Ostatnie tygodnie to istna lawina premier płyt, które nie tylko mnie interesują, ale okazują się naprawdę doskonałymi wydawnictwami. Dziś chciałbym polecić wam kilka z nich.
Mimo zajawki na techno staram się być na bieżąco z muzyką artystów, których słucham obecnie nieco rzadziej, a także wyłapywać jakieś nowe nurty i zespoły. Problem jednak w tym, że nowa muzyka gitarowa średnio mnie obecnie kręci, a do starych wykonawców wracam głównie z sentymentu. Cóż, tak po prostu wyewoluował mój gust. Nic na to nie poradzę.
Rok 2016 to rok wielu doskonałych płyt. Ciężko mi oczywiście przesłuchać całą muzykę świata, ale biorąc pod uwagę artystów, których poczynania obserwuję, nurty, które lubię muszę stwierdzić jedno – to najlepszy muzycznie rok prawdopodobnie od 2011. Poważnie. Tak wielu, doskonałych, przepięknych płyt świat muzyki nie dostarczył mi od dawna. Może to właśnie ten słabszy okres w muzyce alternatywno-gitarowej pchnął mnie w nowym kierunku dwa lata temu, kiedy to zacząłem mocniej wertować nurt techno? Wydaje mi się, że jest w tym sporo prawdy.
Jednak na podsumowanie całego roku (pierwsza jego połowa była również przepiękna, choćby ze względu na Radiohead) przyjdzie jeszcze pora, ja zaś chciałbym dzisiaj skupić się na zaledwie kilku premierach z ostatnich tygodni.
Warpaint „Heads Up”
Trzeci pełny album pięknych dziewcząt z Kalifornii (Theresa, mogę Ci się już oświadczyć?) i kolejny świetny zestaw różnorodnych utworów. Dziewczynom fajnie wychodzi wspólne śpiewanie na kilka głosów. Coraz więcej sampli i elektronicznych wstawek wcale nie przeszkadza tej prostej, jedynie z pozoru, muzyce gitarowej. Muzycznie to najbardziej dojrzałe wydawnictwo Warpaint, wystarczy choćby wsłuchać się w linie basowe („New Song”), wyczyny Stelli Mozgawy na perkusji czy też partie gitarowe. Nie ma w tym może nic nowatorskiego, ale to bardzo wysoki poziom.
Posłuchaj na Spotify:
Tycho „Epoch”
Scott Hansen również dojrzewa wraz z każdym kolejnym albumem. Po „Awake”, które z miejsca trafiło do grona najlepszych płyt mojego życia przyszło, dość nieoczekiwanie, nowe wydawnictwo składające się z aż jedenastu kompozycji. Tak jak na poprzedniej płycie, tak tutaj całość zmierza coraz bardziej w kierunku dźwięków wytwarzanych za pomocą prawdziwych instrumentów, a nie komputera, od czego przecież Tycho się zaczynało. Jeszcze więcej gitar, świetnych partii perkusyjnych, coraz mniej ambientowych wpływów – taki właśnie jest „Epoch”. Nie umiem się w tym albumie zakochać tak mocno jak w „Awake”, jednak sądzę, że to kwestia czasu.
Posłuchaj na Spotify:
Zomby „Ultra”
Tego pana to już dawno nie słuchałem, bo w zasadzie, to dość mocno pokręcona elektronika. Od kilku lat nie otrzymaliśmy nic nowego od Buriala, ale jego bliski przyjaciel i kolaborant Zomby regularnie wydaje nowe albumy. Żaden jednak swoim poziomem nie mógł się zbliżyć do wydanego w 2011 roku „Nothing”. Aż wreszcie, otrzymujemy „Ultra”, album kompletny, na którym słychać niemal cały dorobek artystyczny producenta. Co więcej, Zomby zaprosił do studia kilka bliskich osób, jak Darkstar czy Buriala właśnie. I ależ to jest pyszne – tak brudnego, nieoczywistego, dającego do myślenia albumu Zomby jeszcze na swoim koncie nie miał.
Posłuchaj na Spotify:
The Album Leaf „Between Waves”
Sześć lat przyszło nam czekać na nowe produkcje Jimmy’ego LaValle’a, na którego twórczość największy wpływ miał epizod mieszkania na Islandii. A to bardzo specyficzny wpływ, który w interpretacji tego Amerykanina zyskuje nieco ciepła i radości. „Between Waves” nie jest może arcydziełem na skalę „In A Safe Place”, jednak to wciąż zbiór kilkunastu naprawdę ładnych kompozycji. Uzupełnione o elektronikę dźwięki składają się klimatyczną, melodyjną całość.
