Ten rok nie jest jakiś szczególnie zachwycający w temacie nowych wydawnictw. No, chyba, że mnie coś ominęło. Jednak największe wrażenie do tej pory zrobiły na mnie albumy od Tycho oraz Warpaint. Świetne płyty.
Oczywiście, przed nami jeszcze całe sześć miesięcy i wiele nowości zostało zapowiedzianych (Interpol, Caribou!) a pewnie znacznie więcej dopiero wyjdzie na jaw. Jednak czeka je ciężka konkurencja o miano płyty roku, ponieważ w moim osobistym zestawieniu mamy kolejną silną kandydaturę – „Familiars” autorstwa The Antlers.
Nowojorski zespół jest czymś magicznym. Peter Silberman, wokalista, dysponuje nieziemsko uwodzącym głosem, który równie dobrze brzmi na żywo. Dwukrotnie byłem świadkiem ich koncertu, jednak magii jakiej doświadczyłem w Berlinie dwa i pół roku temu chyba nie da się opisać, ani powtórzyć.
Silberman często porównywany jest do Jeffa Buckleya. Głos ma nieco inny, lecz potrafi z nim robić rzeczy równie cudowne. Ich płyta sprzed trzech lat „Burst Apart” zawładnęła mną na wiele miesięcy. Ale i tak największym dokonaniem, moim zdaniem, pozostaje wydane pięć lat temu „Hospice”. I teraz może być podobnie, bo mimo ewolucji muzycznej zespołu, (zbyt?) wielu trąbek i mniejszej ilości gitar… Ta płyta również hipnotyzuje.
Przekonajcie się sami: