Minęło już dziesięć dni od momentu, kiedy w kieszeni noszę Nokię Lumia 1020. To dobry czas by spisać swoje pierwsze wrażenia z korzystania z tego telefonu.
Jak już tłumaczyłem tydzień temu, niemal sześć lat z iPhone’ami sprawiło, że mam skrzywione podejście do nowego telefonu. Wciąż nie leży mi w dłoni idealnie, choć zaczynam się przyzwyczajać. Nie jest to gigant pokroju choćby Galaxy Note’a (1020 ma „zaledwie” 4,5 cala), jednak jest to odczuwalna różnica w porównaniu z poprzednimi moimi smartfonami od Apple.
Trochę jak Troyann – ciężki
W kwestii wyglądu telefonowi nie można wiele zarzucić, jest prosty, zaś czarny kolor nadaje mu odpowiedniej elegancji. Nie jest to telefon lekki (158 g), ba, jest cięższy od starego iPhone’a (137 g) a od najnowszego (112 g) już w ogóle. Ciężar rozłożony jest jednak odpowiednio, dzięki czemu telefon dobrze leży w dłoni. Co prawda ciężko obsłużyć mi ekran jedną dłonią, ale jest to możliwe. Budowa telefonu ma jedną wadę: wystający z tylnej części aparat. Jest to niezbędny kompromis do obudowania tak dobrej optyki, lecz położenie go na plecach sprawia, że nie leży on stabilnie. Najlepiej nie kłaść go zbyt blisko krawędzi biurka. ;)
Sam wyświetlacz jest bardzo ładny, a powierzchnia jest niezwykle przyjemna w dotyku. Prawdą jest to, co mówili wszyscy: głębia czerni w Lumiach jest świetna. Fajnie działa też dostosowanie ekranu do światła na zewnątrz. Nie tylko zmienia jasność ekranu, ale i tonację kolorów – to się dobrze sprawdza w słoneczne dni (a tych niebawem coraz więcej!).
Trochę jak Troyann – łakomczuch
Czas na największą wadę telefonu, a jest nią bateria. Poważnie, myślałem, że mój poczciwy, czteroletni niemal iPhone 4 był słaby pod tym względem, zaś technika poszła do przodu. Niestety, Lumia nie wytrzyma więcej niż 5-6 godzin normalnego korzystania, co z poprzednim telefonem nie było problemem. Ja wiem, że mogę sobie oszczędzać baterię wyłączając niektóre funkcje, synchronizacje i tak dalej, ale… Jaki to ma sens?
Naprawdę srogo się zawiodłem pod tym względem. I cieszę się, że w drugiej kieszeni zawsze jest ten stary iPhone. I zawsze naładowany niemal do pełna. Na szczęście, Lumia równie szybko co rozładowuje także się ładuje, ale to nadal bardzo słabe.
Trochę jak Troyann – fajny
Windows Phone jaki jest… Każdy widzi. Ale to, co widzimy nie oddaje w pełni tego jaki jest to system. A jest bardzo dobry. Działa płynnie, ma kilka fajnych udogodnień oraz wciąż wiele braków, ale to naprawdę ciekawa i przystępna dla każdego alternatywa. Nie będę jeszcze wgłębiać się za bardzo, jeszcze za krótko na ocenę całego systemu, lecz oto kilka fajnych rzeczy w nim:
- Klawiatura – autokorekta w iOS była spoko. Czasami. A nawet rzadko. Natomiast klawiatura w WP jest mądra, idealnie przewiduje co chcę napisać.
- Personalizacja – wybór wielkości kafelków, wyświetlanie na nich powiadomień, miniatur zdjęć i innych informacji to bardzo fajna sprawa.
- Kod blokady – w telefonie Apple po zablokowaniu urządzenia gdy chciałem jeszcze coś sprawdzić musiałem znowu wpisywać kod. Na Lumii mogę ustawić by kod był wymagany po minucie (lub po innym czasie) od zablokowania, dzięki czemu nie muszę co chwilę go wpisywać. Drobnostka, ale przyjemna.
- Aplikacje od Nokii – fiński producent mocno stara się by platforma Windows Phone była coraz lepsza. Mapy, aplikacje muzyczne i fotograficzne dają szerokie pole do popisu. Właśnie te fotograficzne są najlepsze. Co prawda, nie do końca rozumiem sens wyciągania pojedynczych funkcji poza zwykły aparat (Panorama jest tu najlepszym przykładem), lecz jakoś się to sprawdza.
- Inne aplikacje – pisałem już kilka dni temu, że wiele jeszcze brakuje, ale braki te są chyba mocno wyolbrzymione przez hejterów Windowsa. Tak naprawdę, brakuje mi tylko dwóch niezbędnych do życia aplikacji, a cała reszta ma swoje substytuty lub alternatywy. Nie ma co narzekać.
Trochę jak Troyann – piękny
Tyle póki co w temacie systemu operacyjnego telefonu, czas przejść do kolejnego tematu, a jest nim aparat. Nie ukrywam, że był to jeden z głównych motywów, które sprawiły, że Lumia 1020 trafiła w me łapki. I jasne, wiem, że 41 megapikseli to głównie zabieg marketingowy, ale nie zmienia to faktu, że zdjęcia ten telefon robi niesamowite. Czasem sam tego nie widzę gdy przeglądam zdjęcia na telefonie, bo ich prawdziwe piękno wychodzi na większych ekranach, a liczba zauważalnych detali robi mocne wrażenie.
Nocne zdjęcia, głównie dzięki mocnej lampie, również wychodzą niesamowicie dobrze. Mnogość opcji (ustawienie czułości migawki, czasu naświetlania i kilku innych zmiennych) sprawia, że można spędzić sporo czasu na zabawie z tym urządzeniem. Do tego doskonale nagrywa filmy, także w głośnym klubie, co już testowałem. Tak, aparat to zdecydowanie najmocniejsza strona Lumii 1020.
Trochę jak Troyann – podsumowanie
Reasumując, tydzień to wciąż mało na rzetelną ocenę tak istotnego urządzenia jak telefon, jednak pierwsze wrażenia z posiadania Nokii Lumia 1020 są bardzo dobre. Jest to urządzenie szybkie, robiące niesamowite zdjęcia i przyjemne w prostych czynnościach (pisanie SMS-ów, przeglądanie internetu). I wszystko fajnie, ale ma jedną, bardzo bolesną wadę – żenująco słaba bateria. Niestety, noszenie ładowarki lub drugiego telefonu jest w moim przypadku niezbędne. Chyba, że znajdę jakiś sposób na usprawnienie tego. Ogólnie telefon ten jest nieco jak Troyann, ma swe wady, ale jest ich świadom, a poza tym jest ekstra. Także ten…
PS. Jeśli macie jakieś pytania dotyczące Lumii 1020 to piszcie śmiało w komentarzach!