Dawniej wystarczyło mieć półkę, by płyty katalogować alfabetycznie po artystach. No, albo kolorami, by osiągnąć jakiś artystyczny efekt. Dzisiaj zamiast półki mamy aplikacje streamingowe. Jak w nich utrzymać cyfrowy porządek?
Pojawienie się aplikacji streamingowych zmieniło absolutnie sposób, w jaki konsumujemy muzykę. Oczywiście nie wszyscy, bo wciąż wielu lubi kupować płyty winylowe czy CD (w tym i ja!), ale rynek zmierza do zdominowania dystrybucji muzycznej przez streaming.
Sam korzystam ze Spotify od 2013 roku, kiedy szwedzki serwis zawitał do Polski i jestem jego wielkim entuzjastą. Jednak jestem równie wielkim entuzjastą porządku i długi czas serwis denerwował mnie swoimi ograniczonymi możliwościami układania treści w obrębie aplikacji, czy to desktopowej czy mobilnej. Szwedzka firma jednak wciąż rozwija swoje możliwości (choć nie każda zmiana jest na lepsze) i daje narzędzia do sprawnej organizacji muzyki.
A ja kocham odpowiednią organizację muzyki. Dawniej, kiedy jeszcze dostęp do muzyki nie był tak prosty, miałem specjalną partycję dysku twardego w moim pececie poświęconą kolekcjonowaniu muzyki. By nie zgubiła się. Na tym dysku alfabetycznie sortowałem foldery dedykowane poszczególnym artystom, a następnie – albumom. To było kilkusetgigabajtowa kolekcja paru tysięcy artystów, z której bylem wielce dumny. Peceta jednak już nie mam, dysk twardy znacznie mniej pojemny, bo streaming naprawdę mocno ułatwił nam życie.
Jedno jeszcze musicie mieć na uwadze. Ten tekst powstał dla maniaków muzyki, którzy, podobnie jak ja, preferują słuchanie muzyki albumami. Ja uważam to za najlepszy sposób konsumpcji dźwięków, pozwalający najmocniej wejść w świat, który przygotowali dla nas artyści. Zdarza się, że słucham playlist, ale dotyczą one głównie muzyki techno, gdzie albumów aż tak wiele nie ma, albo mają dwa utwory. Zresztą, inaczej też techno kataloguję. Dlatego też nie jestem zbyt wielkim fanem playlist „Discover Weekly” czy „Daily Mix” – zdecydowanie bardziej wolę odsłuchać cały album niż playlistę generowaną przez algorytmy.
Kilka lat szukałem odpowiedniego sposobu, by wszystko odpowiednio sobie poukładać. Co dla mnie znaczy odpowiednio? Jestem zwolennikiem maksymalnej optymalizacji procesów, a więc jak najmniejszej liczby kliknięć, by wykonać pożądaną operację. W przypadku muzyki jest to uruchomienie chcianego albumu w jak najkrótszym czasie. Albo jak najszybsze dodanie albumu do kolejki do odsłuchania (bo nie mam ochoty na dany album w tej chwili, a nie chcę, by mi umknął).
Niesprawdzone metody
Spotify daje prostą metodę do tworzenia własnej biblioteki muzyki – wystarczy we wskazanym albumie kliknąć „zapisz”, przy utworze „lubię to”, a przy artyście „obserwuj”. W ten sposób tworzymy sobie bibliotekę dostępną z poziomu sekcji Biblioteka (w aplikacji mobilnej) czy też w pasku bocznym aplikacji desktopowej:
I to rozwiązanie właściwie jest dla wielu wystarczające. Obserwuj artystę, zapisz album, sortuj sobie całość alfabetycznie, tak można żyć i jest to w zasadzie… Odzwierciedlenie mojej kolekcji i metodologii kolekcjonowania muzyki sprzed lat. Ta metoda ma jednak jedną dużą wadę: nie jest zbyt odpowiednia dla miłośników optymalizacji. Scrollowanie takiej listy albumów może zająć trochę czasu (zwłaszcza jeśli mowa o kolekcji kilkuset albumów).
