Sam sobie to pytanie zadawałem przez kilka ostatnich tygodni. Bo choć wielkim koneserem sztuki nie jestem, tak mamy tu do czynienia z dwoma wybitnymi postaciami XX wieku zebranymi w jednym miejscu. A Salvador Dali był Katalończykiem. Katalonia jest super.
Kiedy jednak w ostatnią, jakże upalną, sobotę koleżanka rzuciła hasło „chodźmy na wystawę „Dali kontra Warhol” uznałem to za całkiem niezły, spontaniczny pomysł. Wszak upał oznaczał, że większość osób unikać będzie muzeów, galerii sztuk czy wystaw. A nie ma zbyt wielkiej przyjemności obcowania ze sztuką i historią wobec tłumów. W ten sposób, trochę nieoczekiwanie stawiłem się na czwartym piętrze Pałacu Kultury i Nauki i wysupłałem 45 złotych. Od samego początku zastanawiałem się jednak czy ten wydatek jest uzasadniony i chciałem czerpać z wystawy jak najbardziej się da. Czy to w ogóle możliwe?
Andy Warhol oraz Salvador Dali to nietuzinkowi artyści, którzy swoim wizjonerskim podejściem do procesu kreacji oraz dziełami zostali uznani za jednych z ostatnich wielkich artystów. Takich wybitnych, powszechnie znanych. Których dzieła są ikoniczne i rozpoznawalne przez każdego. Których cytaty przebijają memy z Paulo Coelho. Dzisiaj ciężko już o artystów darzonych tak powszechnym uwielbieniem wśród malarzy, rysowników, projektantów. Internet sprawił, że niemal każdy staje się artystą, a kult, którym otaczamy jednostki wybitne rozdzielony jest na zbyt wiele osób, a co za tym idzie – rozproszony.
I choć wielkim miłośnikiem sztuki nie jestem, tak ich twórczość mnie zawsze jakoś interesowała, podobnie jak Pabla Picasso. Nawet byłem swego czasu w Muzeum Dalego w Barcelonie, gdzie jednak zabrakło mi nieco szerszego kontekstu – obejrzałem jego dzieła i tyle. Wystawa „Dali kontra Warhol” pozwala jednak załapać ten nieco szerszy kontekst. Na samym początku otrzymujemy bezprzewodowe słuchawki z przewodnikiem, którego narracja jest naprawdę dobra. Lektor nas nie usypia, a opowiada historię żywym, emocjonującym głosem. Może momentami aż za bardzo, co może nieco bawić, jednak generalnie fajnie się go słucha. Podobnie jak towarzyszącej temu muzyki – fajnej ścieżki ambientowej. Jednak nie liczy się to, co mówi, a jak mówi, prawda?
Wystawa, rozrzucona na kilka sal PKiN wydaje się dość chaotyczna. Chociaż pierwsza część wydaje się jeszcze trzymać schematu linii czasu, opowiadając o narodzinach i początkach artystów, tak po chwili zaczynamy trafiać w dość różne sfery tematyczne. A to sala poświęcona najważniejszym, ikonicznym dziełom Dalego oraz Warhola, a następnie sala perfum zaprojektowanych przez tego pierwszego i puszka zupy pomidorowej zaprojektowanej przez drugiego. Następnie romans z ruchomym obrazem w wykonaniu obu, duża strefa poświęcona strefie Factory, gdzie wiele lat tworzył i żył Warhol, a dalej długi hołd dla okładek albumów zaprojektowanych przez niego dla choćby The Rolling Stones czy The Velvet Underground. Wszędzie gdzieś w tym jest dużo ciekawostek i przydatnych informacji, którymi można błysnąć później w towarzystwie (ja się dowiedziałem, że na okładce płyty The Rolling Stones jest penis, czego dawniej nie widziałem, albo nie chciałem widzieć).
Szybko jednak okazuje się, że docieramy do końca wystawy, a nam zniknęło gdzieś 70 minut życia. Ale zniknęło bardzo szybko, bo było po prostu ciekawie. Mam jednak wrażenie, że twórczość i życie obu artystów została potraktowana jednak mocno powierzchownie. I choć to całkowicie rozumiem – celem wystawy jest zaciekawić również mniej zainteresowane kulturą osoby niż ja – to jednak wyszedłem z poczuciem niedosytu. Uważam też, że całą narrację, bo wystawa jest naprawdę fajną, narracyjną podróżą, można by zaplanować nieco lepiej. Jeśli na samym początku mamy równolegle twórczość zarówno Dalego, jak i Warhola, to można by pozostać konsekwentnym w tej narracji także w dalszych jego partiach. Faktów z życia oraz wszelkiej maści ciekawostek jest sporo, aczkolwiek zabrakło jakby bardziej uniwersalnego, metodycznego spojrzenia na ich twórczość.
Wracając jednak do pytania ze wstępu: czy wydatek 45 złotych na wystawę „Dali kontra Warhol” jest uzasadniony? Jak najbardziej, jeśli nie masz za bardzo pojęcia o tych artystach. Za obcowanie z dobrą sztuką warto płacić. Jeśli jednak dysponujesz odpowiednio dużym zakresem wiedzy o twórczości obu tych wybitnych postaci to wydaje mi się, że nie będzie to dla Ciebie pozycja obowiązkowa.
Wystawa dostępna jest do 7 października na 4. piętrze Pałacu Kultury i Nauki, więcej informacji znajdziecie na stronie internetowej.