Mam niemały problem z napisaniem idealnego wstępu do tego tekstu. Bo przecież ciężko opisać coś, co pochłonęło tyle czasu, emocji i nerwów. Niby to tylko jeden film z wakacji, ale dla mnie to jedno z najważniejszych dzieł w życiu.
Nigdy nie miałem nic wspólnego z profesjonalną produkcją wideo. Bawiłem się w montowanie filmów cztery lata temu jako redaktor w MM Trójmiasto.pl, ale to było znacznie prostsze niż to, co sobie wymyśliłem i zaplanowałem. Zacznijmy od początku.
Pierwszego stycznia obecnego roku postanowiłem, że za wszelką cenę pojadę w tym roku do Barcelony na festiwal Primavera Sound. Kupiłem tego dnia bilet (na raty), wystarczyło jedynie dokupić przelot i nocleg. Ale kasy zawsze było za mało, udało się tego dokonać dopiero w maju, na kilka tygodni przed wyjazdem. Cały maj siedziałem w domu by nie wydawać za dużo pieniędzy.
Pod koniec stycznia organizatorzy imprezy ogłosili pełen line-up, który tylko zwiększył mój apetyt. Warpaint, The National, Moderat i wiele innych ukochanych zespołów. Było na co czekać. Jednocześnie, w głowie zaczął mi kiełkować pewien pomysł… Znam Barcelonę całkiem nieźle, kocham to miasto, więc może by tak… Nakręcić o tym film? Od razu pomyślałem o GoPro, której przecież nie miałem, ale wiedziałem, że ta kamerka pozwoli mi zrealizować obmyślony scenariusz. Kilka tygodni później odsłuchiwałem sobie płytę M83 i w trakcie utworu „Steve McQueen” mnie oświeciło: toż to idealny soundtrack do tego dzieła! Słuchałem go w kółko, a przed oczyma wyobraźni cała wizja zaczęła układać się w jedną, dynamiczną całość.
Już w marcu wiedziałem, że jeśli uda się pojechać, to głównie po to, by wyprodukować ten film. Wiedziałem, że pójdę na Montjuic nagrać zachód słońca, widziałem, że odwiedzę Tibidabo, by zrobić serduszko. Wiedziałem, że wszystko będzie z perspektywy pierwszej osoby. Wiedziałem, że popijając Sangrię będę spoglądać na Placa Espanya. I że pokażę szał radości na koncertach. Wszystkie te motywy w głowie poskładałem w scenariusz, dopasowałem do muzyki i… Ostatecznie pojechałem na wakacje by nagrać ten film.
W tym miejscu należą się specjalne podziękowania dla mojej przyjaciółki, która odważyła się pożyczyć mi swoją GoPro na czas wyjazdu oraz Patrykowi ze Zmemłanych, który udostępnił mi mocowanie kamery na głowę. Bez nich nie mógłbym zrealizować swojej wizji. Ale pojechałem. Nie było łatwo, kamera GoPro ma słabą baterię, więc musiałem bardzo oszczędnie i przemyślanie z niej korzystać. Pliki nagrane GoPro zajmują także dużo miejsca, dlatego wziąłem ze sobą dysk zewnętrzny do bieżącego zgrywania materiałów. Nie wszystkie ujęcia udało mi się złapać, ale te najważniejsze się udało. Chodziłem po mieście z kamerką na głowie więcej czasu niż wypada, ludzie patrzeli na mnie jak na idiotę, na co ja odpowiadałem spojrzeniem mówiącym „tak, wiem, wyglądam jak idiota, ale robię to by osiągnąć coś ekstra”. I chyba osiągnąłem.
Wróciłem do domu, rozpoczęły się problemy z doborem programu do montażu. Mój MacBook Air dławił się mocno przy Final Cut Pro, dlatego musiałem skorzystać z trialowej wersji Adobe Premiere. Okazało się to dobrym rozwiązaniem. Niestety, po chwili zaczął się Mundial, który pochłaniał cały mój wolny czas po pracy. Wszystko się przeciągało (a dni do końca wersji próbnej Premiere ubywało za szybko). Robiłem partia po partii, żmudnie przycinając fragmenty do 0,1 sekundy. To było najtrudniejsze. Wyciąć wszystko do niespełna czterech minut, kiedy wróciło się z 35 GB danych i niemal dwoma godzinami nagrań. Wreszcie, w ostatni czwartek się udało.
Nie jest to film idealny, wiem, że w pewnych miejscach kuleje synchronizacja obrazu z dźwiękiem. Jednak ten film robiłem dla siebie, i nawet jeśli nie jest idealny to… Jest po prostu troyannowy. W każdej jego klatce widzę cząstkę siebie i duszy pozostawionej w Barcelonie. Daleko tu do profesjonalizmu, ale i tak odczuwam wielką dumę, że udało mi się zobrazować wizję, która urodziła się w mej chorej głowie pół roku temu. Osiąganie tak wielkich celów daje wielką satysfakcję.
Mam nadzieję, że i wam się ten film chociaż trochę spodoba. :)