Od śmierci Steve’a Jobsa Apple było przez wielu krytykowane. Za brak innowacji, za potrzebę pogoni za konkurencją, za bezpłciowego lidera. Dzisiaj Tim Cook pokazał wszystkim, że w firmie nastał jego czas.
Minęły już niemal trzy lata od śmierci współzałożyciela Apple, wielkiego wizjonera, który mocno zmienił wiele już branż. Nie był idealny, ale dla swojej firmy był bardzo ważny. Po jego odejściu wielu oskarżało Apple o brak wizji na erę post-Jobs. Tim Cook był doskonałym ekonomistą, toteż wiedział jak wykręcać dobre wyniki na produktach pozostawionych mu przez Jobsa.
Przez trzy lata firma mocno się zmieniła. Zaczęła wsłuchiwać się w głos konsumentów – stąd pojawiały się „nowe” produkty w postaci iPada Mini. Bez wchodzenia w nowe kategorie urządzeń, podczas gdy takowe pokazywała konkurencja. Jak choćby wszystkie smart zegarki. Apple musiało gonić konkurencję. I robiło to nad wyraz dobrze.
Dzisiejsza prezentacja była chyba pierwszą od trzech lat, która połączyła świetne zarządzanie Tima Cooka wraz z innowacyjnością z okresu panowania Jobsa. Widać było, że obecny lider firmy wartej miliardy zaczyna przejmować inicjatywę i narzucać własne tempo. W końcu pokazał pierwszy całkowicie nowy produkt Apple od ponad czterech lat, czyli od pierwszego iPada.
Apple Watch jeszcze nie wiadomo jaki będzie. Wydaje się czymś więcej niż wszystkie smartwatche konkurentów, lecz póki nie trafi na nasze ręce (na początku 2015 roku) niewiele możemy o nim powiedzieć. Widać było jednak wielką dumę na twarzy Cooka gdy podwijał rękaw, by pokazać na swym nadgarstku własne dziecko. To jego pierwsze, własne dziecko od kiedy przejął stery Apple.
Warto zwrócić uwagę także na nazewnictwo nowych produktów. Cook wyraźnie i w tej, symbolicznej przecież materii, odcina się od swego poprzednika, który do każdego urządzenia dodawał „i” na przedzie. Zegarek nie jest, jak wielu oczekiwało, iWatchem, a Apple Watch. Podobnie z zaprezentowanym dziś systemem płatności. Nie iPay, a Apple Pay. Symbolika, jednak w przypadku tej firmy wiele znacząca. Nastała era Tima Cooka. Nie będzie już tylko sprawnym menadżerem, ale i liderem drużyny z Cupertino.
Co do samych produktów, nie chce mi się opisywać wszystkich nowości. O iPhone 6, 6 plus oraz Apple Watch poczytacie choćby na SpidersWeb. Ja skupię się na najciekawszych elementach.
Nowe telefony marki Apple spełniły większość pokładanych w nich oczekiwać. Oprócz moich. Cieszy mnie, że są większe ekrany. Baterie podobno też, choć nie spodziewam się rewelacji… Nie wspominano o wodoodporności (kiepsko), zaś aparat nadal ma jedynie 8 megapikseli. Ale podobno nadrabiać będzie optyką. Zobaczymy.
Co się zapowiada fajnie? Tryb horyzontalny w większej odmianie telefonu, choć nie wiem czy telefon o wielkości 5,5 cala jest dla mnie, to wydaje się to bardzo fajnym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że wiele aplikacji w tym trybie będzie działać niczym w iPadzie Mini. Czyli z dodatkowymi opcjami. Być może to powód by się zastanowić nad większym modelem…
Z kolei Apple Watch wydaje się być czymś więcej niż smartwatche konkurencji. Wydaje się być nie tylko przedłużeniem, ale i uzupełnieniem telefonu. Bardzo ciekawie zapowiada się nawigacja – miałem kiedyś telefon obsługiwany pokrętłem (Sony CMD-J5). To może być dobry ruch rozwijający możliwości obsługi tego gadżetu, przecież ekran jest za mały by śmigać po nim paluchem. Jednak o tym przekonamy się dopiero w praktyce, czyli za kilka miesięcy.
Podsumowując, dawno żadna konferencja Apple nie wywarła na mnie tak dobrego wrażenia. Widać powiew świeżości i innowacyjności, która może nie jest tak wielka jak za czasów charyzmatycznego Jobsa, ale przynajmniej jest. No i Cook się nie pierdzielił z prezentacją. Przeważnie nowy telefon pokazywali dopiero po 20 minutach trwania konferencji, dzisiaj przeszli do tego po paru chwilach. Bo wreszcie mieli dużo do pokazania. I wreszcie, pierwszy raz od trzech lat, ze sceny padło słynne „One more thing”.
A zdjęcie jest z The Verge, które świetnie ogarnęło relację live.