Radiohead to nie tylko jeden z najważniejszych zespołów muzyki współczesnej, ale i zbiór pięciu naprawdę wybitnych artystów. Jeden z nich planuje w przyszłym roku wydać wreszcie swój pierwszy solowy album.
Swoje płyty wydawał już lider grupy, Thom Yorke. Dużą działalność solową prowadził Jonny Greenwood, który wyprodukował kilka genialnych ścieżek dźwiękowych do filmów, jak choćby “There Will Be Blood”, a także koncertował z orkiestrą pod batutą Pendereckiego. Jego brat, Colin co prawda nic własnego nie wydał, ale udzielał się w wielu pobocznych projektach. Nawet perkusista Phil Selway ma na swoim koncie dwa solowe albumy na gitarę akustyczną. W tym wszystkim brakowało jedynie Eda O’Briena, który od dawna miał wszelkie dane ku temu, by nagrać własnym sumptem coś niesamowitego.
Każdy, kto zna Radiohead nieco lepiej i widział ich na żywo, wie, że właściwie każdy z członków zespołu, może poza Selwayem na koncertach, jest multiinstrumentalistą i na koncercie sięga po instrumenty z różnych kategorii. Nie inaczej jest z O’Brienem, który nie dość, że pięknie gr ana gitarze, to i z instrumentami perkusyjnymi czy elektronicznymi radzi sobie nieźle. A do tego ma jeszcze jeden wielki atut: głos. To jego wokal wspiera Yorke’a na płytach czy koncertach, a brzmi doskonale (wsłuchajcie się w “Street Spirit”, “Paranoid Android”, “Nude”, “Weird Fishes”, “Identikit” i wiele innych). Z takim głosem ten koleś mógłby być czołowym wokalistą w jakiejkolwiek innej grupie. W Radiohead jest jednym z wielu geniuszy, składa się na sumę doskonałości całego zespołu.
Zawsze jednak marzyłem o tym, by usłyszeć jego solowe dzieło. Jak zdradził ostatnio w wywiadzie na antenie radia BBC – marzenie to się spełni! O tym dowiedziałem się z Consequence of Sound, zaś cały wywiad można przesłuchać na stronie rozgłośni, jednak najważniejsze, że pomimo promocji albumu “Moon Shaped Pool” i planowanej na przyszły rok trasy koncertowej O’Brien znajdzie czas na wydanie swojej muzyki, która narodziła się w Brazylii, gdzie niedawno mieszkał z rodziną przez rok, odcinając się na długie miesiące od cywilizacji i prowadząc proste, wiejskie życie. Wręcz nie mogę sobie wyobrazić tych kompozycji i dla mnie jest to już w tej chwili najbardziej wyczekiwany album 2017 roku. Co ciekawe, kiedy miesiąc temu po koncercie Radiohead w Berlinie zachwycaliśmy się ze znajomymi całym występem, raz jeszcze podkreśliłem jak bardzo bym chciał usłyszeć solowy projekt Eda. Cóż, po raz kolejny okazało się, że jest ze mnie prawdziwy Wróżbita Maciej.