Jak doskonale wiecie, bardzo kocham Foursquare’a. Tym bardziej boli mnie kierunek, jaki obrała firma decydując się jakiś czas temu na rozdzielenie najważniejszych funkcji swojej aplikacji w dwa osobne produkty.
O Foursquarze pisałem już nie raz, nie dwa. Udowodniłem wam dlaczego warto korzystać z tej aplikacji. Próbowałem oszacować ilu Polaków jej używa i dlaczego jest ich tak niewielu. Dwukrotnie zachęcałem do korzystania z Foursquare’a w ramach prelekcji na Czwartkach Social Media. Osobiście czuję, że co nieco dla tej firmy, kompletnie oddolnie, trochę w Polsce zrobiłem. Tym bardziej boli cios, jaki mi zadali przed paroma miesiącami.
Z początkiem maja Foursquare postanowił podzielić swoją aplikację na dwie: dotychczasowa służy za przewodnika i pozwala nam odkrywać ciekawe miejsca w każdym miejscu. Z kolei Swarm, nowe dziecko firmy, służy do podtrzymywania kontaktu ze znajomymi w okolicy. Nowa aplikacja jest całkiem fajna, to należy im oddać. Spełnia swoje zadania całkiem nieźle. Problemem jest to, że… Osobno te aplikacje są znacznie mniej użyteczne.
Długo wstrzymywałem się z instalacją nowej aplikacji, uznając ją za idiotyzm. Poza tym, nadal nie ma jej na Windows Phone. Ale skoro już bawię się Androidem od Acera… To Foursquare wymusił na mnie instalację Swarma. Spróbowałem, by wiedzieć czy warto hejtować. No i warto.
Przełączanie się pomiędzy aplikacjami to istna mordęga. Robię chech-in w Swarmie, widzę gdzie są znajomi. Sprawdzę knajpę – przełączenie. Hmmm, daleko, a ktoś inny? Przełączenie do Swarm. O, ciekawe gdzie to – przełączenie. Nie chodzi o samą płynność procesu, ale fakt, że ma on miejsce. W jednej aplikacji wszystko było spójne, obie funkcje się idealnie uzupełniały.
Ja rozumiem chęć wydzielania pewnych funkcji z niektórych aplikacji. Rozumiem, że Facebook pozwolił sobie na wydzielenie Messengera do osobnej aplikacji. Nie dość, że to bardzo ważna funkcja samego serwisu, to jeszcze ma on tylu użytkowników mobilnych (341 milionów korzysta z serwisu wyłącznie za pomocą urządzeń mobilnych), że ma to jakiś sens. Zuckerberg mógł sobie na to pozwolić – ma skalę działania.
Foursquare z kolei to zaledwie 45 milionów użytkowników. Wszystkich, korzystających mniej lub bardziej regularnie. Zamiast planować ekspansję zespół włożył mnóstwo sił w drugą aplikację, która zamiast urozmaicać doświadczenia użytkownika – wielu może odrzucić.
No bo jeśli chcę kolejnych znajomych przekonać do korzystania z serwisu to… Muszę go nakłonić do ściągnięcia dwóch aplikacji. I nauczyć go korzystać zamiennie. Nawet mnie byłoby ciężko do tego przekonać. A co dopiero innych, mniej zaawansowanych użytkowników. Wytłumacz im różnice między Foursquare’m a Swarm, kiedy jeszcze niedawno był to jeden serwis. I nadal jest. Ale w dwóch osobnych bytach
Tym oto sposobem Foursquare strzelił sobie mocno w stopę. Kocham ten serwis, ale od dawna obserwuję jego pokraczne podrygi zwane rozwojem. Życzę im jak najlepiej, lecz widzę, że właściciele serwisu błądzą w poszukiwaniu właściwej drogi. A dzięki Swarm muszą szukać dwóch dróg. Mam nadzieję, że to rozwidlenie kiedyś się zakończy, a drogi obu tworów się ponownie zejdą. Ale przecież trudno przyznać się do błędu.