Długo zastanawiałem się czy pisać tekst o serii „BoJack Horseman”, skoro miesiąc temu zrobił to w świetny sposób Andrzej Tucholski. Na tyle świetny, by przekonać mnie do oglądania.
Uznałem jednak, że mimo, iż jego tekst już jest świetną rekomendacją, chciałbym do niej dodać kilka swoich spostrzeżeń, skoro w zaledwie 10 dni udało mi się połknąć całe trzy sezony serialu Netflixa. Ponadto, pomimo wielu uniwersalnych problemów i moralnych wątpliwości, serial ten jest jednocześnie bardzo osobisty i każdy spojrzy na niego z nieco innej perspektywy.
Wiem również, że „BoJack Horseman” nie jest żadną nowością – wszak za nami już trzy sezony, a czwarty jest już w produkcji, więc zapewne wiele osób ma już ten świetny serial za sobą. Kiedy jednak zacząłem rozmawiać ze znajomymi, to okazało się, że w zasadzie nie tak wielu w ogóle o nim słyszało. A kurczę, on zasługuje na uwagę każdego, mimo powszechnego obecnie zachwytu nad „The New Pope” czy „Westworld”. Zwłaszcza, że animacje są przez wielu traktowane po macoszemu, jako „bajki dla dzieci”. Ten serial jednak zdecydowanie nie jest dla dzieci. Nie tylko ze względu na wulgarny język, dość perwersyjne sceny czy nadużywanie alkoholu i narkotyków przez bohaterów, ale i przez tęgie rozkminy, w które nas wprowadza. A do nich trzeba czasem dojrzeć.
„BoJack Horseman” to historia… KONIA z Hollywoo (nie, to nie literówka. Zobaczycie sami o co chodzi…). Tak, uniwersum jest tutaj zamieszkane zarówno przez ludzi, jak i humanoidalne zwierzęta. Nasz koń jest pięćdziesięcioletnim aktorzyną, który lata swojej sitcomowej sławy ma za sobą i… Żyje tylko dlatego, że jest sławny. Poszukuje sensu życia. W codziennych czynnościach, w sztuce, próbując odnaleźć się w meandrach showbiznesu, komentując kolejne startupy i świat nowych mediów.
Towarzyszy mu przyjaciel labrador Mr Peanutbutter, który jest głupkowatym lekkoduchem. Jest jego agentka, kotka, Princess Carolyn, oraz postaci ludzkie, jak Todd mieszkający w willi BoJacka czy biografka naszego głównego bohatera Diane. I masa innych postaci, tragicznych, zabawnych i wielowymiarowych. To tak w skrócie, bez spoilerów, wygkąda. Jednak tym was nie przekonam. Więc czas wytoczyć solidniejsze argumenty. A tych jest wiele.
1. Absurd
Kwestią wybijającą się na pierwszy plan w „BoJack Horseman” jest absurdalny do granic możliwości czarny humor. Czasem przesadzony, i nieco obrzydzający, niczym w „Miasteczku South Park”, częściej zaskakujący, jak w „The Simpsons”. Cynizm BoJacka jest tutaj zdecydowanie na pierwszym miejscu, ale każdy bohater wnosi tutaj nieco humoru, każdy na inny sposób. Czy to Todd w pokrętny sposób szukający logiki, czy to głupkowaty Peanutbutter albo sarkastyczna niczym legendarna „Daria” Diane. Dodajmy do tego, fakt, że zwierzęta są tutaj „ludźmi” i często wystarczy zwierzęce zachowania przenieść na ludzkość, by było zabawniej.
2. Nowe „Californication”
Kto to jest? Mieszka w Los Angeles, dawniej był znanym artystą, obecnie mieszka w luksusowych warunkach, a mimo tego potrafi się obudzić pijany na podjeździe do obcego domu, toczy wewnętrzną walkę między dążeniem do wielkich, wzniosłych, artystycznych osiągnięć, a ciągnięciem na dno najbliższych, spotyka się z gwiazdami showbiznesu, ale nie potrafi zbudować trwałych związków z nikim wokół. Brzmi jak Hank Moody, prawda? Prawda, ale to także idealny opis naszego tytułowego bohatera.
3. Humor
Świat w tym serial jest częściowo osadzony w naszej rzeczywistości, a częściowo jest jego parodią i karykaturą. Ciężko czasem się połapać w tej cienkiej granicy, co z kolei sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, czy aby nasza rzeczywistość nie staje się karykaturą samej siebie… Całość jednak opiera się na pieruńsko doskonale napisanych dialogach. Dialogach tak szybkich, mocnych, że wielokrotnie zdarzało mi się pauzować odcinek, by na spokojnie zrozumieć całość. Trochę to przeszkadza, ale warto się wysilić, by pojąć wielopłaszczyznowe puenty.
