Nieco ponad miesiąc temu z wielkim zainteresowaniem oglądałem konferencję Apple, na której zaprezentowano ostateczną wersję Apple Watch i zapowiedziano jego premierę. Byłem wówczas bardzo entuzjastyczny.
Niestety, cały entuzjazm wygasł po lekturze pierwszych recenzji urządzenia, które zostały opublikowane na amerykańskich portalach i blogach. Każda kolejna budziła moje coraz większe wątpliwości. Czy jest sens kupować to urządzenie w tym roku?
Co prawda bieganie rozbudziło moje nadzieje na zakup inteligentnego zegarka (bo przecież nie „smartłocza”). Nie wyznaję w kwestiach technologicznych kompromisów, więc zakup czegokolwiek poza zegarkiem Apple, który nadaje się idealnie do uprawiania sportu oraz świetnie współgra z ekosystemem Apple, którego jestem użytkownikiem, wydaje się być pozbawione sensu. Mógłbym kupić sobie pulsometr, ale szkoda mi pieniędzy na urządzenie jedynie do biegania. Mógłbym sobie zakupić jakikolwiek smartwatch kompatybilny z iOS, lecz chyba nie ma takiego, który w pełni mnie zadowoli. Jedynym idealnie skrojonym pod mobilny system operacyjny Apple jest ich Watch.
Dlaczego więc odpuszczę sobie zakup pierwszego nowego urządzenia Apple od czasu śmierci Steve’a Jobsa? Składa się na to kilka przyczyn. Najprostszą jest oczywiście dostępność urządzenia. Obecnie zamawiając zegarek z logo Apple otrzymamy go dopiero za kilka miesięcy. Kupując sprzęt lubię mieć go od ręki, a Apple, chcąc pozycjonować zegarek jako dobro ekskluzywne, nie wyprodukowało wystarczającej liczby urządzeń. Trudno, jestem cierpliwy.
Ponadto, bateria zegarka jest jednak słabsza niż zapowiadano. Skoro jest to urządzenie do mierzenia naszego organizmu, fajnie byłoby w nim spać. Sęk w tym, że nocą to on musi się ładować, a najczęściej rozładuje się do na długo zanim zbliżę się do łóżka chyląc się do snu.
Dodatkowo, recenzowane przez amerykańskich dziennikarzy egzemplarze zegarka miały problemy z płynnym działaniem. Skoro zegarek ma pozwolić nam zachować telefon w kieszeni, powinien działać szybciej niż zajęłoby sprawdzenie powiadomień wyjmując i odblokowując telefon. A z tym podobno jest ciężko.
Kolejnym argumentem przeciwko zakupowi Apple Watch w tym momencie jest jego ekosystem. Większość aplikacji firm trzecich, które stanowią o sile iOS wciąż są niedopracowane. Minie wiele miesięcy zanim deweloperzy wykorzystają pełnię możliwości nowego sprzętu, ale jestem pewien, że wówczas będzie to już świetny sprzęt.
Jak celnie zauważył Grzegorz Marczak z Antyweb, amerykańska prasa niezdrowo podnieca się nowym urządzeniem Apple, oceniając sprzęt nie za jego obecne możliwości, ale za potencjał jaki w nim drzemie. W to chyba nikt nie wątpi, ale liczy się tu i teraz. A obecnie jest to droga zabawka, która wymaga dopracowania. To już w przypadku tej firmy tradycja. Niemal każde urządzenie za młodu (czyli pierwszej generacji) borykało się z wieloma problemami. MacBooki Air, telefony, tablety… Wszystkie je kupowałem dopiero od drugiej generacji. Dlatego i Apple Watch sobie, póki co, odpuszczę. Szkoda pieniędzy, a ja jestem osobą cierpliwą, dlatego będę bacznie obserwował rozwój tego urządzenia i poczekam na premierę drugiej generacji. Choćbym miał czekać rok.