Stało się, po ponad pięciu latach z iPhone’ami wybrałem nowy telefon spoza portfolio Apple. Bardzo głupie posunięcie, zważywszy na fakt posiadania MacBooka. Ale jak bardzo go potrzebowałem.
Nie zrozumcie mnie źle – iOS to nadal moim zdaniem najlepsza dla mnie platforma mobilna jaka istnieje. I zdaję sobie sprawę z ograniczeń stosunkowo młodego przecież systemu Windows Phone. Ale cóż, telefonem bawię się już ponad dwie doby i póki co nie żałuję. Choć nie powiem by było idealnie, to ja po prostu…
Potrzebowałem świeżości
Poważnie. Pięć i pół roku na jednej platformie to bardzo dużo. To moje całe smartfonowe życie. I w tym czasie iOS nie zmienił się za bardzo. Owszem, głównie dlatego, że jest po prostu bardzo dobry, a dobrego nie ma co zmieniać. No i były przecież zmiany wizualne, jak choćby w ostatnim iOS7. Ale to nadal jedynie kosmetyka, i mimo, że na lepsze, to jabłkowy OS po prostu mi się przejadł. Potrzebowałem zmiany, czegoś, co sprawi, że będę mógł na nowo jarać się tym jakże ważnym gadżetem. Odkrywać jego zakamarki, przebijać się przez głupio zaprojektowane ustawienia, dotykać zupełnie nowych ikonek czy wkurzać się na słabe aplikacje.
W iOS wszystko było bardzo intuicyjne. Wychodzi nowa aplikacja, a Ty wiesz czego gdzie szukać. Kolejne odsłony systemu to świetne usprawnienia, lepsze opcje dostępne w jeszcze lepszy sposób. Do tego prostota synchronizacji z OS X – iPhone jest genialnym narzędziem. Ale mnie już się znudził. I tutaj przychodzi oczywiste pytanie…
Czemu nie Android?
Bo jestem do niego zrażony. Po części przez to, że urządzenia na nim działające, z którymi miałem do czynienia były gniotami z niższych półek. Bawiłem się parę chwil Note’m, Nexusem i innymi dobrymi urządzeniami, ale… Jakoś mnie nie zachwyciły. No i sam system jest bliźniaczo podobny do iPhone’a. I nie masz gwarancji aktualizacji. I nie wiesz nigdy czy dana aplikacja jest dobrze zoptymalizowana pod Twoje urządzenie. Android to dużo zmiennych. Oczywiście, bardziej ogarnięte osoby wgrają swoje launchery i inne ulepszenia softu, ale ja nie mam na to czasu ani odwagi. Tak jak nie odważyłem się na jailbreaka w telefonie Apple. Skoro nie Android to jedyną alternatywą pozostaje Windows Phone, ale…
Dlaczego Lumia 1020?
Bo jest duża. O rany, jakie męczące było robienie czegokolwiek na ekranie o wielkości 3,5 cala! Byłem tak już tym zmęczony, że rozważałem nawet Galaxy Note’a. Albo Lumię 1520. I dobrze, że się nie zdecydowałem, bo Lumia 1020 ma „tylko” 4,5 cala, ale wydaje się to rozmiarem dla mnie odpowiednim, choć wciąż moja dłoń odczuwa dziwne przyzwyczajenie do malutkiego ajfona i nie czuje się z tym komfortowo. Kwestia przyzwyczajenia.
No i ten aparat. Jest magia. Wiadomo, że 41 megapikseli to głównie chwyt marketingowy, ale optyka Carla Zeissa już nie. Zresztą od lat to Nokia ma najlepsze pod kątem optyki aparaty w telefonach, choć i soft jest w nich coraz lepszy. Chyba ogólnie zapiszę się na jakiś kurs fotografii, bo nie ogarniam tych wszystkich ISO i innych parametrów. Aparat jest bajeczny. Zobaczcie sami:
Sam system operacyjny jest ładny, ma bardzo fajną typografię i przyjemne dla oka animacje. Pod względem wielu funkcji jest wybrakowany, ale da się to przeżyć. Jednak tylko w jednym przypadku, ponieważ…
Nie rozstaję się z iPhone’m
Poważnie. Drugi telefon (a nawet trzeci biorąc pod uwagę także służbowy) to kolejne urządzenie, które trzeba nosić, ładować i aktualizować. Ogólnie niepotrzebne i na co to komu? Mnie. Nie wyobrażam sobie życia bez aplikacji typu Pocket, Wunderlist czy Sleep Cycle, których nie ma w Windows Phone Marketplace. Ok, są odpowiedniki, ale nimi nie jestem zainteresowany.
Na szczęście dysponuję jeszcze drugą kartą SIM (z iPada), na której miesięcznie mam do wykorzystania 10 GB internetu. Nie wiem jeszcze w jakim stopniu Lumia korzysta z internetowych pakietów, ale wiem, że jeżeli internetu mi zabraknie – udostępnię go sobie z drugiego telefonu.
Jest jeszcze jeden pozytywny aspekt posiadania drugiego telefonu, a jest nim bateria. Wychodząc w piątek na imprezę korzystałem głównie z Lumii, której bateria umiera niestety bardzo szybko. Gdy już umarła – na iPhone’ie wciąż miałem 70%. Przeżyję w tym wielkim świecie mając dwa smartfony pod ręką.
Poczciwe jabłuszko wyczyściłem ze wszelkich zbędnych aplikacji, dzięki czemu łatwiej mu się żyje. Bo dziadek już konał od nadmiaru zadań jakie mu powierzałem (pełna synchronizacja, działanie na iOS7, który wymaga większych mocy obliczeniowych). Jeszcze trochę czasu razem spędzimy. Będzie on teraz bardziej iPodem niż telefonem, bo pozostawiam sobie na nim muzykę, na Lumii ograniczę się do Spotify.
Na tę chwilę to wszystko, postaram się wam raz w tygodniu podsumować jak przebiega proces migracji mojego umysłu z iOS na Windows Phone. Nie będzie lekko, ale już nie mogę się doczekać wspólnych przygód, jakie są przede mną i Lumią. Może nie będzie to łatwy związek, ale na pewno będzie ładny. W czterdziestu jeden megapikselach wszystko jest ładne. ;)