Moc jest w nim silna – kilka spostrzeżeń po „Przebudzeniu Mocy”

Opada powoli kurz na Jakku po hucznej i rekordowej premierze nowej odsłony kultowej, gwiezdnej sagi. Kto musiał zobaczyć ten film, już to zrobił. I to pewnie nie raz. Nawet ja potrzebowałem drugiego seansu, by na spokojnie opisać swoje wrażenia.

UWAGA!

SPOLER ALERT

W tym tekście możecie znaleźć kilka drobnych spoilerów. Bardzo mocno zabiegałem o unikanie wszelkich materiałów związanych z fabułą filmu do czasu obejrzenia, więc jeśli jeszcze nie byłeś w kinie na „Przebudzeniu Mocy” zamknij tę kartę w przeglądarce, dodaj do przeczytania później i wróć po wizycie w kinie.

Ostrzegłem, więc teraz mogę na spokojnie opisać wszystkie uczucia, które od kilku dni się we mnie gotują. W dniu premiery, po obejrzeniu filmu w kinie IMAX byłem pod tak niesamowitym wrażeniem, że sam sobie samemu nie ufałem. Nie wierzyłem, że bawiłem się tak dobrze, że sprawiło mi to tak ogromną frajdę. Że od razu chciałem więcej.

Bywam mocno krytyczny wobec filmów, przy pierwszym filmie z uniwersum „Gwiezdnych Wojen” produkowanym za pieniądze Disneya miałem spore obawy i pozostawiłem w sobie wielką rezerwę na rozczarowanie. Niepotrzebnie. No, ale nie mogłem w to uwierzyć, dlatego też po tygodniu udałem się do kina raz jeszcze. Między innymi z tatą, wielkim fanem sagi, który dwadzieścia lat temu pokazał mi pierwsze części na kasetach VHS.

image_a82dbae7

I nawet przed drugim seansem spoglądałem co chwila na zegarek, nie mogąc spokojnie wysiedzieć, jakbym miał film ten zobaczyć dopiero pierwszy raz. Tym razem już nie w efektownym IMAX-ie, lecz klasycznym kinie w 2D, co pozwoliło mi jednocześnie skupić się na wielu niuansach, które umknęły mi wśród efektownych wodotrysków za pierwszym razem. Pomiędzy dwoma seansami miałem też czas zapoznać się z wieloma teoriami fanów: kto jest ojcem Rey? Czym jest Zakon Ren? Kim jest Snoke? Po doczytaniu wielu różnych treści na ten temat mogłem wielokrotnie wyłapać drugie dno różnych scen.

Ale do rzeczy, omówmy kilka najciekawszych tematów

Fabuła

Jest poniekąd kalką „Nowej Nadziei” i przez cały film niewiele posuwa się do przodu. To spory zarzut, ale jednocześnie… Dość duży ukłon w stronę fanów klasycznej trylogii. Mnie osobiście nie bardzo to przeszkadzało, a wręcz fajnie było wyłapywać te nawiązania do losów młodego Luke’a Skywalkera. Całość balansuje, nawet udanie, pomiędzy hołdem dla wieloletnich fanów, a ciekawą historią dla najnowszego pokolenia, które dotąd styczności z uniwersum nie miało. Twórcy musieli pójść na kilka kompromisów, a udało im się to zrobić całkiem nieźle.

image_b654d32e

To, co mi z kolei mocno przeszkadzało, to przewidywalność kolejnych wydarzeń. Wszystko można dość dokładnie przewidzieć na jakieś 5-10 minut przed samym zdarzeniem. Ale ok, też staram się to zrozumieć – wszak to film Disneya, musi być też czytelny dla młodszych widzów. Im czasem trzeba podać pewne fakty na tacy.

Poza tym, film nie jest przegadany. Akcja, choć momentami zwalnia, to nieustannie toczy się na wysokim poziomie: nasi bohaterowie uciekli w pościgu TIE-fighterom Pierwszego Orderu? Od razu wpadają w kolejną zasadzkę! Piloci Ruchu Oporu wrócili ze zwycięskiej bitwy? Spoko, zaraz kolejna! Nawet spokojniejsze momenty są na tyle ciekawe, że widz nie ma poczucia nudy, a te nieco ponad dwie godziny znikają dość szybko. Zawsze coś ciekawego się dzieje. Ok, może wspinaczka Rey w ostatniej scenie jest nieco wydłużona, ale ma zbudować klimat na spotkanie z kolejnym wielkim bohaterem (szkoda, że i tak wiemy kogo spotka, więc takie przedłużanie jest zbędne).

