Po nadrobieniu „Tego” nadeszła pora, by zobaczyć w kinie jeszcze jeden film, który zapowiadał się na najciekawszą premierę we wrześniu – „Kingsman: Złoty Krąg”.
Złoty środek
Pierwsza odsłona agencji wywiadowczej stworzonej przez Matthew Vaughna szturmem podbiła serca widzów trzy lata temu. Nie tylko łącząc brytyjską klasę i elegancję, odważny humor z naprawdę szurniętymi pomysłami i ciekawymi scenami akcji. Scena rozgrywająca się w amerykańskim kościele na zawsze już chyba przejdzie do historii kina, bo takiej rozróby w tak świętym miejscu jeszcze w kinie chyba nie było. Generalnie, sukces pierwszej części polegał na sprawnym wyważeniu powagi i konwencji znanej z ekranizacji przygód Jamesa Bonda z całkowicie oderwanymi od rzeczywistości sekwencjami, co w efekcie dawało lekki, ale niegłupi film rozrywkowy. Czy to mogło się udać po raz drugi?
W drugiej części nasi ulubieńcy mierzą się z jeszcze przebieglejszym antagonistą, a właściwie antagonistką, w której rolę wciela się Julianne Moore. Jej postać, Poppy, zaszyła się gdzieś głęboko w dżungli skąd prowadzi globalny kartel narkotykowy, lecz jako kobieta z ambicjami chciałaby ze swoim „przedsiębiorstwem” działać publicznie i trafić na listę Fortune 500 jako najlepsza bizneswoman w historii. By tego dokonać opracowuje całkiem niezły plan, ale także niszczy agencję Kingsman, wobec czego osieroceni Eggsy oraz Merlin szukają pomocy za wielką wodą u swojej siostrzanej, amerykańskiej agencji Statesman.
Zachwiana równowaga
Już nie wchodząc w to dlaczego brytyjscy agenci nie wiedzieli o istnieniu bliźniaczej formacji skoro dysponują zaawansowanymi technologiami szpiegowskimi, warto podkreślić, że to całkiem ciekawe rozszerzenie formuły. Dzięki temu jesteśmy w stanie pośmiać się nieco z Amerykanów, co niestety najczęściej sprowadza się do stereotypów, nie zaś błyskotliwych dialogów (co było silnym punktem pierwszej części). Daje nam to jednak kilka nowych, ciekawych postaci, ale o tym później. Scenariusz „Złotego Kręgu” często też zahacza o motywy nawiązujące sentymentalnie do „Tajnych Służb” co jest nieco zbędne i tylko nuży.
W ogóle, największym problemem drugiej odsłony agentów Vaughna jest to, że film, choć mocno rozrywkowy, jest generalnie nudny i niczym nie zaskakuje. To nie tylko kwestia tego, że jak na tego typu kino jest stosunkowo długi (2 godziny i 21 minut to o co najmniej pół godziny więcej niż standard dla tego typu produkcji), ale też nie dostarcza niczego nowego. I ok, to wciąż fajna rozrywka, ale powtarzalna i za każdym kolejnym razem bawi coraz mniej.
Sukces pierwszego filmu opierał się na idealnym balansie pomiędzy klasą, a gimbazjalnym humorem, tutaj ten balans mocno został zachwiany i szyk oraz elegancja treści nieco zanika pod naporem niezbyt porywającego dowcipu. I owszem, może to bawić, ale zdecydowanie mniej niż trzy lata temu.
Elton krąży wokół nas
Ciężko przyczepić się za to do kreacji aktorskich. Moore jako narkoboss z fiksacją na popkulturę amerykańskich lat pięćdziesiątych jest urocza (szkoda, że jedyne, co robi to siedzi w dwóch lokacjach i gada). Colin Firth jest Firthem z pierwszej części, Mark Strong bardzo mocno przyciąga oko, choć dla części żeńskiej pewnie nie mniej niż Channing Tatum. Egerton z kolei potwierdza, że jest utalentowanym chłopakiem. Jednak dla mnie show kradną Pedro Pascal, Jeff Bridges i przede wszystkim Elton John grający samego siebie. Ileż dystansu do siebie musiał on mieć akceptując taki scenariusz. <3
W kwestii realizacyjnej otrzymujemy to, co doskonale znamy, lekko efekciarski ale poprawnie zrealizowany film. I choć otwierający film pościg po ulicach Londynu robi niezłe wrażenie, tak brakuje sceny tak widowiskowej i zapadającej w pamięć jak kościelna masakra z pierwowzoru.
Pierwszy film „Kingsman” zaskoczył wszystkich bardzo pozytywnie, stawiając sobie jednocześnie dość wysoko poprzeczkę, do której w kontynuacji nie potrafił doskoczyć. I choć generalnie otrzymujemy niemal to samo, lecz w większej ilości, to niestety nie jest to krok w dobrym kierunku. Mając do czynienia z filmem rozrywkowym, który momentami potrafił mnie rozbawić, odczuwałem mocne znużenie i wyczekiwałem szybkiego końca. I nawet ciekawe i dobrze zagrane postaci nie mogły mnie przekonać. Obawiam się, że o tej produkcji dość szybko zapomnę.