To była najlepsza edycja Blog Forum Gdańsk, w której przyszło mi uczestniczyć. Z bardzo wielu powodów. Ale najważniejsze jest jedno – ma realny wpływ na to jak od kilku dni pracuję.
Na początku muszę was ostrzec: to nie jest relacja z wydarzenia sensu stricte. To jedynie zbiór moich przemyśleń i planowanych po BFG zmian. Nie dowiecie się tutaj kto opowiadał najsuchsze dowcipy (wiadomo, że ja), kto próbował mnie upić oraz z kim zakończyliśmy imprezę o 4 nad ranem. Nie, to tylko zbiór moich wniosków i odczuć.
Ten trzeci raz
W 2013 roku był ten pierwszy raz. Zauroczenie, szybsze bicie serca i podziwianie wszystkiego niczym dziecko w sklepie z cukierkami. Tyle osób, które na mnie wpłynęły w jednym miejscu. Mądrzy ludzie, fajni ludzie, kultowy wręcz after (#225). Ale nie wpłynęło to na mnie za mocno. Dało kopa motywacyjnego, z którego za wiele nie wyniosłem.
Rok temu z kolei, miałem nie najlepsze podejście do wydarzenia. Owszem, jarałem się ponownie, lecz po zmianie pracy w poprzednim roku był to kolejny w ciągu kilku miesięcy event z blogerami. Kolejny, więc nie poczułem za bardzo jego wzniosłości. I dziś pluję sobie w brodę, że potraktowałem poprzednią edycję bardziej towarzysko niż merytorycznie. I znowu nie zmieniło to za wiele w mojej pracy nad blogiem. Znowu – kop energii, z której niewiele wynikło, choć bawiłem się doskonale.
Ta konferencja była mi bardzo potrzebna
W tym roku miałem już diametralnie inne podejście, nie chcąc powtórzyć tego samego błędu. Odpuściłem sobie również inne konferencje z udziałem twórców treści. Samo hasło tegorocznej edycji, „Inspiracje przez innowacje”, wiele po sobie obiecywało. Dodatkowo, jestem obecnie w zupełnie innej sytuacji – nie mam jednego bloga, a dwa, równolegle wciąż pracując na etacie. I od dwóch miesięcy, kiedy wprowadziłem w życie projekt WixMag, w moim życiu zapanował totalny chaos. Nie potrafiłem sobie z nim poradzić. Nawet pierwszy blog uważałem za niedopracowany, a postanowiłem założyć drugi. Więcej pracy, mniej czasu i ciężko było to robić dobrze.
I Blog Forum Gdańsk trafiło się dla mnie w idealnym momencie, zaledwie kilka dni po uruchomieniu WixMaga jako osobnego bytu, zamiast jedynie kategorii na pierwszym blogu. Z większości prelekcji czegoś się nauczyłem, choć było również kilka takich, które mnie mocno rozczarowały. Nie za wiele w tym roku zdziałałem towarzysko, bo po prostu wolałem siedzieć na auli i słuchać, dyskutując jednocześnie na Twitterze (ten po raz kolejny okazał się być niemalże stworzonym na tego typu okazje).
A teraz po kolei, jakie wnioski wyciągnąłem z kolejnych prelekcji, paneli i rozmów za kulisami?
