Media, zwłaszcza społecznościowe, są dla nas coraz bardziej zagrożeniem niż szansą. Od lat zastanawiałem się kto jest temu winny. Chyba już wiem.
Od marca prowadzę znowu dla studentów zajęcia w zakresie nowych mediów, influencer marketingu, chcąc im przekazać nie tylko wiedzę na temat tych pojęć, ale przede wszystkim – umiejętność krytycznego myślenia, chęć weryfikacji informacji oraz zrozumienie jak działają współczesne media. A działają coraz częściej na naszą niekorzyść i płynie z nich coraz większe zagrożenie. Przed tygodniem świat obiegła informacja o tym, że Facebook miał świadomość tego, że ma szkodliwy wpływ na swoich użytkowników, ale całkowicie to badanie zignorował, bo jednocześnie miało to świetny wpływ na ich wyniki, także finansowe. Mark Zuckerberg coraz chętniej broni „wolności słowa” na swojej platformie, nawet jeśli ta wolność pozwala złym ludziom wyrządzać krzywdę tysiącom innym ludzi. Twitter, dla porównania, zamierza tę swobodę komunikacji ograniczać, usuwając treści fałszywe i szkodliwe jak najszybciej się da.
Lubimy wyżywać się na osobach, które osiągnęły sukces
Ostatnie tygodnie, tak trudne dla milionów ludzi na świecie, to też czarna passa influencerów, także tych w Polsce. Coraz mocniej podważają swoim zachowaniem zaufanie, którym obarczyli ich miliony użytkowników. Wiarygodność, co podkreślam na każdym wykładzie i szkoleniu, to najważniejsza wartość każdego twórcy internetowego. Nie milionowe zasięgi. Nie setki kampanii reklamowych. Nie własne marki z produktami. Wiarygodność. Niemal w każdym tygodniu przekonujemy się jak bardzo o tym zapominają kolejne osoby. Najgłośniejsza sytuacja dotyczyła oczywiście Jessiki Mercedes, jednej z bardziej zasłużonych osób w tym środowisku. Przecierała szlaki, osiągnęła ogromny sukces, także tworząc własną markę odzieżową Veclaim. Podejrzewam jednak, że na dłuższą metę cały ten kryzys nie zaszkodzi jej za mocno, a jako konsumenci możemy wręcz na tym zyskać i uważniej patrzeć na ręce polskim markom.
Niemniej jednak, cała ta sytuacja to kolejny argument dla krytyków influencerów. Że są bezwartościowi, oszukują i to zakała ludzkości. A to jest, za przeproszeniem, gówno prawda. Bo wśród influencerów, jak w każdym zbiorowisku osób, będą przykłady osób szkodliwych, złych, jak i tych robiących wspaniałe rzeczy. Dziennikarze, influencerzy, prawnicy, policjanci, politycy, lekarze, kurierzy, prezesi korporacji, listonosze, miłośnicy muzyki techno, reggae, piłkarze amatorzy, tenisiści, zawodnicy brydża, weganie, mięsarianie, antyszczepionkowcy, naukowcy, historycy, muzułmanie, katolicy – w każdej grupie społecznej, w każdym zbiorze, znajdą się dobrzy i źli ludzie. Ale powszechna uwaga zawsze będzie skierowana głównie na te złe.
Problem współczesnych mediów polega na tym, że najmocniej przez szum komunikacyjny przebijają się złe przykłady. Wywołują emocje, generują kliki i budują powszechną świadomość całego środowiska. I jest to świadomość zakrzywiona, bo na pozytywne przykłady już mało kto zwróci uwagę. Media tradycyjne nie rzucą się na twórców, którzy robią dużo dobrych rzeczy, bo się ich boją. Bo wszyscy rywalizujemy o budżety reklamodawców. A te nie są z gumy. Media tradycyjne i twórcy treści – każdy zabiega o przychody z kampanii reklamowych marek. Dlatego też portale horyzontalne oraz plotkarskie będą zawsze opisywać wpadki influencerów i ich patologie – by kształtować negatywny wizerunek tego środowiska i generować masę kliknięć, które można potem zmonetyzować. A chwalić będą rzadko, bo po co im pomagać budować zasięgi i pomagać w rozmowach z reklamodawcami?
Co było pierwsze: jajko czy kura?
Niestety, to jednak nie media ponoszą w tym wszystkim największą winę. Od dekady, kiedy pracuję w branży mediów oraz reklamowej, zastanawiałem się co jest przyczyną postępującej degrengolady mediów. Rozkminiałem całe lata co było pierwsze: jajko czy kura? To wina nadawców mediów czy odbiorców mediów? Całe lata uważałem, że wina leży gdzieś po środku, lecz dzisiaj jestem już niemal pewien, że to wszystko wina nas, ludzi, konsumentów treści. To my, swoimi klikami, decyzjami o tym jakim treściom poświęcamy czas, co udostępniamy i wysyłamy sobie prywatnie z najbliższymi decydujemy o tym co się w mediach pojawia. To rodzice często nie kontrolują tego jakie treści konsumują ich dzieci, co prowadzi często to bardzo przykrych doświadczeń, a jednocześnie kształtuje kolejne pokolenie osób konsumujących treści.
