Strach w obliczu straty – recenzja serialu „Outsider”

Obecna sytuacja na świecie sprawia, że będziemy mieli dużo więcej czasu niż zazwyczaj na domowe rozrywki. Zamiast załamywać ręce cieszę się, albowiem to dla mnie spora szansa na nadrobienie tych dziesiątków seriali, które odkładałem od miesięcy. Na pierwszy ogień wybrałem „Outsider”.

Nie jest to co prawda serial na szczycie mojej listy do nadrobienia, lecz miałem ochotę na coś mrocznego, niecodziennego, niezrozumiałego. Równie niezrozumiałego jak momentami sytuacja za oknem. Produkcja bazująca na książce Stephena Kinga wydawała się więc do tego idealnym materiałem. Już po pierwszych dwóch odcinkach byłem bardzo zaciekawiony, tym co przygotowało HBO, więc potem już poszło łatwo (6 ostatnich odcinków w niedzielę :D). Jest to o tyle ciekawe, że w ostatnich latach brakowało naprawdę dobrych produkcji kinowych czy telewizyjnych bazujących na twórczości Kinga. Byłem więc przed seansem „Outsidera” mocno sceptyczny i podchodziłem z lekkim dystansem.

Pozornie mamy do czynienia z historią typową dla podobnych dzieł: policja śledzi sprawę morderstwa dziecka, szybko ją zamyka, by potem odkrywać kolejne aspekty sprawy i dojść do paranormalnej prawdy. Motyw ten przewija się mocno w dziełach Kinga, ale nie zawsze sprawdza się na ekranie. Co sprawia, że „Outsider” jest naprawdę ciekawą pozycją? Wydaje mi się, że przede wszystkim fakt, iż jest to serial (dziesięć niespełna godzinnych epizodów), nie dwugodzinny film. Tym oto sposobem ma czas i miejsce na odpowiednie zbudowanie bohaterów, ich umotywowanie, tworzenie odpowiedniego klimatu nawiązującego do „True Detective”. To właśnie te elementy sprawiają, że całość chłonie się naprawdę przyjemnie.

Widziałem w sieci wiele opinii, że serial jest nierówny, lecz moim zdaniem to jeden z najlepiej wyważonych seriali ostatnich miesięcy. Każdy odcinek jest niespieszny, w odpowiednim tempie podaje kolejne informacje, zagłębia się w bohaterów, by po chwili ujawnić coś niesamowicie istotnego. Doskonale reguluje kolejne odkrycia, dość szybko także ujawniając tajemnice, nie czekając z tym do samego końca. Poza tym, jak na Kinga, jest to dość „normalna” historia, gdzie nawet nadprzyrodzone siły wydają się dość zrozumiałe. 

Świetnie z tym koresponduje postać głównego bohatera, Ralpha Andersona (Ben Mendelsohn), który jest tak mocno przywiązany do faktów i realiów swojego świata, że jego walka z możliwością uwierzenia w nadprzyrodzone jest właściwie momentami głównym elementem historii. Ma to jednocześnie przełożenie na jego osobiste problemy i traumę, z którą próbuje sobie od dawna poradzić. Dużo w tym serialu prób radzenia sobie ze stratą w wielu wymiarach (nomen omen?). Dużo decyzji podejmowanych pod wpływem bólu. Prób okiełznania bólu. Ten serial znacznie więcej czasu poświęca ludziom, ich cierpieniu niż poszukiwaniu „złego”, mordercy dziecka. Momentami tempo jest aż nieco zbyt wolne, ale całkowicie rozumiem taki zabieg artystyczny. Bywałem czasem znużony, lecz nawet wtedy nie narzekałem, bo było co oglądać. Choć mam wrażenie, że całą historię można by zmieścić w jeden, może dwa epizody mniej.

A jeśli już tak skonstruowano historię to nie mogłaby się ona udać gdyby nie fenomenalna robota całej obsady. Ależ tutaj imponuje Ben Mendelsohn, który każdym swoim gestem i spojrzeniem daje do zrozumienia, że wypełnia go żal. Po kilku latach grania czarnych charakterów bardzo chciałem go obejrzeć w czymś bardziej przyziemnym i tutaj sprawdza się wybornie. Świetnie wypada także Jason Bateman, choć jego postać nie różni się za mocno od innych postaci, w które zwykł się wcielać. Ależ wspaniale ogląda się w każdej scenie w postaci owdowiałej Marcy Julianne Nicholson. Kapitalnie ogląda się Billa Campa, Paddy’ego Considine, Mare Winningham czy Dereka Cecila. No i jeszcze Cynthia Erivo, dla której ta rola może okazać się wielkim przełomem.

Największe wrażenie robiła na mnie jednak warstwa realizacyjna. Kapitalna praca kamery to zdecydowanie najmocniejszy punkt „Outsidera”. Większość emocji buduje się tu właśnie obrazem, powolnym ruchem kamery, przybliżeniami, odjazdami, przeostrzeniami na poszczególne elementy kadry, samo kadrowanie. Już dawno nie widziałem tak dobrej pracy kamery w produkcji telewizyjnej. Co istotne, nie był to zabieg artystyczny dla samej sztuki, a właśnie dla budowania narracji, klimatu i tonu całej opowieści. Powolnie, momentami leniwie. Wspomaga to oczywiście przemyślany montaż, który nawet w bardziej drastycznych momentach nie skacze bezcelowo po kadrach. To wszystko uzupełnia jeszcze przepiękna, budująca tonację, ale nienarzucająca się w narracji muzyka. I choć nie są to motywy specjalnie odkrywcze, to jednak wspaniale wypełniają każdy kadr, moment odpowiednich scen. Buduje aurę niepokoju, tajemnicy.

„Outsider” nie był może serialem, który wybitnie porwał mnie emocjonalnie i zaangażował w pełni, bo mam wrażenie, że dałoby się ten serial zrobić w dwa odcinki mniej nie tracąc przy tym nic istotnego. Natomiast jest to naprawdę wspaniale opowiedziana historia, pełna pięknych, przemyślanych kadrów i doskonałej gry aktorskiej. I choć bazuje to wszystko na książce Stephena Kinga to jest jakimś dalekim kuzynem „True Detctive”, zwłaszcza pierwszego oraz trzeciego sezonu serialu. Jest więc bardziej dramatem niż kryminałem czy horrorem, choć w każdym niemal odcinku mamy elementy śledztwa oraz nadprzyrodzone, straszne zjawiska. 

A wy trzymajcie się ciepło w czasie tej kwarantanny i nadmiar wolnego czasu spróbujcie spędzić jak ja nadrabiając serialowe zaległości. Śledzenie informacji jest ważne, ale nie można się temu w pełni poświęcać. Trzymajcie się przede wszystkim zdrowo i wspierajcie swoich bliskich choćby słowem przez Internet.

Partnerzy Troyanna