- Austin Kleon mocno poruszył moją strefą komfortu twórczego, a jednocześnie pokazał mi kwestie, których dotychczas dostrzec nie chciałem. Wielokrotnie chcąc napisać nowy tekst przeglądałem serwisy w poszukiwaniu czegoś ciekawego. I nic nie znajdowałem. Inspirowanie się przy komputerze stawało się totalnie nieproduktywne. Jednocześnie, wiele z najlepszych moich tekstów napisałem po kilku tygodniach układania sobie kolejnych zdań i wniosków w głowie. Kleon mi uświadomił, że tak powinien wyglądać proces twórczy przy każdym tekście. Wiele dni mielenia tematu w głowie, poznawania tematu, opinii na jego temat i wreszcie wyrobienie sobie własnej. I to wszystko z dala od komputera. I dopiero po ułożeniu wszystkich zdań w głowie można zasiąść do cyfrowego edytora tekstu i spisać efekt tego długiego procesu. Od teraz chcę, by większość nowych tekstów tak powstawała. Thanks Austin! Jednocześnie, w trakcie tego weekendu czytelnicy znaleźli kardynalny błąd (dzięki Dziecie) na moim blogu, który całkowicie odwracał sens mojego tekstu. To wynika z braku korekty przed publikacją. Tak idiotyczne zaniechanie, którego się dopuściłem. Zrobiło mi się niedobrze na myśl o tym, więc teraz każdy tekst będę czytał dwa razy i dawał komuś do sprawdzenia. I chyba słowa, które najmocniej we mnie trafiły:
Sometimes you just have to be boring. Stay home in the evening and be creative.
To chyba o mnie, bo od jakiegoś czasu niemal nie opuszczam swojej jaskini i staję się nołlajfem. Ale przynajmniej wiem, że to dobra droga, by stawać się lepszym twórcą.
- Kolejnym punktem programu był panel z uznanymi dziennikarzami, którzy mieli podzielić się z nami swoim warsztatem. Niestety, całość przekształciła się w niesamowicie dramatyczną parodię. Z jednej strony, część panelistów otwarcie przyznała, że nie rozumie specyfiki blogosfery, wzniecając gniew twórców. Z drugiej jednak strony, blogerzy sami dolewali oliwy do ognia płomiennie krytykując uczestników panelu na Twitterze. A te wypowiedzi dziennikarze widzieli. Spirala wzajemnego ognia niepotrzebnie się nakręcała, ale wtedy sytuację uratował Kuba Górnicki, który przerwał panel nawołując do zrozumienia obu stron. Co z tego wyniosłem? Nadal zamiast szukać punktów wspólnych ze światem dziennikarzy wolimy się z nimi nawalać. I vice versa. A tak wiele możemy, i powinniśmy, się od siebie nauczyć.
- Znacznie ciekawszy był panel o wolności twórczej. Dał mi trochę do rozumienia. Dopiero tworząc drugi blog poczułem się prawdziwie wolny, kreując byt taki, jaki bym chciał, a nie taki, jaki „wypada. Troyann powstał, bym znalazł nową pracę, co nie dawało mi pełnej swobody. Nieraz musiałem się dostosować do oczekiwań odbiorców. Z czasem to zmieniłem, ale nigdy nie wyzbyłem się źródeł powstania pierwszego mojego bloga. Zawsze „wypadało” coś napisać. Chciałbym to zmienić tutaj, bo wiem, że na WixMagu takie podejście daje mi znacznie większą satysfakcję.
- Prelekcja Maćka Budzicha mnie nudziła i wyszedłem po pięciu minutach. Oczywiście, dla wielu jego wiedza mogła być cenna, lecz o aplikacjach typu Flipboard, Zite i czytnikach RSS wiem od pięciu lat. Wolałem spożytkować ten czas w kuluarach.
- Panel o tym czego wzajemnie mogą się nauczyć od siebie startupy i blogosfera również nie dał mi wiele, choć był ciekawy. Od dawna traktuję nieco swoje blogowanie jak startup, poza tym przez rok moją współlokatorką była królowa polskiej sceny technologicznej, więc to wtedy się wzajemnie wymienialiśmy wiedzą przekazaną na panelu. Jednak wierzę, że sporo osób te informacje uzna za cenne.
- Wykład o technologiach mobilnych w blogowaniu również sprawił, że uciekłem po chwili. Kwestie poruszane w jego trakcie poruszałem u siebie na blogu już półtora roku temu.
- Na zamknięcie pierwszego dnia dość burzliwy był panel pod ciekawą nazwą #pimpyourblog. Padło w niej wiele mądrych słów, aczkolwiek podejście, by przeciwstawić sobie trzech panelistów o zupełnie innej charakterystyce nie było najlepszym zabiegiem. No i znowu, dla mnie wiele kwestii było po prostu oczywistych.