Jednocześnie, ludzie nie mają świadomości tego jak działają media, brakuje powszechnej wiedzy na ten temat i złe decyzje często podejmujemy nieświadomie. Brakuje nam czasu na filtrowanie wiadomości, weryfikację źródeł i edukację osób w naszym otoczeniu. Ja od wielu lat staram się działać bardzo świadomie. Nie odwiedzam Pudelka, bo nie interesują mnie plotki i życie innych ludzi. Nie oglądam patostreamerów (a wiem, że powinienem choćby „w celach naukowych”), gdyż uważam to za pospolite zło, które należy jak najszybciej zwalczyć.
Jednocześnie, z treściami w Internecie jest zupełnie jak z pandemią COVID-19 – co z tego, że ja zrobię wszystko, by walczyć z problemem, skoro jeśli inni nie będą stosować podobnych metod to problem będzie jedynie postępował. I mam wrażenie, że niestety w większości społeczeństwa brakuje odpowiedzialności społecznej, brakuje chęci zmiany obecnie panującej sytuacji. Większość z nas (ja czasami także, co nieprzyjemnie drapie mnie po sumieniu) zapatrzona jest w siebie i swoje interesy. To nie jest tak, że całkowicie odpuszczam niskiej wartości treści (jak choćby niepoprawne politycznie memy), lecz dawkuję je sobie ostrożnie. Nie chcę z nimi przesadzać. Każdy z nas potrzebuje rozrywki i treści niezbyt ambitnych, lecz nie powinny one stanowić wszystkich treści, jakie konsumujemy.
Patologiczne igrzyska patologicznej rzeczywistości
Niestety, ludzkiej natury się nie oszuka, a ta od tysięcy lat jest niezmienna – potrzebujemy chleba i igrzysk. Dawniej rolę igrzysk zapewniali nam mordujący się na arenach wojownicy. W kolejnych wiekach były to choćby publiczne egzekucje. Globalizacja i rozwój mediów sprawiły, że igrzyska przeniosły przede wszystkim się do ekranów w naszych domach. Kochamy rywalizację sportową, ale sport to także reżyserowane walki wrestlerów. Rolę igrzysk pełnią także wszelkie reality show, które zaspokajają także inne potrzeby ludzi – potrzebę czucia się lepszym. Od tych ludzi w telewizji, którzy uprawiają seks w jacuzzi.
Internet sprawił, że igrzyska mamy dzisiaj przez całą dobę. I często nie możemy przestać nimi żyć, zapominając o sprawach ważniejszych. O patrzeniu na ręce władzy czy korporacjom. O dbaniu o relacje z najbliższymi. O dbaniu o samego siebie i czystość swojego umysłu. O rozwój. Co więcej, Internet sprawił, że nie tylko możemy być konsumentem treści w ramach tych niekończących się igrzysk, ale możemy w nich także uczestniczyć. Próg wejścia do pozostania influencerem, nadawcą treści stał się niebezpiecznie niski. Z jednej strony to ogromna szansa dla milionów ludzi, by się rozwijać i robić wspaniałe rzeczy. Sam jestem przecież tego przykładem – niespełna osiem lat temu założyłem tego bloga, a ta decyzja sprawiła, że prowadzę dzisiaj własny biznes. Niestety, nawet najlepsze narzędzia w rękach złych ludzi będą szkodzić. Nie tylko tym, którzy tych narzędzi używają, ale każdemu, kto treści stworzone za pomocą tych narzędzi będzie konsumował.
Patologia wolności słowa
Wolność słowa jest wspaniała i stanowi podstawę demokracji, kiedy jest używana z głową. A niestety i z tym mamy w ostatnich latach problem. Fakt, że każdy może się wypowiadać i zbierać za to lajki, serduszka, komentarze, a więc – atencję – sprawia, że nawet zwykli użytkownicy lubią często zabierać głos. I nie ma w tym nic złego, o ile głos zabierają z głową oraz w zakresie swoich kompetencji. Niestety, Internet i jego społecznościowa konstrukcja, sprawiły, że coraz częściej czujemy się zobligowani do tego, by głos zabierać w tematach, na które nie mamy pojęcia. To nie głos epidemiologów był w ostatnich miesiącach najgłośniejszy, a wszelkiej maści denialistów pandemii. Sama dyskusja z nimi dawała im zbędny rozgłos. A rozgłos podważał wiarę wielu osób w chorobę, która zabiła setki tysięcy osób. Pandemia nie jest kwestią wiary, to zwyczajny fakt. Dlatego współczesne media i ich powszechna dostępność oraz możliwość nadawania komunikatów to także źródło wszelkich teorii spiskowych. To źródło ignorancji na fakty i rosnącej wzajemnie nienawiści.