No to jest jeszcze prostsza metoda: nie zapisywać niczego, używać wyłącznie wyszukiwarki Spotify! Kilka kliknięć, wpisanie paru literek i już słuchasz tego, czego chcesz. Ta metoda ma jednak jeszcze więcej wad. Przede wszystkim – musisz wiedzieć czego chcesz słuchać, a więc – czego szukać. A ja wielokrotnie siadam rano do pracy i zastanawiam się: od czego by zacząć ten dzień? Nie chciałbym marnować zbyt wiele czasu na to zastanawianie się. Drugi problem to czas – od pomysłu przez wklepanie literek do odpowiedniego albumu może minąć kilka, nawet kilkanaście sekund. Zwłaszcza jeśli nie pamiętamy tytułu albumu, więc chcemy znaleźć go po profilu artysty, a to kilka dodatkowych kliknięć…
Wiem, pewnie wielu z was „te dodatkowe kliknięcia” wydadzą się jakąś paranoją czy też problemem trzeciego świata, lecz taki już jestem. Każdego dnia wykonuję setki zadań na komputerze lub telefonie, jeśli każde z tych zadań można wykonać sekundę czy dwie szybciej to w skali dnia jesteśmy w stanie zaoszczędzić co najmniej kilka minut. I jeśli wiem, że mogę coś robić szybciej, a tego nie robię to mocno się denerwuję. Ale to już jest temat na inny tekst, który pewnie w swoim czasie przygotuję – jaki mam workflow.
Moja metoda
Wracając do muzyki, mając tyle możliwości opracowałem własną metodologię, która już od 3-4 lat sprawdza mi się doskonale. Kierowałem się przy tym kilkoma cennymi założeniami:
- mam dobrą pamięć do dat – potrafię nawet odpowiednie miesiące swojego życia powiązać z danymi albumami,
- chcę jak najszybciej dotrzeć do pożądanego albumu,
- chcę odkrywać dużo nowej muzyki, ale nie zawsze będę chciał ją zachować w swojej bibliotece
I to w zasadzie tyle.
Jak więc wygląda moja metodologia?
Każdy nowy album, który chcę przesłuchać trafia wpierw na osobną playlistę – tworzę playlisty nazwane wykonawcą i nazwą albumu. Taka playlista trafia do folderu playlist o nazwie „DO PRZESŁUCHANIA”.
Istnienie tego folderu bardzo mi pomaga w kilku kwestiach. Przede wszystkim, kiedy jakiś album mnie zainteresuje, ale nie mam czasu go przesłuchać od razu (bo pracuję i potrzebuję czegoś bardziej do odtwarzania „w tle”) to taki album mi nie umknie. Często nawet zapominam skąd się wzięły dane płyty w tym folderze, ale zawsze daję im trochę czasu na wyczekanie i odsłuchanie, co najmniej dwu czy trzykrotne. Ponadto, posiadanie tego folderu sprawia, że sięganie po nową muzykę staje się prostsze. Zamiast słuchać to, co znamy i kochamy (a to zawsze najprostszy wybór psychologiczny u człowieka) podejmuję mniejszy wysiłek, by sięgnąć po coś świeżego, nieznanego. To sprawia, że poznaję wreszcie więcej muzyki niż kiedykolwiek.
Ok, ale skąd biorę nową muzykę? Tutaj mam kilka źródeł odkrywania albumów, które trafią do folderu DO PRZESŁUCHANIA:
- Generowana automatycznie playlista Radar premier – jednak ona coraz mocniej mnie zawodzi, algorytmy Spotify nauczyły się chyba, że słucham wyłącznie techno, a obecnie nie słucham go prawie w ogóle
- Last.fm – ten serwis ma zdecydowanie lepsze algorytmy sugerujące muzykę dla mnie, dlatego raz na parę tygodni odpalam sobie jego podpowiedzi, odszukuję odpowiednie albumy na Spotify i dodaję do folderu,
- serwisy muzyczne – nie lubię czytać muzycznych recenzji, ale sam fakt, że się one pojawiają oznacza, że pojawiają się nowe albumy, które można odnaleźć następnie na Spotify. Tutaj śledzę głównie Consequence of Sound, Nowa Muzyka, Resident Advisor czy Pitchfork,
- znajomi – mam w znajomych parę osób, które jeszcze czasem wrzucają jakieś posty w media społecznościowe o muzyce i których gustom ufam. To także sposób, by polecony album odnaleźć na Spotify i dodać do mojego magicznego folderu.