4. Nowe media
Motyw świata mediów, ich współczesnych problemów czy wyzwań przewija się w serialu wielokrotnie. Czy to motywacja dziennikarzy, ich warsztat, cele BuzzFeeda (tutaj nieco błędnie przetłumaczonego na „Pudla”), prowadzenie profili gwiazd na Twitterze, zarabianie na Instagramie, magia selfie i wiele innych motywów. Sprowadzane do poziomu absurdu rzeczy, które dla nas są rzeczywistością i codziennością.
5. Znajome twarze
W serialu swoje gościnne występy odnotowują gorące nazwiska Hollywood, choćby Andrew Garfield (gwiazda niedawnego filmu „Przełęcz Ocalonych” – tutaj recenzja), Daniel Radcliffe, Jessica Biel czy Naomi Watts. Zawsze z dystansem do samych siebie i w ciekawych aranżacjach.
6. Znajome głosy
Jeśli zaś nie występują w roli samych siebie, znane osoby ze świata kultury i showbiznesu użyczają swojego głosu fikcyjnym bohaterom. Jednemu z głównych, Toddowi, choćby Aaron Paul, który w późniejszych odcinkach jest także jednym z producentów serialu. A do tego dochodzi J.K. Simmons, Stanley Tucci, Olivia Wilde, Rufus Wainwright, Liev Schreiber… Pełna lista tutaj.
7. Gry słów
To moje ulubione gry (ok, może poza Fifą…). Tutaj doprowadzone do perfekcji. Nie tylko dzięki temu, że można wykorzystać tu wiele zwrotów frazeologicznych związanych ze zwierzętami, ale i samymi sytuacjami. Niemal każdy dialog jest wzbogacony o tego typu wielowarstwowe kwestie, które mają znaczenie i dosłowne i dodatkowe, jakieś ukryte. Jestem pełen podziwu dla scenarzystów. Napisali to cudownie.
8. Doskonałe tłumaczenie Netflixa
Równie cudowną robotę wykonali polscy tłumacze Netflixa, którym chciałbym tutaj gorąco podziękować. To jedna z najlepiej przetłumaczonych rzeczy, z jakimi miałem w życiu styczność. W jednym szeregu stawiam „BoJacka” z książkami Tolkiena w przekładzie Marii Skibniewskiej, bo choć to inne dzieła, to wyzwania w oryginale są duże. Bo większość gier słownych, groteskowych dowcipów czy związków frazeologicznych ciężko przetłumaczyć zachowując ich sens. Tutaj nie tylko się to udało, ale i zrobiono na tyle świetnie, że czasem puenty zyskiwały kolejne znaczenie. I mogłem śmiać się z nich lub zastanawiać nad nimi zarówno w oryginale, jak i po polsku. Jeden dialog – dwa wybuchy śmiechu. Tłumaczenie tego serialu to sztuka.
9. Sens życia
Między tymi wszystkimi śmiesznymi i absurdalnymi rzeczami pojawiają się jednak bardzo ważne pytania o to kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Poważnie. W jednej chwili chcesz płakać ze śmiechu, a w drugiej próbujesz się nie rozpłakać nad kwestią, która działa niczym pięść w łeb i nie wystawia Twojego zestawu wartości na próbę. Przez trzy sezony padło tyle znakomitych podsumowań, że aż zmuszało do myślenia. A jedną myśl aż sobie postanowiłem zapisać:
I do not do the whole 'love’ thing. Either you end up hurting someone or they hurt you. So, what’s the point?
Dodajmy do tego tematy, które przewijają się w serialu: aborcja, jak radzić sobie ze śmiercią, osobami chorymi na raka, karierą, pedofilią, sztuczną inteligencją… Jest naprawdę grubo.
10. To o nas
Najlepsze jest jednak to, że mimo swoich absurdów, komizmu i dziwnych, oderwanych od rzeczywistości sytuacji, w których znajdują się w każdym odcinku bohaterowie serialu, jesteśmy w stanie odszukać się w nich. Sam bardzo często orientowałem się, że myślę „ej, mam tak samo” po puentach BoJacka czy Diane. I pewnie każdy z nas znajdzie w tym serialu trochę siebie. I być może dlatego ten serial tak bardzo wciąga.
Nie widziałem w tym roku zbyt wielu seriali, a większość to kontynuacje serii, które już widywałem. „BoJack Horseman”, choć nie jest serialem nowym (ma już dwa lata), to pozostanie dla mnie odkryciem tego roku. Jeśli więc jeszcze nie widziałeś – koniecznie odpal Netflixa. Najpierw jednak weź kilka dni wolnego.