekend na wyjazd do Białegostoku?
Odpowiem krótko: tak, opłaca się, i to bardzo.
Jeśli jednak taka krótka forma Cię jeszcze nie przekonała to spokojnie, mam w zanadrzu jeszcze kilka solidnych argumentów. Bo Up To Date to coś więcej niż festiwal techno. Ba, muzyka prezentowana na scenach tego wydarzenia prezentuje tak szerokie spektrum tego gatunku muzyki, jak i elektroniki w znacznie szerszym ujęciu, że nie można tego traktować jako zwyczajnego festiwalu, czy nieco dłuższej imprezy tanecznej. Ba, okazji do tańca czasem tam nie ma, bo artyści grają bardziej, nazwijmy to, medytacyjne techno. Wymagające skupienia, wsłuchania się w najgłębsze otchłanie dźwięku.
Oczywiście, okazja do tańca również będzie niejedna, ale zdecydowanie w mniejszym stopniu niż na takim Audioriver. Ale hej, ma to swoje dobre strony! Tu zdecydowanie bardziej liczy się sama muzyka, niż taneczny trans tłumu. Nie skaczesz, nie wdajesz się w taneczne uniesienie, a Twój organizm się tak nie męczy i spokojnie może dotrwać do samego rana. Albo może tylko ja tak mam, bo przecież tańczyć nikt Ci nie zabroni, a muzykę każdy może interpretować na swój własny sposób.
Brzmi ciekawie? To zobacz dlaczego jeszcze warto pojechać na Up To Date.
1. Cena
To jeden z najtańszych festiwali o takiej skali w Polsce. W tej chwili, a to już ostatnia, a więc najdroższa pula, karnet full wypas to koszt jedynie 159 zł. A zawiera dwa dni Centralnego Salonu Ambientu (impreza towarzysząca festiwalowi organizowana w osobnych lokalizacjach) oraz dwa dni właściwego festiwalu. To nadal kilkadziesiąt złotych mniej niż JEDNODNIOWY bilet wstępu na Open’era. :)
2. Lokalizacja
Przed rokiem główna część imprezy zlokalizowana była na bocznicy kolejowej, a jako miłośnik postindustrialnych klimatów kupiłem to miejsce w całości. Co prawda, bywało nocą chłodniej, ale hej, to już wrzesień, to nie środek lata. Musi być chłodniej! Całość dodatkowo zajmowała skromną przestrzeń, więc poruszanie się między scenami było kwestią sekund, nie kwadransu.
Kiedy organizatorzy poinformowali, że tegoroczna edycja przenosi się na Stadion Miejski zareagowałem początkowo sceptycznie. No wiem, że nie na murawie (tam to tylko David Guetta ma wstęp), a na poziomach parkingowych, ale wciąż – to stosunkowo nowy budynek, jego budowę skończono niespełna dwa lata temu. Kiedy jednak się dłużej zastanowić – surowe, betonowe wnętrza, o ile nie zepsują akustyki, wydają się arcyciekawą scenerią na elektronikę. Zresztą, to ekipa Technosoul – ufam im.
3. Białystok
Pomiędzy odsypianiem zarwanej nocy, a Centralnym Salonem Ambientu znajdzie się kilka godzin na zwiedzanie miasta, a to mnie rok temu zaskoczyło swoim urokiem małomiasteczkowości na większą skalę. Zwłaszcza we wrześniu, kiedy tereny zielone zyskują najwięcej kolorów, a Białystok ma takich obszarów masę. Spacer po Parku Planty szurając nogami wśród zalegających na chodniku liści? Nie mogę się doczekać!
4. Centralny Salon Ambientu
Pisałem, że to impreza towarzysząca festiwalu, ale to jego integralna część. Choć na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Bo umówmy się, nie wszyscy są w stanie wytrzymać w bezruchu, ciszy i spokoju przez dłuższą chwilę. I to jest spoko. Jednak osoby, którym klimat medytacji i odpoczynku wszystkich (poza słuchem) zmysłów odpowiada na pewno się nie rozczarują.
5. Kameralny klimat
Nie jest to wielki festiwal. Nie znam oficjalnych statystyk, ale przewija się przez niego nie więcej niż kilka tysięcy osób. Panuje dzięki temu świetny, miejski klimat. Nie czuć tego wszechobecnego parcia na idealny wygląd i najnowsze kolekcje kaloszy jak na większych, letnich festiwalach. Tutaj każdy jest najbardziej sobą. Nie ma kolejek po żarcie, nie ma przepychania się pod scenę. Jest swojsko.
6. Miłość, przyjaźń, techno
Wynika to nieco z poprzedniego, ponieważ brak masy ludzi powoduje, że obserwować można pojedyncze osoby, drobne, ludzkie gesty, wszystkie uśmiechy, miłość do muzyki. Skupiając się na jednostkach widać, że każdy ma tu jeden cel – chłonąć i odkrywać muzykę. Bez polowania na zdjęcia na Instagrama, bez parcia na wyróżnienie się.
7. Acronym / Dan Vicente
To pan, którego występu oczekuję chyba najbardziej. Gówniarz ze Szwecji, którego DJ set mogłem podziwiać w sopockim Sfinksie w trakcie tworzenia dokumentu na YouTube wydał jeden z moich ulubionych albumów poprzedniego roku. „June” to arcydzieło, a Szwed zagra na Up To Date live act, co oznacza, że są spore szanse na usłyszenie „Centering” na żywo. Już czuję te ciary… Zresztą, ciekaw jestem również jego drugiego występu na scenie Centralnego Salonu Ambientu, gdzie zagra pod pseudonimem Dan Vicente.
8. Architectural / Reeko
Dopiero niedawno się dowiedziałem, że te dwie nazwy łączy jedna postać. Reeko to weteran hiszpańskiego techno, przedstawicie doskonałego labelu Pole Group. Jeden z moich ulubieńców z klimatów mrocznego, gęstego i zadymionego, a jednocześnie mocnego i szybkiego techno. Jego drugi projekt jest znacznie bardziej eksperymentalny, ale równie świetny. Dwa popisy Juana Rico na jednym festiwalu to coś niesamowitego.
9. Czołówka polskiej sceny
Jacek Sienkiewicz, jeden z grona moich ulubionych polskich producentów, był już rok temu, więc organizatorzy zaprosili po prostu większość pozostałych z mojego osobistego rankingu: Błażej Malinowski, Michał Wolski, Chino, a na sam koniec zapewne, jak rok temu, duet doskonały: Dtekk i Essence, ucieleśnienie pozytywnego przekazu muzyki techno.
10. Wszyscy inni artyści
Jeny, mógłbym tu wymienić teraz cały line up ze sceny Technosoul. Praktycznie każde nazwisko wiele znaczy w świecie elektroniki: Vatican Shadow, Legowelt, Evigt Morker, Phase Fatale… Nie wszyscy zdołali jeszcze podbić moje serce odsłuchami ze Spotify, ale istnieje spore prawdopodobieństwo, że zrobią to na żywo. Pozostałe sceny też prezentują się okazale: FaltyDL, Luke Vibert, Fracture… Jest też masa artystów, po których nie wiem czego się spodziewać, ale odkrywanie nowych miłości (tych muzycznych) jest czymś, co w poprzednim roku najmocniej mnie pochłonęło.
Czy trzeba wam więcej argumentów? Tak myślałem. Do zobaczenia w Białymstoku!