- Rozmowa o języku polskim (i nie tylko) z profesorem Bralczykiem była cudowna i skłoniła mnie do jeszcze większej dbałości o warstwę językową moich tekstów. Choćby ich korektę.
- No i był jeszcze panel o Snapchacie. Niczego nowego się nie dowiedziałem (poza faktem, że podobno ma już milion użytkowników w Polsce i są to, podobno, sprawdzone informacje). Natomiast kilka różnych perspektyw odnośnie tego medium każe mi raz jeszcze zrewidować swoją obecność na nim. Bardzo lubię tę aplikację. Wiem, że niekoniecznie mój pomysł na treści był odpowiedni. Muszę to dopracować (i chyba wiem jak, ale tylko chyba), więc napiszę o tym jak mi się w głowie cała koncepcja ułoży. Problem polega na tym, że mogę prowadzić jedynie jeden profil, a mam dwa zupełnie różne blogi. Dlatego od kilku dni niemal nic nie wrzucam na Snapa.
- A teraz czas na największe rozczarowanie. Od jakiegoś czasu opracowuję misterny plan prowadzenia kanału na YouTube i warsztaty z montażu Maćka Dąbrowskiego miały mi w tym bardzo pomóc. Wszak Maciek, mimo tego jaki jest i jakie treści publikuje, jest inteligentnym człowiekiem, który zjadł zęby na montażu w telewizji. A i sama jego twórczość jest montażowo świetna. Wiele sobie obiecywałem po tych warsztatach. Niestety, byłem świadkiem, znakomitego owszem, stand upu. Świetnie się bawiłem, ale merytorycznie niemal nic nie wyniosłem. Oprócz tego, że trzeba używać Adobe Premiere. Maćku, wybacz, ale to było z dupy.
- Z nawiązką nadrobił to jednak Włodek Markowicz i jego warsztaty o emocjach w produkcji wideo. Wszyscy się zgodzą zapewne, że jego filmy to najlepsza rzecz na polskiej scenie YouTube. I Włodek przekazał nam część prawideł, które sprawiają, że tak właśnie jest. Jednocześnie odsłonił kulisy tworzenia filmów. Okazało się nagle, że mam bardzo podobnie i jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że zmierzam dobrą drogą. Dotychczas miałem przeczucie, teraz mam nadzieję, graniczącą z pewnością, że mogę powoli ruszać z własnym formatem. Chodzi choćby o kwestię procesu tworzenia filmu. Kiedy tworzyłem swoje pierwsze dzieło, wszystkie jego warstwy (obraz i montaż, dźwięk i muzyka, emocje i merytoryka) przemyślałem na długo zanim wziąłem kamerę do ręki. Wiedziałem pod jaki utwór będę tworzyć film i w jakich momentach jak będę montować. Włodek potwierdził moje zdanie, że to dobra droga.
- Kolejny w programie imprezy był panel z udziałem blogerów i dziennikarzy, tym razem moderowany przez Kubę Górnickiego, stał na wysokim poziomie, choć żadnych większych wniosków nie można z niego wyciągnąć. Było o odpowiedzialności, rzetelności i innych takich. Były różnice zdań, ale w całkiem udanej dyskusji.
- Na sam koniec na scenę wyszedł Konrad Kruczkowski, jeden z moich osobistych autorytetów. Skupił się on na jakości tworzenia treści. I mimo, że z większością jego słów się zgadzałem, znałem je wcześniej i miałem je z tyłu głowy, to potrzebowałem, by wyartykułował mi je ktoś jego pokroju, bym nie tylko uważał, że tak jest, ale i zaczął to mocniej praktykować. Chociażby w kwestii przeprowadzania wywiadów. Uważałem, że robiłem je całkiem nieźle, korzystając z mojego warsztatu dziennikarskiego sprzed lat (jeden z ciekawszych ostatnio opublikowałem na WixMagu), jednak widzę, że mógłbym poprawić się na wielu polach. I tak też chcę zrobić.
