Niebawem do polskich kin trafi wreszcie film „Czas Mroku” przedstawiający pierwsze dni urzędowania Winstona Churchilla na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii na początku II Wojny Światowej. Z wielu powodów bardzo czekałem na tę produkcję.
Przede wszystkim, poprzedni rok dał nam już jeden doskonały film osadzony w niemal tych samych dniach historii – „Dunkierkę”. Poszerzenie tematu o nowe spektrum i perspektywy mogło być więc ciekawym zabiegiem, choć z zupełnie innej perspektywy i z diametralnie inną narracją. Po drugie, wiele osób typuje Gary’ego Oldmana, wcielającego się w rolę Churchilla, do nagrody Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki filmowej. Tak, Gary Oldman, ma spore szanse sięgnąć po Oscara, choć obawiałem się nieco, że doskonała, choć trudna, charakteryzacja skrępuje nieco jego umiejętności aktorskie i zachwyci bardziej niż sama gra. Obawiałem się także filmu obarczonego zbyt dużym ładunkiem patosu i wybielaniem postaci historycznego polityka.
Wyzwanie – okiełznać nieokiełznaną postać
To, co otrzymujemy to przede wszystkim bardzo dobrze zaplanowany i napisany scenariusz, gdzie wszystkie elementy dobrze ze sobą współgrają. Mamy możliwość obserwować Churchilla nie tylko w trakcie pełnienia służby, ale także za kulisami. Co prawda, większość czasu zakulisowego wciąż pełni służbę, co wpływa mocno na jego życie osobiste, a raczej jego brak. Obserwujemy także całkiem sporo scen, gdzie narracja prowadzona jest z perspektywy jego maszynistki (premier pisze telegramy także w trakcie kąpieli), w którą wciela się Lily James.
Dość sporo czasu poświęcono także zaprezentowaniu otoczenia politycznego w tamtym okresie i generalnej niechęci wrogów i sprzymierzeńców do nowo wybranego premiera podejmującego niewygodne, niepopularne i nieprzychylne decyzje. Churchill w „Czasie Mroku” to osoba ambitna, inteligentna i błyskotliwa, ale jednocześnie nieokiełznana, mająca sobie za nic savoir vivre i nadpobudliwa. I choć jest to osoba niewygodna dla wszystkich ze swojego otoczenia, z żoną oraz królem na czele, to jest to też jedyna osoba, która może obronić Anglię przed Hitlerem.
Scenariusz dobrze balansuje pomiędzy gloryfikacją świetnego stratega politycznego, militarnego oraz intelektualisty oraz człowiekiem niemal pruderyjnym i niszczącym dla bliskich. Co jednak najistotniejsze – film nie zapędza się w ślepy zaułek patosu, co uczyniłoby krzywdę tej postaci. Jest w filmie jeden moment zbliżający się do zbędnego patosu, jednak cały seans, który mija dość szybko, zdominowany jest przez inne uczucie – wzniosłość. I choć z niego blisko do patosu, to ani razu nie czułem, by ta granica została przekroczona. Co więcej, wzniosłość nie jest też tutaj na tyle przesadna, by przeszkadzała w odbiorze.
Jednak w niemal każdej scenie odczuwałem powagę sytuacji, dramat bohatera, który zmuszony jest podejmować decyzje o śmierci kilku tysięcy żołnierzy. Bywają momenty, że Chirchill próbuje być bardziej ludzki, uczuciowy czy empatyczny, ale nie potrafi, co sprawia mu cierpienie. Widać to najmocniej w scenie w metrze, w której, choć dzieje się tak naprawdę niewiele, można poczuć szybsze bicie serca.
Ciasno, mrocznie i niewygodnie
Kolejnym mocnym punktem produkcji są na pewno scenografie. Choć większość scen rozgrywa się w zamkniętych przestrzeniach, przygotowane są one pieczołowicie i oddają klimat poszczególnych scen. Dom Churchilla, choć wypełniony książkami, jest zakurzony i lekko zabałaganiony. Izba Gmin jest duszna i przytłaczająca, a znajdujący się pod ziemią Gabinet Wojny ciasny i spowity mrokiem.
Nie da się opowiadać o tym filmie nie zwracając uwagi na charakteryzacje. Nie tylko Churchill jest pod tym względem dobrze przygotowany, choć to oczywiście Gary Oldman miał tu największe wyzwanie. Codzienne przygotowanie aktora do roli starego, grubego człowieka trwało około czterech godzin, a było w nim ciasno i niewygodnie. To mocno krępowało jego ruchy, ale nie krępowało jego talentu.
Bo choć momentami właściwie nie sposób rozpoznać tutaj znanego przecież aktora, tak wypada w tej roli bardzo dobrze. Przytłaczająca charakteryzacja zaś sprawia, że większą część odgrywania roli Churchilla przypada na grę oczami oraz, przede wszystkim, głosem. Ten zaś potrafi zdominować sceny, w których bierze udział. Ale ten film to nie tylko Oldman, ale i dobre kreacje drugoplanowe: Mendelson, Lily James czy Kristin Scott Thomas doskonale odnajdują się w otoczeniu Churchilla, bojąc się go, próbując go zrozumieć i okiełznać.
„Czas Mroku” ma też do zaoferowania wiele ładnych zdjęć i dobrze zaplanowanych kadrów dla miłośników ładnego kina. Choć większość scen zamknięta jest w spowitych mrokiem oraz dymem cygara Churchilla ciasnych pomieszczeniach, to wiele z nich potrafi zrobić wrażenie.
Podsumowanie
Produkcja Joe Wrighta, choć ma w sobie wiele doskonałych elementów i mierzy się z trudnym tematem, jest w stanie sprostać legendzie Churchilla. Nie przedstawia jego postaci w pełni (obserwujem jedynie kilka tygodni z jego życia), nie wybiela go, ale przede wszystkim jest w stanie opowiedzieć ciekawą historię skomplikowanego człowieka. Gary Oldman wypada w tej roli naprawdę dobrze, i choć nie widziałem jeszcze zbyt wielu konkurencyjnych kreacji ubiegających się o oscarowe nominacje, nie zdziwię się, jeśli statuetka trafi w jego ręce. I nie będzie to decyzja zła. Po seansie ciężko mi było o wielki zachwyt, jednak w jego miejsce dopadła mnie wspomniana już wzniosłość. To nie jest film, którym można się jarać, ale film, który można bardzo mocno cenić.