A przecież można zamilczeć. Można nie wypowiadać się. Ludzkość nie czeka na stanowisko każdego człowieka w sprawie każdej. Powściągliwość to talent coraz rzadziej spotykany, a jakże dzisiaj cenny. Po co dokładamy swoją cegiełkę do rosnącego szumu informacji. Dajmy się wypowiedzieć na pewne tematy wyłącznie osobom do tego upoważnionym zawodowo, moralnie lub w ramach jego kompetencji. Dlaczego o kwestiach naukowych opowiadają ludzie nie mający nic wspólnego z nauką? Milczenie jest złotem. Powstrzymanie swoich atencyjnych zapędów jest najlepszym, co możemy zrobić w tak wielu sytuacjach. „Nie znam się to się wypowiem” – mem, który stał się rzeczywistością obecnych czasów. Milcząc możemy naprawić media.
Istnieje skuteczna broń, która nam pomoże
Jak jeszcze możemy pomóc? Szkodliwe treści, publikowane przez szkodliwych nadawców informacji, niezależnie czy mowa o influencerach czy o mediach tradycyjnych czy zwyczajnych użytkownikach internetu, powstają po to, by zbierać atencję. Naszą uwagę, nasze reakcje, nasze komentarze, nasz czas, a tym samym, najprawdopodobniej, robić większe zasięgi. I na nich zarabiać. W tym łańcuchu życia treści jako konsumenci mamy jedno, bardzo skuteczne narzędzie – ignorancję. Otulmy nadawców szkodliwych informacji przytulną pierzyną naszej ignorancji. Ty, ja, Ty także, namów do tego choć jedną osobę. Ograniczaj swoją konsumpcję szkodliwych treści, zwracaj uwagę na te bardziej wartościowe informacje. Rozrywka również może być wartościowa, rzecz jasna.
Od dawna uważam za bardzo szkodliwe zjawisko „oglądanie czegoś dla beki”. Bo niektórzy zdają sobie sprawę z tego, że konsumują treści niskiej jakości, złe i szkodliwe, ale świadomie konsumują je „ironicznie”. Strasznie mnie to zjawisko irytuje i wiem, że nie mam na to wpływu, co irytuje jeszcze mocniej. Patostreamingu nie da się oglądać dla beki! Każde kliknięcie w takie treści daje ich twórcom przyzwolenie na dalszą szkodliwą twórczość. Chcesz ukarać Influencera za jego kryzys wizerunkowy, po tym jak zrobił coś szkodliwego? Przestań go obserwować! „Oglądanie dla beki” może jest dla Ciebie „dla beki”, ale dla platformy, nadawcy informacji w statystykach nie ma znaczenia czy zasięg jaki wygenerowały jego publikacje był efektem „oglądania dla beki” czy „oglądania na serio”. Algorytmy nie biorą pod uwagę „ironicznego oglądania”, a po prostu – oglądanie. Każde wyświetlenie, każda sekunda spędzona na konsumowaniu tych treści sprawia, że będzie ich jeszcze więcej, a zatem – jesteś przyczyną tego problemu.
Powściągliwość i ignorancja to nasza broń w walce o lepszy świat za pomocą mediów społecznościowych, które stały się bardzo istotnym elementem mediów. Wiem, że jestem pewnie mocno odosobniony w tak radykalnym podejściu do treści szkodliwych, zdaję sobie sprawę, że jestem często walczącym z wiatrakami współczesnego świata Don Troyannem. Nie wyobrażam sobie jednak o to nie walczyć, choćby dla własnego sumienia. Kiedy uznam, że dane medium, dany twórca jest szkodliwy – będę ignorował skutecznie. Jeśli powstanie na YouTube show poświęcone sportowi, zasilane w dużej mierze pieniędzmi bukmacherów, tworzone przez szkodliwe jednostki – nie będę klikał w ich filmy nawet jeśli codziennie znajomi podrzucają mi ciekawe linki do nich. Po prostu nie przyłożę ręki do jednego więcej wyświetlenia. Nie mam czystego sumienia, nikt nie ma, bo każdy potrzebuje czasem czegoś niezbyt wyrafinowanego. Staram się jednak, dla samego siebie i dla dobra ogółu, dbać o to, by szkodliwym treściom nie pomagać. Robię to nie tworząc bezwartościowych treści i minimalizując konsumpcję takowych. To dlatego zacząłem prowadzić na blogu serię Update – z potrzeby wskazania ludziom wartościowych treści. To dlatego napisałem ten tekst, który gromadził się we mnie od miesięcy. To dlatego uczulam na te wszystkie problemy swoich studentów.
Powściągliwość oraz otulanie szkodliwych nadawców pierzyną ignorancji – to pierwszy krok, byśmy mogli naprawić media i świat, które sami sobie zepsuliśmy.
A skoro już o robieniu dobrych rzeczy mowa, to zapraszam do zapisania się na mój newsletter, w którym dzielę się Dobrem, opowiadam o dobrych przykładach, zjawiskach i projektach w świecie influencerów. Bo dobrych jest cała masa. Tylko trzeba poświęcić na nie swój czas.
Autorem zdjęcia w nagłówku jest Gilles Lambert