Ponad ćwierć wieku temu w Polsce zakończył się komunizm (doskonale pamiętam te czasy, żyłem w PRL-u całe osiem miesięcy) i zaczęliśmy żyć w kapitalistycznym świecie. Mam jednak wrażenie, że część dawnych nawyków powraca.
Nie wiem, może to spostrzeżenie nieco na wyrost, bo początkowo tekst miał zupełnie do komunizmu nie nawiązywać, ale tak jakoś mi się skojarzyło. Wszak dystrybucja zasobów była często narzucana z góry (przydział na towary), zaś teraz dystrybucję narzucamy sobie sami, jak chcemy. Co mam na myśli?
Dysponujemy coraz większą liczbą produktów i usług dostępnych w modelu subskrypcji, czyli dostarczanie nam określonej liczby dóbr, spełnianie różnych elementów piramidy naszych potrzeb w zamian za stałe opłaty. Kiedyś te opłaty były na nas wymuszane (po prostu mniej się zarabiało), teraz płacimy z własnej woli, z wygody. Za co?
- Muzyka? Płacisz miesięczny abonament za subskrypcję jednej z kilku usług (Spotify, Apple Music czy inne).
- Filmy, seriale? Masz Player.pl, od niedawna także Netflix. Albo możliwość nieograniczonego chodzenia do kina w Cinema City.
- Jedzenie? Tak tu też możesz odprowadzać miesięcznie określoną kwotę i otrzymywać codziennie gotowe posiłki, jak choćby w DietBox.. Albo masę innych przekąsek.
- Ubrania? Tak, je też możesz otrzymywać co miesiąc, uiszczając stosowną kwotę za miesięczny abonament, jak choćby skarpetki w Sockwork.
- Granie w gry? W PlayStation Plus masz co miesiąc nowe tytuły, w Xbox masz Games with Gold. Dla pecetowców Electronic Arts przygotowało EA Access.
- Inne zabawki? Masz GeekFuel.
- Kosmetyki? Odpowiedzią na Twoje potrzeby jest Glossybox. BeGlossy. ShinyBox. I miliard innych.
- Potrzeby fizyczne? Tutaj masz karnet na siłownię lub basen.
Mógłbym tak wymieniać jeszcze długo. Większość potrzeb z piramidy Maslowa jesteśmy w stanie zaspokoić wykupując abonament w jednej z tego typu usług, całkowicie odcinając się od tych przyziemnych obowiązków. A będzie tego jeszcze więcej.
I szczerze, nie zdziwię się, jeżeli za parę lat (miesięcy?) będziemy mogli wykupić sobie subskrypcję na życie: miesięcznie płacisz określoną (sporą) kwotę, pozbawiając się większości pieniędzy, jednocześnie mając spokój z gospodarowaniem funduszami, zasobami i własnymi potrzebami.
Wygrywa wygoda, zwolnienie nas z myślenia. Gwarancja stabilności. Znacznie łatwiej byłoby nam obarczyć winą za kiepskie zarządzanie zasobami usługodawcę samego siebie, prawda? Jednak czy nie jest to jednak mentalny powrót do komunizmu, kiedy decyzje we wszystkich niemal obszarach życia podejmował za nas ktoś inny? Bo choć wiesz, że coś dostaniesz, nigdy nie wiesz co. Miałeś dziś ochotę na kurczaka, dostawca Twojego cateringu uznał jednak, że potrzebujesz pizzy. Chciałeś czerwone skarpety, otrzymałeś znowu białe. Nie tak jak chcesz, ale jednak – potrzeby zaspokojone.
Sam korzystam z kilku tego typu usług (Spotify, Netflix) i jest to bardzo wygodne i czasem żałuję, że nie ma podobnych rozwiązań w innych obszarach życia. Cieszę się jednak, że sam o wszystkim mogę decydować i nie zwalniam się z myślenia o zarządzaniu własnym życiem. Nie lubię jak ktoś decyduje za mnie o tym co jem, co ubieram, czego słucham (dlatego nie korzystam z playlist Discover Weekly na Spotify).
Nigdy nie chciałbym opłacać subskrypcji na życie. Ty chyba również, prawda?
Autor zdjęcia na górze: Joseph Barrientos