Po sukcesie zeszłorocznego „Uciekaj” coraz więcej mówi się w świecie kina o nadchodzącej fali post-horrorów, czyli filmów, które straszą w niezbyt konwencjonalny sposób. Sposób, który do mnie przemawia. „Ciche Miejsce” zapowiadany był jako kolejny tego typu film.
Najnowszy film Johna Krasinskiego przedstawia świat skąpany w postapokalitycznej ciszy. Światy po globalnej zagładzie to jeden z moich ulubionych motywów, więc byłem bardzo ciekaw czy doczekam się kolejnego horroru, który zrobi na mnie pozytywne wrażenie po niedawnej produkcji Jordana Peele’a. Krasinski nie tylko bawi się w „Cichym Miejscu” w reżysera, ale jest też autorem scenariusza i odtwórcą jednej z głównych ról. W drugiej jest jego żona – Emily Blunt. To całkiem ciekawy miks i chciałem sprawdzić jak relacja małżeństwa przeleje się na kinowy ekran, bo to nie zawsze najlepszy zabieg.
„Ciche Miejsce” nie za bardzo wyjaśnia świat przedstawiony, poza tym, że świat doczekał się zagłady i wciąż grasują po nim potwory, które wyczulone są bardzo na wszelkiego rodzaju dźwięki, zatem trzeba się po nim poruszać bezszelestnie i właściwie bez słów. To zaś powoduje, że w filmie właściwie nie ma dialogów (poza tymi migowymi), co jest z punktu widzenia scenariusza bardzo ciekawym zabiegiem. Dialog to podstawowy element sztuki filmowej, a Krasinski świadomie się go pozbawił, co zmusiło go do przedstawienia świata zupełnie innymi metodami – wizualnie oraz grą aktorską. I ten zabieg wyszedł bardzo dobrze, gdyż przerażenie i stan wiecznego napięcia bohaterów jest mocno odczuwalny.
Film nie wyjaśnia genezy upadku cywilizacji, skupiając się na losach rodziny, która już na starcie filmu przeżywa mocny dramat. To zaś skutkuje w bardzo pieczołowitym przygotowaniu całej rodziny na życie w wiecznej ciszy. Dawno nie widziałem tak skutecznie i dobrze zaplanowanej przestrzeni w świecie postapokaliptycznym z kodeksem zachowań mającym uchronić bohaterów przed krwiożerczymi bestiami. Pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby bohaterowie serialu „The Walking Dead” mieli podobny kodeks i go przestrzegali to serial ten byłby zupełnie inny. Sztukę survivalu rodzina z „Cichego Miejsca” opanowała do perfekcji, ale nawet największa perfekcja może zostać zniweczona.
I wtedy właśnie zjawiają się bestie i sceny grozy. I choć przypominają one bardziej sekwencje znane bardziej z klasycznych filmów tego gatunku, tak nieustająca niemal w kinie cisza, brak dialogów i muzyki sprawia, że napięcie odczuwalne jest częściej niż w obliczu konfrontacji postaci z potworami. Najlepsze momenty filmu to te, w których pojawił się hałas wywołany przez któregoś z bohaterów i nie wiesz czego jeszcze się boisz, ale naprawdę się boisz. To zasługa umiejętnie poprowadzonej narracji, co, podkreślę raz jeszcze, z powodu braku dialogów trzeba docenić. Mimo wszystko nie jest to film, który bym zaliczył do gatunku post-horroru, a bardziej umiejętnie zrobiony pomost między klasycznym horrorem, a jego nowszą formą. Zdarzają się, choć niezbyt często, „jump-scare’y”, więc ciężko „Ciche Miejsce” do gatunku klasycznego horroru nie zaliczyć.
Bardzo podoba mi się też sam projekt potworów, kiedy wreszcie widz ma szansę zobaczyć je w większym stopniu. Do tego dochodzi też ich świetne, bardzo przerażające (inspirowane nieco dźwiękami z gry „The Last Of Us”) udźwiękowienie. Wiecie, to jest film, w którym większość czasu nic nie słychać. Kiedy więc już pojawiłyby się dźwięki i brzmiały miernie to mogłyby położyć cały film i budowany w ciszy nastrój. Tak jednak nie ma, bo dźwiękowcy „Cichego Miejsca” zrobili kawał dobrej roboty.
Kolejna kwestia to kreacje aktorskie. Brak dialogów sprawia, że bohaterowie z widzem komunikują się głównie za pomocą gestów, wyrazów twarzy i wielu drobnych elementów, które muszą zbudować relacje i emocje między postaciami. I gdyby to nie wyszło, to film i cała konstrukcja jego świata również runęłaby jak domek z kart. Tak się jednak nie stało, bo świetne kreacje dają tutaj nie tylko Blunt i Krasinski, ale i aktorzy dziecięcy, którzy nie ustępują swoim filmowym rodzicom. Tym bardziej wielkie brawa należą się Krasinskiemu, że udało mu się poprowadzić młodych aktorów w tak dobrym kierunku.
I choć „Ciche Miejsce” nie jest posthorrorem, którego nieco oczekiwałem, tak nie jest na szczęście też klasycznym, głupkowatym horrorem przepełnionym potworami wyskakującymi z szafy i innymi bzdurami. Poznajemy w nim ciekawą wizję świata, którego genezy nie poznajemy, z ciekawymi bohaterami zagranymi w naprawdę dobrym stylu i angażującą historię. Wyszedłem z kina naprawdę zadowolony z efektu końcowego. Aha, i nie polecam brać na ten seans popcornu, bo w filmie naprawdę jest sporo ciszy i chrupanie może przeszkadzać nie tylko osobom towarzyszącym, ale i Tobie. I zaczniesz się zastanawiać jak bardzo głośny jesteś i czy inni widzowie nie rzucą się na Ciebie jak potwory z ekranu.