Artur Jabłoński, autor Jeszcze Jednego Bloga wywołał mnie wczoraj do tablicy krytykując cykl Mój Fejs. Wczoraj był ładny dzień, z dala od komputera, więc powiedziałem jedynie, że dziś przedstawię wszelkie za i przeciw tego cyklu. Co niniejszym czas uczynić.
Dodam jedynie, że nie ma między mną i Arturem jakichś kwasów, ba chyba się nawet lubimy (choć nie znamy), więc i cała dyskusja, którą śledziłem z perspektywy piwa nie była aż tak paląca. Ale przyszedł czas na ripostę (jak te hiphopowe bitewki), zatem ja wytaczam teraz swoje argumenty w obronie cyklu: osobiste oraz merytoryczne, podparte statystykami. Let’s go!
Koncepcja cyklu jaka jest każdy widzi: 10 pytań, różne osoby. Pytania może i nie są skonstruowane idealnie, wciąż rozmyślam nad zmianami kilku z nich. I tak chyba się stanie niebawem, co jednak spowoduje mały dysonans poznawczy z dotychczasowymi bohaterami Mojego Fejsa. Zamysł był taki, by można było sobie wziąć dowolne pytanie i sprawdzić jak odpowiadają wszyscy goście, zmiana jednego punktu nieco zaburzy ten plan, ale jest to sytuacja do przeżycia, jeśli przyniesie inne korzyści.
Większość gości cyklu to moi znajomi, bliżsi lub dalsi, to fakt i tego nie ukrywam. Chciałbym by było nieco inaczej, trochę na podobieństwo 20m2 Łukasza, gdzie mamy do czynienia z gwiazdami z pierwszych stron gazet. To niestety nie ta skala, a ja nie mam takiej siły przebicia, prezencji i medialności co gospodarz kawalerki. True story. Do tych ważniejszych osób chciałem dostać się z czasem, lecz widzę, że nie jest z tym tak łatwo jak sobie zakładałem.
Dochodzi jeszcze jedna kwestia strategiczna, która się bardzo dobrze sprawdza. Nie pamiętam już, i nie mogę znaleźć konkretnej nazwy tej teorii, ale była to chyba teoria księżyca. Księżyc jasno świeci niemal każdej nocy na niebie, ale nie jest to jego własne światło, a promienie słońca odbijające się od niego. Tak samo ja często wygrzewam się w blasku mych gości, i nie mam zamiaru tego ukrywać. :) Gdy taki Kamil Scheicht udostępni na swoim profilu wywiad u mnie – napędza mi setki nowych czytelników, część jednorazowo, część może jednak zawitać na dłużej.
I z tymi setkami to nie żart. Blog rozwija się w tempie bardzo szybkim również ze względu na Mojego Fejsa, przynajmniej pod względem liczby czytelników. A nie oszukujmy się, to też jest jeden z wyznaczników jakości (choć to słowo nie oddaje w pełni zamysłu) bloga. Pod tym względem Mój Fejs to świadoma strategia pozyskiwania nowych czytelników, co jak widać, sprawdza się. Ale do liczb jeszcze wrócę.
Mój Fejs jest też ostatnio sposobem na podtrzymanie życia na blogu. Głupio mi z tym, ale wyznaję to – ostatnio, mimo nowej, pięknej szaty, blog nieco zaniedbuję. Jednak w obecnej sytuacji zawodowej, gdy mam tak z dwa-dwa i pół etatu i pracuję (w ostatnim tygodniu tak było, serio) po 15 godzin na dobę nie mam po prostu sił na pisanie – każda godzina snu jest cenna. A tematów i pomysłów mam wiele. Od hashtagów na Facebooku, przez nowego iOS’a po jedno spostrzeżenie dotyczące blogosfery. Nie będę się dłużej tłumaczyć, bliższe mi osoby wiedzą, że nie mam lekko, ale niebawem się to zmieni. Jedno jest pewne – z regularnością pisania daję dupy. Jest to fakt niezależny od przyczyn.
Co ma z tym wszystkim wspólnego Mój Fejs? Pozwala on by minimum raz w tygodniu coś na blogu się pojawiło. Słabe to, ale lepsze niż nic. Na szczęście, wszystko się zaczyna prostować, także zawodowo, zatem i więcej czasu na pisanie się znajdzie. Już nie mogę się doczekać. Reklamodawcy też, bo i ci zaczynają się zgłaszać. Jest to coś, czego nigdy bym się nie spodziewał, blog o mojej tematyce nie ma zbyt wielu możliwości pozyskania reklamodawców (bo chyba nie Facebook :) ), ale ci sami zaczęli się mnie dopytywać o możliwość współpracy.
To teraz trochę liczb. Wszystkie teksty z cyklu Mój Fejs stanowią 18,27% wszystkich odsłon od początku istnienia bloga (a cykl wystartował dopiero w lutym). Mało? Nie sądzę, 1/5 ruchu i duży udział nowych czytelników (na poziomie 70-80 procent przy każdej odsłonie cyklu) to wystarczające argumenty za tym, by cykl pojawiał się dalej. Choć fajnie by było, gdyby te liczby spadły, ze względu na wzrost pozostałych treści, co, mam nadzieję, niedługo nastąpi.
Także Arturze – dziękuję za krytykę. Nie byłeś pierwszym, który wytknął mi kilku zarzutów odnośnie Mojego Fejsa. Jestem w pełni świadomy jego bolączek. I będę starał się ugryźć to tak, by było dużo lepiej. Już teraz mogę zapowiedzieć, że za dwa tygodnie pojawi się specjalna edycja dotycząca Tweetup Poland, przy którego organizacji pomagam. Twoje uwagi słyszałem już znacznie wcześniej, ale podobnie – słyszę też wiele pochlebnych słów, które nieco opóźniają podjęcie decyzji w temacie.