Jak widzicie, obecny byłem w tym roku na wszystkich punktach programu, w przeciwieństwie do zeszłorocznej edycji, kiedy wolałem rozmawiać z ludźmi w kuluarach. W tym roku zabrakło mi właśnie rozmów ze znajomymi oraz poznawania nowych osób, jednak wydaje mi się, że to można nadrobić w każdej chwili, a wiedzę z prelekcji czy opinii z paneli tak szybko nie będę mógł ponownie chłonąć. W tym roku Blog Forum Gdańsk było dla mnie skromne towarzysko, ale bogate w wiedzę.
Wielokrotnie wygłaszane ze sceny tezy jedynie potwierdzały to, co już miałem w głowie, lecz czasem potrzebujemy właśnie głosu kogoś z zewnątrz, kogoś kogo cenię, by wreszcie zacząć działać. Najmocniej wpłynęły na mnie słowa Austina Kleona, Włodka Markowicza oraz Konrada Kruczkowskiego. Już w drodze powrotnej, siedząc w autokarze próbowałem przekuć te wnioski w czyny. I całkowicie zmieniam właśnie swój sposób tworzenia treści. Zaczynam od planowania i co niedzielę będę sobie rozpisywał szereg działań na kolejny tydzień. Oto jak wygląda obecny tydzień:
Jak widzicie, planuję nawet najbardziej przyziemne rzeczy, jak zakupy, wymianę kaloryfera w mieszkaniu, wyjście do kina czy na imprezę. Zielonym kolorem oznaczam te mniej istotne czynności, jednak również ważne. Prywatnie i dla blogowania. Żółty kolor to praca nad treściami na Troyanna, a niebieski to WixMag. Do tego rozrywka, czyli mecze FC Barcelony. Rozrywkę też chcę skrupulatnie planować. Wszystko po to, by poukładać sobie tworzenie treści na dwa blogi. Bo to jest piekielnie trudne bez planu.
Zakładam również, że teksty będą sobie „oddychać” w edytorze kilka dni po ich napisaniu. Ten na przykład powstał w poniedziałek, a publikuję go w czwartek. Dotychczas zawsze publikowałem tekst niemal od razu po napisaniu, często w nocy, dystrybuując go koło południa dnia następnego. To znaczy, robił to za mnie automat, bo ja siedziałem w pracy. Teraz chcę, by tekst odczekał kilka dni, bym miał szansę go przeczytać, dać przeczytać innym, poprawić i zweryfikować moje myśli, tezy, opinie. Poprawić błędy. Wierzę, że tak będzie lepiej.
Jeszcze nigdy dzień nie był tak krótki
Oczywiście dopiero uczę się takiego funkcjonowania i będę je adaptował do efektów, jakie osiągnę, a celem jest – wysoka jakość pracy, zachowując jednocześnie odpowiedni rytm i czas na odpoczynek. Choćby trochę. Bo byłem już piekielnie zmęczony. Chcę, by było mi łatwiej. Po ośmiu godzinach w biurze poświęcam kolejnych sześć do dziewięciu (w niektóre dni) na dalszą pracę. Fajną, ale mimo wszystko pracę. Teraz chcę, by to nie przekraczało pięciu – sześciu godzin dziennie. Dojdzie jeszcze (jak wróci zdrowie) bieganie, gra w piłkę…
Za jakiś czas dam znać czy mi to wyszło na dobre. Chociaż mam nadzieję, że sami niebawem zauważycie te zmiany.
Na sam koniec chcę podziękować wszystkim osobom związanym z organizacją Blog Forum Gdańsk, którego, z racji pochodzenia z Gdańska, czuję się niejako gospodarzem. Dziękuję, że dostałem szansę naprawienia błędów z poprzedniego roku. Jesteście super.
Autorami zdjęć są Krzysztof Kotkowicz oraz Paweł Wyszomirski