Wśród growej braci od wczoraj duże podniecenie nowymi generacjami konsol: poznaliśmy datę premiery PlayStation 4, zaś do Xbox One dodawane będą egzemplarze gry FIFA. Od paru miesięcy fani obu marek przekrzykują się i wyczekują premier następców swoich konsol. A ja to obserwuję z boku i jakoś do nich przekonać się nie mogę.
Nie, żebym nie doceniał ich wielu walorów: prostej obsługi, wygody użytkowania, wielu gier wydawanych ekskluzywnie na jedną z platform (The Last Of Us, chlip) czy bogatego (ekhm…) ekosystemu. To są bardzo fajne rzeczy, ale ja mimo wszystko wolę zostać przy pececie. Ale zanim zaczniecie na mnie wjeżdżać, kilka słów wyjaśnienia.
Pecetowcem jestem od 13 lat. Tyle samo żyłem z Windowsem, a od kilku miesięcy przeniosłem ciężar swojego życia na MacBooka. Choć niedawno nie wyobrażałem sobie by mój wypasiony blaszak nie stanowił głównej osi mego życia. Jednak dynamiczne życie w ciągłym ruchu oraz atuty systemu OS X sprawiły, że budowany od lat, unowocześniany i nadal mocny komputer zaczął pełnić w mym domu rolę… Konsoli.
Zdarza mi się (coraz częściej, niestety) w ogóle nie uruchamiać komputera, gdyż albo nie ma mnie w domu, albo wolę wygodnie w łóżku rozłożyć się z leciutkim Airem. A jak już uruchomię, to albo by zagrać rundkę w Pro Evolution Soccer, albo by odpalić film lub serial. Jest dość mocny nadal (w Far Cry 3 grałem na max detalach na 1920 x 1080!), mam duży ekran (25 cali) i w każdej chwili mogę zrobić na nim bardziej zaawansowane rzeczy w wygodniejszy sposób niż na konsoli (Internet, praca, pisanie).
Nie mówię, że konsole są złe. Gdyby ktoś mi podarował (wraz z telewizorem) to bym się cieszył i bawił. Kinect oraz PS Move są fajne. Konsole są proste, działają i nie trzeba się bawić w ustawienia grafiki. Kupujesz i masz spokój na lat kilka. I cholernie zazdroszczę im rychłej już premiery GTA V.
Jednak osobiście wolę mieć nieco trudniej, trochę pod górkę, czasem ze zwieszkami, ale… Mieć więcej możliwości. Nie jestem laikiem, więc MOGĘ czasem pogrzebać w ustawieniach rozdzielczości, antyaliasingu i innych bajerach do poszczególnych gier. MOGĘ w każdej chwili przejść do Facebooka i odpisać na wiadomość. Szybko i wygodnie. MOGĘ pogrzebać w zaawansowanych ustawieniach systemu, odpalić Deluxe Ski Jump na DOS-Box. Na mocnym pececie więcej MOGĘ.
Co nie znaczy, że nie ślinię się na nowe generacje konsol. Po prostu uważam je za zbędne w moim życiu. A to nie oznacza, że nimi gardzę (jak jeszcze jakiś czas temu było, gdy byłem głupszy). Ogólnie ostatnio moja perspektywa na wiele kwestii się zmienia: uważałem laptopy za słabe, konsole za zbędne, a tabfony (te duże smartfony jak Galaxy Note) za śmieszne. To wszystko jest już nieaktualne. Laptopa mam. Czy i konsoli się kiedyś doczekam? Pewnie tak. :)
Grafika pochodzi z tekstu na Heavy.com