Ale przecież nie każdy album, który trafi do tego folderu mi się spodoba. Co więc dzieje się dalej z moimi playlistami?
Opcje są dwie: trafiają do kosza lub trafiają do kolejnego folderu. Tym razem już docelowego. Ale i tu mam swoją metodologię. Tworzenie folderów dla każdego artysty i następnie każdego albumu byłoby zadaniem karkołomnym, czasochłonnym i powieliło by minus rozwiązania natywnych Bibliotek Spotify – wciąż dużo scrollowania. Zamiast tego tworzę foldery poszczególnych lat, w których wydawane są albumy. A i te foldery mają swoje podfoldery.
Rynek wydawniczy dla techno (czy w ogóle muzyki, którą można określić jako „klubową”) oraz pozostałej jest zgoła różny. Producenci techno wydają kilka EP-ek rocznie, każda po 2-3 utwory. Gdybym miał je kolekcjonować obok pozostałych miałbym znowu wielki bałagan. Dlatego kataloguję je w osobne foldery w obrębie jednego roku. Zaś w danym folderze układam albumy nie chronologicznie (datą wydania), a ich „istotnością” dla mnie. Czyli im ważniejszy album w danym roku, a co zatem idzie, im częściej będę chciał po niego sięgać, tym wyżej się on znajduje.
Playlisty pomiędzy folderami można swobodnie przesuwać, także przeniesienie z folderu DO PRZESŁUCHANIA do ALBUMY 2019 jest dziecinnie proste. Co prawda, wyłącznie na desktopie, nie na telefonie, ale porządki muzyczne i tak wolę robić właśnie na komputerze.
Takie rozwiązanie, choć nie idealne, sprawia, że dużo szybciej docieram do albumów, na które akurat mam ochotę. Pomaga mi również odkrywać nową muzykę i niejako zmusza mnie do tego, by folder DO PRZESŁUCHANIA jak najczęściej czyścić: usuwać z niej kolejne playlisty lub je przenosić do kolejnego albumu. Moja metodologia ma jeszcze jeden plus, który doceniam przeważnie w styczniu. Wtedy to tworzę popularne na tym blogu podsumowanie muzyczne danego roku, a mając już poukładane hierarchicznie playlisty jest to znacznie prostsze.
Podsumujmy sobie:
- Każdy album do przesłuchania staje się playlistą
- Najpierw playlista trafia do folderu DO PRZESŁUCHANIA
- Następnie trafia do kosza lub do odpowiedniego folderu danego roku oraz rodzaju albumu
Otwarcie folderu z rokiem to jedno kliknięcie, otwarcie folderu z rodzajem muzyki (ALBUMY / TECHNO) to drugie kliknięcie, odnalezienie albumu to niewiele lub zero scrollowania. Odpalenie odpowiedniej playlisty to ostatnie, podwójne kliknięcie. Tym samym oszczędzam czas, nie muszę wklepywać literek w wyszukiwarkę, zastanawiać się jak się nazywa dana płyta, czy tez przekopywać się przez stronę danego wykonawcy by znaleźć TĘ POŻĄDANĄ płytę. Kilka sekund zaoszczędzone.
Ciekaw jestem czy macie jakieś swoje sposoby na porządkowanie muzyki w Spotify, czy też macie to zupełnie w pompie? Może wówczas moja metoda stanie się dla was przydatna. Owszem, wymaga to na początku nieco pracy, ale potem bardzo ułatwia pracę.