Paręnaście dni temu w domu popsuł mi się najważniejszy mebel – wieża hifi. Dzięki temu poznałem świetnego człowieka, który dał mi kilka refleksji na temat dzisiejszych technologii.
Moja wieża marki JVC ma już 15 lat. Dostali ją moi rodzice od babci, która akurat przebywała w USA. Sprzęt z najwyższej półki, ale jednocześnie duży i ciężki. Po kolejnych przeprowadzkach zaczął wadzić rodzicom, zwłaszcza z wadliwie działającym odtwarzaczem płyt. Mnie do szczęścia płyty są zbędne. Dlatego, gdy starszyzna zakupiła do salonu nowe audio ja przejąłem JVC do swojego pokoju i zaadaptowałem na swoje cyfrowe potrzeby – podłączanie do komputera.
Sprzęt jest stary, niemal z niczym dzisiejszym nie jest kompatybilny, żadnych USB czy mini-jacków. A głośniki podłącza się na jakieś dziwne kolorowe głośniki. Ale to monstrum wytwarza najlepsze dźwięki, jakie kiedykolwiek słyszałem w jakimkolwiek domu. I to w moim. Wieża przeprowadzała się ze mną już trzy razy, a podczas najważniejszej, z Gdańska do Warszawy, powierzyłem ją w niezbyt delikatne dłonie kurierów. Została uszkodzona, ale działała. Machnąłem ręką. Wada odezwała się niedawno – po dwóch latach. No i napędzany miłością do dźwięków wytwarzanych przez wieżę popędziłem do serwisu.
Ktoś mi na Facebooku polecił serwis Gruba Nuta na Mokotowie. Dotarłem (a dźwiganie tego ustrojstwa nie należało do łatwych), a na miejscu poznałem pana Bogdana, poczciwego staruszka, który w swoim fachu siedzi już ćwierć wieku. Skarcił mnie, że tak długo zwlekałem z naprawą uszkodzeń, groził palcem, że to może być nie do odratowania. I wiedziałem, że ma rację – z jego oczu biło przekonanie o własnym doświadczeniu i umiejętnościach. To taki typ prawdziwego specjalisty, których już mało.
Jednocześnie pan Bogdan z wielkim szacunkiem i podziwem wyrażał się o tym, co mu podrzuciłem na biurko. Uznał, że takich sprzętów już nie robią, a moje audiofilskie ego zostało połechtane. Od razu wiedziałem, że oddałem swoje zaadaptowane dziecko w najlepsze możliwe ręce. Ręce, które dotykały tysięcy urządzeń zanim nastała era elektronicznych, łączących się z Internetem i ze wszystkim dookoła systemów audio. Minęło kilka dni i, co prawda wysokim kosztem, ale udało się w wieżę tchnąć drugie życie. To zdanie powstaje jakiś kwadrans po powrocie do domu i podłączeniu sprzętu do głośników. Gra jak dawniej – pięknie.
Cała ta historia i rozmowy z serwisantem wzbudziły we mnie jedno spostrzeżenie – dzisiaj nie robi się sprzętów tak dobrych jak niegdyś. Kiedyś producenci stawiali przede wszystkim na długotrwałość i jakość działania produktów. Dzisiejszy cykl życia sprzętu jest znacznie krótszy. Mogłem niewiele dołożyć do kosztów serwisu i kupić nowy soundsystem do domu, ale ten przetrwałby trzy do pięciu lat – producenci chcą byśmy im płacili częściej, dlatego planują krótsze życie swoich sprzętów. Podobnie jest z innymi kategoriami produktów, jak komputerami czy smartfonami.
Dochodzi tu oczywiście dynamiczny rozwój obu rodzajów sprzętu, ale nie zmienia to faktu – mało kto ma telefon starszy niż dwa lata. Ja ze swoim czteroletnim iPhone’m 4 czuję się dziwnie. Komputery z Windowsem wymieniamy co trzy – cztery lata. A moja wieża JVC ma piętnaście lat i gra nadal lepiej niż niejeden soundsystem w klubach. I szczerze – chcę by działał drugie tyle. Panie Bogdanie, dziękuję.