Czas zbiec na ziemię

Kilka dni temu ukończyłem pierwszy plan treningowy. Nie wątpiłem, że uda się go zrealizować. Poprzeczkę powiesiłem sobie nisko, by później ustawić ją bardzo wysoko. W sumie, to za wysoko jak dla mnie. W sierpniu planowałem zrobić półmaraton.

Biegam regularnie niespełna trzy miesiące i udało mi się tym zarazić. Pokonywanie kolejnych barier, dłuższe dystanse, lepsze czasy – to wszystko nakręca do podnoszenia sobie celów jeszcze wyżej. Od marca realizowałem plan, który miał sprawić, że przebiegnę 5 kilometrów bez postoju w niespełna 29 minut. Kiedy dwa tygodnie przed finiszem pokonałem dystans siedmiu kilometrów bez postoju wiedziałem, że dam radę. W głowie już knułem plany na kolejne miesiące.

Pierwszy plan był planem minimum. Potrzebowałem takiego niskiego celu, którego realizacja podbuduje mnie psychicznie, da mi motywację do dalszego wysiłku. Po jego realizacji miał przyjść cel bardzo ciężki do realizacji, ale wykonalny – Półmaraton Praski pod koniec sierpnia. Kiedy przebiegłem pierwszy raz 10 kilometrów wydawało mi się, że jest to bardzo możliwe, to przecież niewiele ponad drugie tyle, a mam jeszcze trzy miesiące.

Endomondo

Po powrocie z biegu, który zakończył pierwszy plan treningowy wróciłem w euforycznym stanie, uruchomiłem Endomondo i ustawiłem kolejny plan. Jednocześnie, mądrzejsze ode mnie osoby zaczęły mi mówić, że półmaraton po niespełna sześciu miesiącach treningów to jednak nieco za szybko. Ale byłem uparty. Ustawiłem sobie plan, wyczekując pierwszego treningu w czwartek. Jednak dzień wcześniej, grając w piłkę, dość mocno obiłem sobie kolano i ledwo chodząc uznałem, że muszę dać nodze odpocząć i dojść do siebie.

Mając w głowie rady znajomych i w nodze lekki ból, a przed sobą perspektywy regularnej (dwa razy w tygodniu) gry w piłkę nożną uznałem, że nie będę miał czasu, by dobrze przygotować się do półmaratonu. Według ustalonego planu już wczoraj miałbym przebiec 15 kilometrów. I pewnie dałbym radę, ale sprawiłoby mi to więcej bólu niż radości. A nie chcę się zniechęcić do biegania.

Zszedłem na ziemię: półmaraton w tym roku jest dla mnie niewykonalny. Może i doczołgałbym się na metę, ale sprawiłbym tym samym dużą krzywdę organizmowi. Choć bardzo chciałem osiągnąć wysoki cel, to jednak czasem warto odpuścić. Jestem zwolennikiem myślenia długofalowego, a start w sierpniu był odskokiem od tej reguły. Chciałem sobie i innym udowodnić, że jestem zajebisty i mogę zrobić coś niemal niemożliwego. Uznałem, że i tak już jestem – bo w ogóle nadal biegam!

Ok, ale co teraz? Ustawiam sobie plan na 15 kilometrów, do końca września. Będzie łagodniej, spokojniej, pozwoli łączyć mi bieganie z kopaniem piłki. 2-3 treningi biegowe, dodatkowo dwa mecze w tygodniu i ruchu mi nie zabraknie. Jednocześnie, jakieś drobne urazy, jakże częste w sporcie kontaktowym, nie będą mnie stresować. Gdybym planował półmaraton w sierpniu, to każdy drobny uraz mógłby mi te plany pokrzyżować, dobijając mnie psychicznie. Nie chcę tego. Wolę na spokojnie. Przyjemnie.

10380766_1092022170814632_1275072138571427933_n

Tymczasem planuję pierwszy w życiu start, w The Color Run w Poznaniu 21 czerwca. Dystans pięciu kilometrów jest małym wyzwaniem dla mnie, ale w tym biegu nie liczy się czas, a zabawa. Ma być kolorowo, radośnie, w gronie bliskich mi osób. I tak powinien wyglądać pierwszy start w poważniejszym biegu. Poważniejszym niż przebieżka po okolicy. Tak chcę zapamiętać pierwszy start – radość, zabawa. Półmaraton byłby bardziej budujący psychicznie, ale jednocześnie mocno katorżniczy dla organizmu. Wysokie cele zrealizuję, w odpowiednim czasie.

To z kim widzę się w Poznaniu? :)

Partnerzy Troyanna