Równo trzy lata temu spełniłem swoje wielkie, technologiczne marzenie kupując iPada drugiej generacji. Spędziłem z nim wiele bardziej i mniej miłych chwil. Do czego służy mi obecnie?
Mimo swoich trzech latek tablet wciąż jest sprawny i działa niemal jak nowy. Kiedy trzy lata temu brałem go w salonie Orange wraz z trzyletnią umową byłem zajarany niczym dziecko. Trzy lata wcześniej nabyłem pierwszego iPhone’a, od roku posiadałem drugiego, więc nie wątpiłem, że będzie to udany zakup.
Wierny towarzysz
Kilka tygodni po zakupie iPada i dodatkowej klawiatury do niego wyjechałem do Barcelony na tydzień, gdzie musiałem zdalnie pracować. Uznałem, że tablet będzie idealnym rozwiązaniem na tę okoliczność, bo nie miałem żadnego komputera przenośnego. Już po dwóch dniach pracy wyłącznie na iPadzie zatęskniłem za prawdziwym komputerem i przestałem się oszukiwać, że tablet, mimo dodatkowej klawiatury, zastąpi peceta.
Ale nadal wiernie mi służył. Do czytania Pocketa, do Twittera, Facebooka, Spotify i wielu innych aplikacji, w tym i gier. Fajnie było ogarniać konsumpcję treści z pozycji lenia – w łóżku. Po przeprowadzce do Warszawy nawet wraz z przyjacielem zaczęliśmy tworzyć muzykę wyłącznie na iPadach. To była świetna zabawa.
W międzyczasie niemal rozpłakałem się, gdy ukochany gadżet od Apple wpadł mi za kanapę i pękł mu ekran. Od razu postanowiłem zainwestować 500 zł w wymianę na szybę. Wybrałem dość tanią opcję, dlatego nowy ekran nie był szklany, a… plastikowy. Przez co szybko znowu popękał.
I wtedy wstąpił on. Cały na srebrno
I wtedy kupiłem MacBooka Air, a iPad zaczął stopniowo tracić na znaczeniu, nie chciało mi się już wymieniać ekranu na nowy. No bo mając do dyspozycji lekki, wygodny komputer miałem pełne spektrum możliwości, nie tylko konsumpcji, ale i tworzenia treści. Wszystko mogłem robić szybciej, lepiej i wygodniej. I jakoś rok temu tablet przestał mi służyć do czegokolwiek. To dość smutne, ale od długiego czasu jego główną funkcją było zbieranie kurzu.
Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz go ładowałem, nie pamiętam czy robiłem aktualizację do iOS 8. Leży gdzieś pod książkami na stoliku nocnym, czasem sobie o nim przypomnę, kiedy zgarniam kurz ze stolika. I z samego tabletu. Ostatni raz używałem go do poważniejszych zadań, kiedy czytałem książkę. Potem w me łapki trafił nieco mniejszy tablet, którym także się pobawiłem koło miesiąca. MacBook wygrał z tabletem.
Tablety są marginalizowane
Być może iPad mini znalazłby u mnie większe zastosowanie, lecz na ten krok się raczej nie zdecyduję, ponieważ powoli gromadzę grosze na zakup iPhone’a 6 plus, który ma wystarczająco duży ekran, by zastąpić mi jakiekolwiek zapotrzebowanie na tablet.
I chyba nie jestem w tym trendzie odosobniony, co wykazały ostatnie kwartalne wyniki sprzedaży zaprezentowane przez Apple 20 października. Po raz pierwszy w historii sprzedaż tabletów marki z Cupertino zamiast rosnąć (w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej) spadła i to niemal o dwa miliony sztuk z 14,079 do 12,136 tysięcy. Rosnąca popularność smartfonów z dużymi ekranami ma tutaj decydujący wpływ. Apple, pokazując iPhone’a 6 plus sam sobie zaszkodził.
Najbardziej przez ostatni rok bolała konieczność dalszego spłacania sprzętu kupionego na raty u operatora. Wszak to ponad 100 złotych miesięcznie. Że też chciało mi się trzy lata temu płacić jedynie 50 złotych za sprzęt i wiązać się tak długą umową. W grudniu ostatni rachunek i ból się zakończy. A iPada odkurzę i komuś oddam.
Ale najpierw zgram sobie galerię zdjęć – swego czasu zapisywałem większość perełek z owianego legendą fanpage’a Nie Znam Się To Się Wypowiem. R.I.P. Nieznamki. [*]
photo credit: wilbertbaan via photopin cc