Posłuchaj na Spotify:
Trentemoller „Fixion”
Kiedy wydaje mi się, że duński producent nie będzie w stanie nagrać tak doskonałego albumu jak „The Last Resort”, czy też tak tak wywołać ciarki jak po „Lost” z 2013 roku, on… Znowu jest tego bliski. Wydawało mi się, że to będzie kiepski krążek, jednak sięgając po motywy bliżej związane z dream popem czy nawet shoegazem, dodając do tego swój elektroniczny sznyt i świetny miks sprawia, że mamy do czynienia z nie lada przeżyciem. Aż nie mogę się doczekać jak to wszystko zaprezentuje się na żywo, bo o ile Trentemoller potrafi wyprodukować coś niesamowitego, tak wrażenia te zostają zwielokrotnione w trakcie koncertu, a ten w Polsce właśnie zapowiedziano (5 lutego w Warszawie, 6 lutego w Poznaniu).
Posłuchaj na Spotify:
Nick Cave & The Bad Seeds „Skeleton Tree”
Wreszcie. Gdyby nie Radiohead, ten album byłby na czele mojego prywatnego rankingu najlepszych płyt tego roku. I podobnie jak w przypadku Radiohead, mamy tu do czynienia z muzyką, na którą wpływ miały przykre wydarzenia z ostatniego okresu w życiu lidera formacji. W poprzednim roku jeden z synów Cave’a zginął w dość tragicznych okolicznościach. Ten cały smutek czuć od pierwszej do ostatniej sekundy albumu.
To, jak ciężkim doświadczeniem dla australijskiego artysty jest utrata syna najlepiej obrazuje fakt, że od czasu tragedii, oraz kontrowersji z nią związanych, Nick unika dziennikarzy i wszelkich wywiadów. A przecież nowy album trzeba pokazać w mediach, promować, zaś wywiad z artystą zawsze jest jednym z podstawowych narzędzi promocji. Co więc zrobił Cave? Sfinansował powstanie filmu dokumentalnego (do którego zrobił też muzykę). „One More Time With A Feeling” to prywatna spowiedź artysty, zapis jego bólu, pustki i próby powrotu do tworzenia muzyki. Do rodzinnego domu po śmierci syna wpuścił swojego przyjaciela i reżysera, Andrew Dominika (zrobił choćby genialny western „Zabójstwo Jesse Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”), który pod nadzorem Cave’a przygotował kompletny zestaw odpowiedzi dla ciekawskich dziennikarzy. Zresztą, więcej na ten temat poczytacie tutaj.
Kulminacją albumu jest „I Need You”, kiedy zawodzącym, niemal płaczliwym tonem stara się wyrzucić z siebie słowa „Nothing really matters, nothing really matters when the one you love is gone”. Mając w głowie kontekst tego wszystkiego, słysząc głos, już nie tak piękny jak choćby jeszcze na „Push The Sky Away”, poszczególne słowa utworów nie sposób poczuć choć trochę tego bólu. Tego wulkanu negatywnych emocji. Oczywiście, można by rzec, że „Skeleton Tree” bierze nas na współczucie, jednak nawet gdyby pozbawić te utwory głosu Cave’a (co jest w sumie bez sensu), to nadal mamy do czynienia z piękną muzyką. Nie tak mocną, bez wyraźnych i mocnych, jak dawniej, partii basowych. Na tym albumie wszyscy muzycy dali się wypłakać Nickowi, świadomie zeszli w cień jego cierpienia i jedynie uzupełnili to, co chciał z siebie wyrzygać.
Posłuchaj na Spotify:
Oczywiście w ostatnich tygodniach wyszło jeszcze więcej dobrych albumów, lecz póki co to te powyższe skradły me serce i czas. Jednak jakoś nowa PJ Harvey nie potrafi mnie do siebie przekonać, Marek Hemmann również jeszcze nie „zaskoczył”, więc postanowiłem ograniczyć się do tego co mam. Mam nadzieję, że i wam te albumy się spodobają. A jeśli macie coś, co jeszcze mógłbym wziąć pod uwagę to chętnie wysłucham waszych rekomendacji!