Bohaterowie

Fantastyczni. Film kradnie oczywiście niehumanoidalny charakter w postaci droida BB-8. Rey jest powalająco wiarygodna w każdej scenie. Do tego bardzo ładna. Finna nie da się nie lubić od samego początku. Han jest Hanem (czyli trochę chamem). Trochę blado (dosłownie) wypada niestety Leia, jedna z bardziej charakternych postaci kobiecych w kinie jest po prostu nijaka (jak jej twarz powleczona botoksem).

Bardzo podoba mi się też Kylo Ren, który jest czarnym charakterem, ale niejednowymiarowym. Sam wątpi w swoje zło, a wydaje się, że bardziej od ślepego podążania za rozkazami zwierzchnika jest fanatycznie zaślepiony uwielbieniem dla swojego dziadka. Jest to eksploatowane dość mocno i ciężko postać Drivera traktować jako najgorszy czarny charakter w historii kinematografii (nie będzie obiektem uwielbienia jak Vader), ale… Jest po prostu ciekawszy. I ma swoje motywacje, wątpliwości. Nie podąża ślepo za kimś, by czynić zło.

image_50d2315e

Ponadto, nie ma tutaj dowcipu wciskanego na siłę przez jednego z bohaterów (nieszczęsny Jar Jar Binks), a akcenty humorystyczne są równomiernie rozłożone na wszystkich niemal bohaterów, przez co wiadomo, że nikt nie został dołożony do scenariusza na siłę, by pełnić rolę błazna.

Co równie istotne, wszyscy bohaterowie mają jeszcze wiele do odkrycia. Nie poznajemy ich dziejów w pełnym obrazie – wiele pozostaje do wyjaśnienia i daje duże pole do spekulacji fanów. Dotyczy to starych bohaterów (Han, Leia, Luke), jak i nowe twarze w uniwersum (Rey, Finn, Kylo Ren, Maz Kanata, Poe, Snoke). Masa pytań, na które koniecznie chcemy poznać odpowiedź.

Realizacja

Czegoś tak pięknego w kinie nie widziałem dawno. Cała ta magia pierwszych produkcji z uniwersum została przeniesiona w piękny sposób we współczesne realia. J.J. Abrams unikał CGI jak tylko się da i wyszło to doprawdy dobrze. Ba, to CGI jest w kilku momentach irytujące. Na przykład postać Maz Kanaty czy Snoke’a. Plastikowy Yoda był fajniejszy. Darth Sidious był bardziej przerażający (nawet w hologramie), bo nie był wygenerowany komputerowo.

A poza tym… Dużo (choć nieprzesadnie) nawiązań do części IV-VI: celowniki w maszynach, action zoomy, dym przy opuszczaniu statku przez Kylo Rena i inne smaczki. Jest też sporo nowego. Kapitalne wrażenie robią miecze świetlne. Wreszcie wyglądają inaczej niż mocno świecące świetlówki. Wreszcie jest to laser! Aż strach go dotknąć. Wszystko wydaje się ładne i namacalne, poza paroma stworkami stworzonymi w CGI.

iua5038_ba1f7b29

Dźwiękowo też niewiele można zarzucić. Miecz świetlny brzmi zatrważająco jak kiedyś, TIE-fightery wyją w swój specyficzny sposób, a muzyka, choć nie jest wybitna, to też się nie narzuca i stanowi jedynie tło do wydarzeń, nie chcąc się za mocno wyróżnić. Jest po prostu poprawnie.

Emocje!

Dopiero drugi seans, po przeczytaniu już wielu opinii, pozwolił mi spojrzeć na produkcję bardziej krytycznym okiem, doszukiwać się wad, luk fabularnych i nieścisłości. Za pierwszym razem byłem wręcz zaślepiony magią „Gwiezdnych Wojen”. Wszystkie niedociągnięcia wychodzą za drugim razem i czasem nieco kłują w oczy, lecz… To zupełnie nie zmienia faktu, że człowiek nadal ma ogromną radochę z oglądania filmu!

Jeśli ktoś lubi szukać dziury w całym i nie jest fanem uniwersum ma bardzo dużo argumentów, by film mocno skrytykować, zbesztać i wyśmiać. Jeśli jednak jest miłośnikiem dzieł wykreowanych przez Lucasa, albo lubi dobrą zabawę, to ten film bardzo mu się spodoba, a na drobne błędy przymknie oko. Ja za drugim razem miałem frajdę niemal tak wielką jak za pierwszym, a to sprawia, że chętnie zasiądę w kinie po raz trzeci. Wszystko zależy od Twojego podejścia. Moje było entuzjastyczne, choć z dużą dozą wątpliwości. „Przebudzenie Mocy” wydobyło jednak ze mnie wszelkie pokłady frajdy.

Moja ocena: 9/10

Tak, obiektywnie ten film zasługuje na jedną, lub dwie noty mniej, lecz blogi mają to do siebie, że są subiektywne. :)

Zdjęcia: starwars.com

Partnerzy Troyanna