Kiedy dwa lata temu pojawiła się wieść o tym, że w rolę Batmana wcieli się Ben Affleck większość komentujących przyjęła informację dość krytycznie. Ja co prawda byłem sceptyczny, ale ocenię dopiero jak zobaczę.
Rozpisywałem się już nie raz, jak uwielbiam trylogię Nolana osadzoną w Gotham City. Wytworzyłem wokół tego dzieła swoją własną mitologię, w myśl której wszystko inne będzie złe. Postawiłem adaptację uniwersum na prywatnym piedestale nie dopuszczając innych interpretacji. Choć komiksów nie czytałem, uważałem, że to ich najlepsze odwzorowanie.
Jednak nic nie trwa wiecznie, Nolan nie będzie reżyserował kontynuacji, Bale nie będzie Waynem, a Caine Alfredem. Nadchodzący w przyszłym roku „Batman vs Superman: Świt Sprawiedliwości” jest czymś zupełnie innym i bardzo chcę się na to otworzyć. Tak jak Affleck niekoniecznie pasował mi do tej roli Mrocznego Rycerza, tak większy problem widziałem w Zacku Snyderze, którego filmy są dobre, ale… tylko dobre. Ma na swoim koncie kilka ekranizacji komiksów, wszystkie dobre, jednak zbyt dalekie są od mojej (czyli nolanowskiej) wizji Batmana.
Pierwszy teaser sprzed paru miesięcy utrwalił mnie w przekonaniu, że nie wiem czego się spodziewać, więc ciężko oceniać. Dopiero pokazany przed paroma dniami na Comic Con w Sand Diego trailer ujawnił nieco więcej. I nagle zacząłem wierzyć również w Snydera. Oczywiście, ciężko oceniać cokolwiek na podstawie zwiastuna, jednak wprowadza on w klimat, który przewodzić będzie filmowi: Batman będzie bohaterem zbłąkanym, wściekłym. Kto wie, może to spojrzenie na uniwersum DC, a na Mrocznego Rycerza w szczególności, przypadnie mi do gustu. Może Snyder mnie pozytywnie rozczaruje. Może Affleck spełni moje nadzieje. Dowiemy się o tym za dziewięć miesięcy.
Jednocześnie świat obiegła informacja o tym, że w kolejnym samodzielnym filmie o strażniku Gotham, Ben Affleck będzie nie tylko tytułowym bohaterem, ale i reżyserem. I tak jak nie do końca byłem przekonany do obstawienia go w roli Bruce’a Wayne’a, tak posadzenie go na reżyserskim stołku to dla mnie świetny prognostyk. Uważam, że jest znacznie lepszym twórcą niż aktorem (choć w „Gone Girl” był również świetny), i ma na swoim koncie co najmniej dwie bardzo dobre produkcje: „Operację Argo” (za który dostał przecież Oscara!) oraz jeszcze lepsze „Miasto Złodziei”.
Napawa mnie to nie lada optymizmem i wiem jednocześnie, że podjęcie się reżyserii nowego Batmana będzie dla Afflecka największym wyzwaniem w jego karierze. On sam też zapewne zdaje sobie z tego sprawę i wie jakie brzemię spoczywa na jego barkach. Powiem więcej, reżyseria kolejnej części Batmana może być dla niego tym samym, czym dla Christophera Nolana był „Batman: Początek”. Czyli przepustką na filmowy piedestał. Nolan wcześniej robił bardzo dobre filmy, ale dopiero adaptacja Mrocznego Rycerza stworzyła z niego maestro. Affleck może podążyć podobną ścieżką, choć w Hollywood pracuje znacznie dłużej, jednak nigdy nie był przesadnie doceniany, zwłaszcza aktorsko.
Jaki wniosek z tego wszystkiego można wyciągnąć? Nie oceniamy książek po okładkach, więc nie oceniajmy filmów po zwiastunach. A tym bardziej po informacjach o wykonawcach ról i reżyserach. Wielokrotnie zdarzało się, że głośno krytykowane decyzje personalne okazywały się pozytywnymi zaskoczeniami. Tak było kiedy w roli Jokera Nolan postanowił obsadzić Heatha Ledgera. Efekt? Jedna z najlepszych kreacji w historii kina. Poczekajmy więc do premiery kolejnych dzieł Afflecka. Ja jestem pełen nadziei.
PS. Nawet jak się zawiodę na Afflecku, to na pewno zawodu nie sprawi mi Wonder Woman, czyli przepiękna Gal Gadot.
PS2. Idę kończyć zabawę w Gotham City w grze.
PS3. Za kilka dni… A nie, poczekam z dobrymi informacjami.